Dzień Dziecka Utraconego

W tym dniu nie może nie pojawić się ten wpis. Mam w sercu i w pamięci Emilkę i wszystkie te Dzieci, które odeszły przedwcześnie. To nie miało się im zdarzyć.

Mam również w pamięci Was , Rodziców i Bliskich tych Dzieci. Niezapełniona pustka towarzyszyć będzie przecież do końca życia. 

w…

… Dniu Dziecka Utraconego mam w pamięci i w sercu wszystkie te Dzieci, które odeszły przedwcześnie. Niepotrzebnie i bez sensu. Mam też w pamięci wszystkich nas, rodziców osieroconych, którzy zostali z tym przeogromnym i niezrozumiałym smutkiem w sercu. 
W tym roku minęło sześć lat a ja wciąż nie zrozumiałam sensu Śmierci naszej córeczki, Emilki i wiem, że nigdy się go nie dopatrzę. 

sześć lat temu…

…Odeszła od nas Emilka. Żyła czternaście dni i tak, mogę to powiedzieć , moja Córka walczyła przez te czternaście dni o to aby z nami zostać. Los chciał inaczej, nie dał szczęśliwego zakończenia tej historii. 
Nie ma dnia, żebym o Emilce i o tym co się stało nie myślała i już wiem, że tak raczej będzie ale szczęśliwie z biegiem lat czasu a przede wszystkim wraz z obecnością Jasia z nami, proporcje tych wspomnień i nasilenie bolesności jest jednak coraz to inne i na pewno o czym zawsze mówię, największym darem i szczęściem jest to, że jest z nami Jaś. Mówiąc kolokwialnie ale prawdziwie – jest dla Kogo żyć.

Pomyślcie dziś, proszę, o małej, walczącej Dziewczynce. 

…takie…

…”święto”, którego dziś nigdy nie chciałabym „dobrowolnie” obchodzić.
Dzień Dziecka Utraconego.
Mam w sercu i w pamięci nie tylko naszą Emilkę ale i wszystkie te Dzieci, które przedwcześnie odeszły. I Was, Rodziców, którzy na swój sposób tą tragedią zostali naznaczeni i osieroceni i których część serca wraz z tą niepotrzebną śmiercią umarła również.  

Ostatnio znów spotkałam się z krytyką przeżywania przez kogoś jego żałoby po stracie dziecka. Sądzę, że rodzicom osieroconym ( i nie tylko, uważam, że po prostu osobom w żałobie) ostatnie czego potrzeba to mądrzenia się osób postronnych w sprawie przeżywania ich straty. 

pięć lat…

…minęło od dnia, kiedy na swój sposób zamknął się pewien rozdział naszego z P. życia. 
Spytałam wtedy „Jak teraz żyć?”. Nie wiedziałam. Czy znalazłam odpowiedź na to pytanie po pięciu latach też nie wiem. Moja żałoba trwa i wiem, że w tym przypadku trwać będzie do końca mojego życia. Koniec kwietnia i maj zawsze już przywodzi na myśl wspomnienia tamtych trudnych, mrocznych dni i tego wszystkiego co się wtedy stało. Pisałam wielokrotnie, że nie pogodzę się ze śmiercią Emilki nigdy i tak jest. Nauczyłam się natomiast z tym wszystkim żyć chociaż rany emocjonalne są.

 

pięć lat temu…

…przyszła na świat Emilka. Nasza dzielna, walcząca o to aby jak najdłużej być z nami Dziewczynka. 
W tym roku czas zatoczył koło i jest to jak te pięć lat temu, wtorek. Pogoda jest inna niż wtedy, nie zanosi się na śnieg.
Koniec kwietnia i początek maja to dla mnie zawsze bardzo trudny czas.
I niestety, w moim przynajmniej przypadku, czas nie leczy ran.
 

Dzień Dziecka Utraconego…

…kolejny. „Święto” (źle to jakoś brzmi ale jak to nazwać), w które los wtłoczył nas bez pytania cztery lata temu. 
Czas mija i nie jest mi wcale lżej z tą świadomością, że ten dzień stał się częścią naszej rodziny choć bez naszej woli. Tak naprawdę ten dzień i tak jest taką naszą niechcianą codziennością a konkretnie piętnastego października myślę intensywniej o wszystkich Dzieciach Utraconych i ich Bliskich. I także o tym, że co roku gdy piszę ten wpis, tych osieroconych rodziców pojawia się niestety, więcej. W tym roku wstrząsnęły mną dwie śmierci dzieci, synów Nicka Cave’a, i Filipa Chajzera. To ci, o których wiem, a ilu rodziców nie z pierwszych stron gazet a przecież tak samo cierpiących zostało w ciągu tego roku od poprzedniego dnia Dziecka Utraconego, osieroconych? 

Jest mi na pewno lżej znosić ten dzień mając obok siebie Janeczka.
Może zabrzmi to jakoś górnolotnie (szczerze mówiąc jest mi to dokładnie obojętne) ale nie wiem co bym zrobiła, w jakim miejscu swojego życia byłabym gdybyśmy Jego nie mieli. Jest Wielkim Darem.

Myśli moje w tym dniu płyną do wszystkich Was, którzy nagle lub niekoniecznie (na niczyją śmierć nie da się „przygotować”, „nastawić”, na śmierć dziecka tym bardziej) zostaliście sami. Przytulam Was mocno chociaż tak wirtualnie ale chcę abyście wiedzieli, że mam Wasze Dzieci i Was w moim sercu. 

