…dzisiaj minęły od Śmierci Emilki i mojego pytania „jak teraz żyć?”.
Nie, nie zyskałam na to odpowiedzi.
Na pewno wielkim szczęściem jest Janeczek, którego obecność w naszym życiu postrzegam jako cud.
Pamiętam tamten straszny dzień godzina po godzinie niemal. Pamiętam chociaż najchętniej zapomniałabym. Ale się nie da. To będzie w głowie i pamięci do końca mojego życia. Podobnie jak pytania bez odpowiedzi, niezgoda i to wszystko, o czym nie raz tu pisałam.
Z refleksji innej natury, jedynego mądrego księdza, który miał coś właściwego do powiedzenia na temat śmierci dziecka spotkaliśmy tam, na OIOMIE CZD. Jedynego jak dotąd, który sam powiedział, że o wierze to rozmawiać nie będziemy bo nie czas i miejsce na to. Miał rację. Dobrze, że go wtedy spotkaliśmy, bo nie dość, że pomógł w sposób duchowy to jeszcze jak się potem okazało, w sposób bardziej przyziemny, ale to na inną opowieść. Dobrze, że tacy kapłani też są bo w zalewie tych informacji o tym, co się dzieje w kościele polskim od dłuższego czasu można zwątpić. I dobrze, że Go wtedy spotkaliśmy, na pewno to nie było przypadkowe, bo spotkania i rozmowy w konfesjonale na temat śmierci dziecka po części mogłyby wręcz spowodować kompletne zwątpienie. Czemu o tym piszę? Bo było to spotkanie wtedy w tamtym strasznym dniu dla mnie ważne i w dużej mierze ważne jest po dziś dzień. Tamten ksiądz wypełnił to, co powinien kapłan z prawdziwym powołaniem, służył nam wtedy wsparciem.
On jeden, to też było ważne, nie szafował tekstami „będziecie mieć państwo jeszcze dziecko”. Nie udawał, że wie co się zdarzy bo i niby skąd miał wiedzieć?
Daru prorokowania raczej nie posiadł.
Szkoda, że o Emilce porozmawiać mogę z bardzo niewielkim gronem ludzi. Wiem, że dla części to, że mamy drugie dziecko „zamknęło sprawę”. Dla nas nie, my mamy taką dziwną rodzinę z dwójką dzieci, z których obecnością cieszyć się możemy niestety tylko jednego.
Lało dopóki nie dojechaliśmy na cmentarz. Pogoda dzisiaj dostosowała się do naszych nastrojów.
Czasem wydaje mi się , że to sen. Że takie rzeczy nie dzieją się. A potem budzę się i już wiem, że to moje życie.