Trzecie Urodziny Emilki…

…obchodzilibyśmy jutro gdyby to wszystko nie potoczyło się tak jak się potoczyło.
Znów (od jakiegoś czasu) jestem w tamtym dniu, na tamtej IP, z tamtym najpierw przeświadczeniem, że po prostu zaczęło się wcześniej aby parę godzin potem zostać strąconą na dno rozpaczy. Bo od początku było bardzo źle i od początku moje matczyne serce mówiło mi, że dobrze nie będzie. Nie pomagały modlitwy serdecznych ludzi ani afirmacje. Nie pomogło nic. Mam w sobie niezgodę na to, co potem się stało, lęk i wspomnienie koszmarnego traumatycznego przejścia jakim był pierwszy poród i masę pytań, które, co podkreślam zawsze, na razie pozostać muszą bez odpowiedzi. 
Na cmentarz pojechaliśmy z rozmaitych powodów dzisiaj, powodów także dość prozaicznych aby uniknąć osób, które w soboty zawsze są w okolicy. Miło się na ogół rozmawia i jest naprawdę serdecznie, jednak tego dnia potrzebuję szczególnego spokoju i wyciszenia a nie pogwarek towarzyskich. 
Przy okazji odwiedziłam Ojca i Dziadków i jeszcze Kogoś. 
Dziwne to wszystko.
Miałabym takie duże starsze dziecko. 
Miałabym Córkę.

 

Dzień Dziecka Utraconego.

Nie prosiłam, żeby mnie „władować” w obchodzącą to Święto, ten dzień, a władowana na siłę od losu się czuję. I tak, jak to już pisałam przy poprzednich dwóch tych smutnych dniach, tak naprawdę rodzic Dziecka, które zmarło, nieważne, w jakim wieku, ten dzień ma codziennie i do końca życia. Ci, których to dotyczy , doskonale wiedzą, o czym mówię. 
To taki dzień, który bardziej chyba służyć powinien tym, którzy nie przeszli tego piekła (i dobrze) a może chcą wspomóc , czy dać odczuć, że o nich myślą, tych, którzy dzieci utracili.
Ja w pamięci mam wszystkie Dzieci, które odeszły (niestety, o kilkorgu dowiedziałam się w przeciągu roku od poprzedniego piętnastego października) i ich Rodziców.
To nie tak miało być i nie ma we mnie na to zgody.
To taki dzień, w którym bardziej czuje się, co odeszło. Nie tylko Dziecko fizycznie ale całe te nadzieje i przyszłość jaką się z Nim wiązało. Bo miłość nie. Ta zostaje na zawsze tu…

Wiele osób mówi, że nie wie, co powiedzieć osieroconemu rodzicowi. Wychodzę z założenia, że czasem lepiej pomilczeć a powiedzieć to, co ja mówię innym osieroconym rodzicom czyli to, że nie mam słów, że właśnie nie wiem, co mogę powiedzieć bo ogrom niesprawiedliwości i niemoc zabiera sensowne słowa.
Ale warto przy rodzicach dzieci, które odeszły być. Nie bać się ich. My nie zarażamy złem, nieszczęściem. My jesteśmy tylko dowodem na to, że ono się przytrafia. Nie pytając czy może. 

dwa lata temu…

…niekoniecznie o tej samej porze, ale pytałam we wpisie po Śmierci naszej Córeczki Emilki „jak żyć?”. Po raz kolejny przy drugiej Rocznicy Jej Śmierci zadaję sobie pytanie czy znalazłam odpowiedź na tamto pytanie? I po raz kolejny odpowiadam, że nie. Mogę tylko napisać, po raz kolejny, że wciąż twierdzę, że najważniejsze w takiej sytuacji to trzymać się wzajemnie z partnerem, wspierać, dodawać sił. Pierwsze chwile, dni po Śmierci Dziecka są niewyobrażalnie niewiarygodnie ciężkie i nierealne wręcz. Wstanie z łóżka czy pójście po zakupy wydaje się osiągnięciem, za które powinno się otrzymać nagrodę co najmniej. Co jeszcze warto? Dać sobie pomóc ze strony tych, którzy taką serdeczną, prawdziwą pomoc oferują. Nie odtrącać innych, którzy często sami nie wiedzą, jak się zachować w takiej sytuacji. Oferować partnerowi dużo miłości. 

Ostatnio przy zupełnie innej okazji, na Forum Książki a propos książki niejakiej „Chustki”, która zmarła na raka (nie czytałam ani Jej blogu ani książki, więc trudno mi coś powiedzieć na ten temat) wyczytałam zarzuty emocjonalnego ekshibicjonizmu (przy okazji „dostało się” i pani Oldze Morawskiej, zupełnie nie rozumiem, ale to insza inszość).