Cztery lata temu…

…jeszcze nie o tej porze dokładnie ale nastąpił się koniec naszego, mojego i P. , świata. Jak ja to nazywam, tego dnia skończyło się moje pierwsze życie. 
Tamtego strasznego dnia spytałam we wpisie „Jak teraz żyć?”. Odpowiedzi na to pytanie chyba wciąż nie do końca udało mi się poznać.

Wiem natomiast KTO dał mi siłę i spowodował, że dalej tu do Was piszę.
Mój Mąż. I pewien Ktoś, na Kogo wpatrywałam się dziś dobry kwadrans, jak śpi spokojnie oddychając i o czymś tam chyba śniąc sobie… 

Trudne są te dni majowe, pełne takich „naszych”, niezrozumiałych dla wielu rocznic…
Dni Matki takich dziwnych, niepełnych, potem Dni Dziecka, (tak, to już czerwce), które są też inne niż sporej części rodziców.
Takie nasze brzemię, które wlec będziemy do końca życia.
I jak zawsze tego dnia przypomnę sobie jednego z bardzo niewielu mądrych, sensownych księży, których miałam okazję poznać w życiu. Ksiądz, który spotkał nas w CZD tamtego dnia, po Jej Śmierci, był właśnie takim. Do końca życia wdzięczna Mu będę za tamtą rozmowę, którą z nami przeprowadził, wszystkie słowa wsparcia, które wtedy nam przekazał i chęć pomocy. 

Dziś obudził mnie deszcz…Świat też płacze. 

nie prosiłam…

…, żeby mieć chociażby świadomość tego, jaki jest dziś dzień prócz imienin Jadwigi. Los zechciał inaczej.

Tak, dziś jest kolejny Dzień Dziecka Utraconego, który mnie i P. dotyczy. 

W myślach i w sercu mam dziś wszystkie te dzieci, które nie przeżyły własnych rodziców. I tych rodziców, których to potworne doświadczenie dotknęło.

Szczególnie myślę o mamach, które swego czasu nie miały bądź nie będą mieć zbyt dużo czasu na żałobę z racji podjęcia się nowej roli, czyli opieki nad wnukami. Nad mamą Anny Jantar, Anny German i Anny Przybylskiej. Te panie też straciły swoje dzieci. Czy jest różnica , że były to już dzieci dorosłe i same będące matkami? Nie sądzę. Ból osieroconej matki jest dokładnie taki sam. Niewyobrażalny i chyba nie do opisania. 

Sobie samej tradycyjnie życzę tylko aby ludzie nie zapomnieli o naszej Emilce. Aby o Niej czasem chcieli porozmawiać. Ona była i jest tylko w jakiś inny sposób…

Dobrze, że w domu jest teraz Ktoś, kto skutecznie powoduje, że Mama i Tata mają ten dziwny dzień po prostu chociaż trochę łatwiejszy.

trzy lata…

…dzisiaj minęły od Śmierci Emilki i mojego pytania „jak teraz żyć?”.
Nie, nie zyskałam na to odpowiedzi.

Na pewno wielkim szczęściem jest Janeczek, którego obecność w naszym życiu postrzegam jako cud.

Pamiętam tamten straszny dzień godzina po godzinie niemal. Pamiętam chociaż najchętniej zapomniałabym. Ale się nie da. To będzie w głowie i pamięci do końca mojego życia. Podobnie jak pytania bez odpowiedzi, niezgoda i to wszystko, o czym nie raz tu pisałam.
Z refleksji innej natury, jedynego mądrego księdza, który miał coś właściwego do powiedzenia na temat śmierci dziecka spotkaliśmy tam, na OIOMIE CZD. Jedynego jak dotąd, który sam powiedział, że o wierze to rozmawiać nie będziemy bo nie czas i miejsce na to. Miał rację. Dobrze, że go wtedy spotkaliśmy, bo nie dość, że pomógł w sposób duchowy to jeszcze jak się potem okazało, w sposób bardziej przyziemny, ale to na inną opowieść.  Dobrze, że tacy kapłani też są bo w zalewie tych informacji o tym, co się dzieje w kościele polskim od dłuższego czasu można zwątpić. I dobrze, że Go wtedy spotkaliśmy, na pewno to nie było przypadkowe, bo spotkania i rozmowy w konfesjonale na temat śmierci dziecka po części mogłyby wręcz spowodować kompletne zwątpienie. Czemu o tym piszę? Bo było to spotkanie wtedy w tamtym strasznym dniu dla mnie ważne i w dużej mierze ważne jest po dziś dzień. Tamten ksiądz wypełnił to, co powinien kapłan z prawdziwym powołaniem, służył nam wtedy wsparciem. 
On jeden, to też było ważne, nie szafował tekstami „będziecie mieć państwo jeszcze dziecko”. Nie udawał, że wie co się zdarzy bo i niby skąd miał wiedzieć?
Daru prorokowania raczej nie posiadł.

Szkoda, że o Emilce porozmawiać mogę z bardzo niewielkim gronem ludzi. Wiem, że dla części to, że mamy drugie dziecko „zamknęło sprawę”. Dla nas nie, my mamy taką dziwną rodzinę z dwójką dzieci, z których obecnością cieszyć się możemy niestety tylko jednego.

Lało dopóki nie dojechaliśmy na cmentarz. Pogoda dzisiaj dostosowała się do naszych nastrojów. 

Czasem wydaje mi się , że to sen. Że takie rzeczy nie dzieją się. A potem budzę się i już wiem, że to moje życie.