Podejrzewam, że dla wielu osób to, że piszę o Śmierci naszej Córeczki, że nie zamiatam niewygodnego dla wielu tematu pod dywan, też jest emocjonalnym ekshibicjonizmem. Co ja na to? Nie interesuje mnie szczerze mówiąc co ktoś na ten temat sądzi. Jest mi to potrzebne , w jakiś sposób mi pomaga i jest to dla mnie ważne.

Nie ma dnia, aby na mój blog nie trafił ktoś, kto szuka hasła „strata dziecka”, „śmierć dziecka”, „co powiedzieć komuś komu umarło dziecko”…część to pewnie poszukiwania kogoś kto z tematem nie jest związany (osoby, które chcą wesprzeć osieroconych Rodziców bądź chociażby osoby piszące reportaż czy artykuł na taki temat) ale idę o smutny zakład, że spora część osób to osoby w mojej i P. sytuacji, właśnie osieroconych Rodziców. I być może ktoś szuka jakiejkolwiek drobnej niteczki nadziei, że coś takiego „da się” przeżyć, że da się żyć dalej, że da się jeszcze kiedyś odczuć coś na kształt szczęścia właśnie. I jeśli chociażby jedna jedyna osoba coś z tego mojego pisania dla siebie pokrzepiającego wyniosła, to wiem, że warto!

Nigdy nie pogodzę się z tym, co się stało. Nie ma we mnie zgody na chorobę i śmierć żadnego Dziecka. W tym dniu mam w sercu nie tylko naszą Emilkę. W tym dniu mam w sercu i pamięci wszystkie Dzieci, o których wiem, że Odeszły o całe życie za wcześnie, czy to w łonie ich Mam czy to podczas porodu czy to chwilę po narodzinach czy też mając lat naście czy dwadzieścia parę. Wiem, że ich Rodzice doświadczyli czegoś potwornego i nieodwracalnego. Czegoś, co zmieniło ich życie raz na zawsze. I tych Rodziców też mam w pamięci…

W tym dniu chcę napisać jak ważne jest dla mnie każde słowo o Emilce. Każde wspomnienie na Jej temat z ust naszych znajomych. I to, że na Grobie Emilki zawsze palą się lampki, zawsze pojawiają się kwiaty i ozdoby. Część z nich jest od nas, od Rodziny ale bardzo duża część nie wiemy, od Kogo. Ale ten Ktoś, te Osoby, pamiętają o Niej i tę pamięć widzimy, co jest w tym koszmarze jakąś formą ukojenia. I za które to gesty z serca Wam dziękuję.

Drugie Urodziny Emilki…

…dziś byśmy świętowali gdyby z nami tu na ziemi była a tak właściwie jak rok temu mogę napisać, że przypada druga rocznica Jej Narodzin. 

Pogoda kiepska, wczoraj wieczorem tak deszcz lał, że napisałam do Kogoś z Was, że to świat płacze z żalu z tego, że dwa lata temu Jej tu nie chciał. Ale oczywiście wiadomo było, że na samą wyprawę do Niej pogoda się w miarę ustali i ustaliła. Padał deszczyk ale minimalnie. Pojechaliśmy przed południem, kiedy mniej ludzi i większa szansa na drzemkę Janeczka, co miało miejsce. Ponownie przespał całą wizytę u Siostry. 
Rozjusza się w innych miejscach, jeśli widzieliście parę pędzącą z wózkiem sprzed kwitnących magnolii, to właśnie byliśmy my, ale wizyty u Siostry mijają nam doskonale. Jakby Janeczek wiedział, jakie to dla nas ważne. Zasypia już w foteliku a budzi się najczęściej w czasie powrotu i to już blisko domu.

Dla mnie dzień trudny, poprzedzony kwietniowymi dniami przypadającymi na wtedy końcówkę ciąży, dużo refleksji, myśli, mojej prywatnej niezgody i bólu. Dziwne, kalekie, jak nazwała to kiedyś Precel, macierzyństwo.

Dziękuję Wszystkim, którzy o kolejnej Rocznicy Urodzin Emilki pamiętali, w Waszym imieniu zapaliliśmy dziś znicz u Niej.

Czas kolejny raz zatoczył koło i znów jestem w 3 maja strasznego roku 2011, z którego nie wiem, czy do końca uda mi się kiedykolwiek wyjść. 
Nie mogłam wczoraj wieczorem zasnąć, duża galopada myśli i wspomnień. 

Pierwsza Rocznica…

…Urodzin Emilki. Trudno mi napisać w sytuacji, jaka się zdarzyła, że są to Jej pierwsze Urodziny. Bo fizycznie to niemożliwe. Jednak. Do końca życia będą myśli, że tego dnia nasza Córka kończyłaby…..lat…

Dziś kończyłaby pierwszy rok. Urodziła się w Święto, do końca życia miałabym zagwarantowane wolne w Urodziny, fajna perspektywa. Stało się inaczej, los zadecydował, że nie nacieszyliśmy się Nią długo. I ten najważniejszy dzień życia, bo takim są dla mnie Narodziny mojej Córki postrzega się z perspektywy zupełnie inaczej, niestety, z bólem. Ze łzami.

Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, szykowalibyśmy rodzinną i przyjacielską imprezkę. Oczywiście byłby torcik z jedną świeczką, którą potem miałaby nieudolnie oczywiście zdmuchnąć, pewnie z naszą, rodzicielską pomocą. Oczywiście szykowałabym tą grę, którą się serwuje wszystkim roczniakom, które ja przynajmniej znałam czyli naszykowało by się książkę, różaniec i coś tam jeszcze (spytałabym Mamy chociaż sama teraz nie pamiętam, co „wylosowałam” no, nie różaniec to raczej pewne), z których to przedmiotów nasza Córka miałaby wylosować któryś , co zapewne miało by Jej wróżyć, czym się będzie zajmowała w życiu…

Byłoby wszystko inaczej. Od rana dzwoniły by telefony i głównie kobiety znajome, przy okazji życzeń gratulowały by i mnie, bo wiadomo, nie ma dzieci bez rodziców itd. Od tygodnia nadciągałyby kartki z Życzeniami, które oczywiście małe łapy wymiędliłyby bezlitośnie a my zachowalibyśmy dla Niej na przyszłość jako pamiątkę tego, jak wiele osób cieszyło się z Jej obecności na świecie.

Pętla czasu zawinęła swoje koło. Znów jestem w 3 maja 2011, w którym byłam , jestem, trwam sobie dualistycznie czasowo od tego zeszłego roku i pewnie jednak już tak zostanie. Za dwie godziny i czterdzieści pięć minut minie równo rok jak Emilia pojawiła się na świecie, który jej nie chciał, który Ją odrzucił i który nie był dla Niej gościnny.

My pójdziemy na cmentarz. Zamiast zabawek, tak, tych ośmieszanych przez mądrych psychologów zabawek, które mają rozpieszczać nasze dzieci, kupimy Jej kwiaty, wymienimy wkłady w zniczach.

Emilka dostała jednak jedną kartkę Urodzinową. To wyszło trochę przypadkiem, ale o dziwo, okazuje się, że było dla nas miłym właśnie akcentem. To jedyne, co gdzieś tam pokazało łącznik z tym, co „miało być” …

15 października-Dzień Dziecka Utraconego.

Dla każdego rodzica, który stracił Dziecko, czy to w wyniku poronienia, czy po Jego narodzinach czy też nieco później zapewne każdy dzień następny jego życia jest takim dniem.

Ustanowiono jednak 15 października Dniem Dziecka Utraconego aby pamiętać tego dnia bardziej a może raczej aby uświadamiać, że osieroceni rodzice żyją wśród nas. Was. Jest ich więcej, teraz to wiem, niż moglibyśmy przypuszczać. Nie mówią, cierpią w sobie, najczęściej nie mają komu się zwierzyć poza naprawdę paroma osobami. Przeżywają, drżą o zdrowie i siłę dla swoich partnerów i siebie, martwią się o przyszłość swoją i swoich związków. Bardzo często spotykają się z reakcją otoczenia „zdarzyło się, trzeba przeżyć i do przodu!”. Pewnie dlatego potrzebują i takich dni, w których uświadamiają innym, że często naprawdę niewiele trzeba, aby chociaż na chwilę odebrać im część smutku czy ciężar, brzemię nieszczęścia. A nie traktować ich jak obarczonych zakaźną chorobą. Nieszczęściem się nie zaraża, ono po prostu zwala się na głowę, nie pytając i nie wybierając, może każdemu.
Swoją drogą, życie jest nieprzewidywalne i dziwne, rok temu nie przypuszczałam, że stanę w tej grupie ludzi……. 

A tu możecie poczytać:

http://www.15pazdziernika.info/

wiadomość…

…o kolejnym Dziecku, które Odeszło. Za wcześnie o całe życie. Znów zło, nieszczęście nie pytało, czy można wejść, przyszło, jak to określiła M. „trzasnęło drzwiami” i kolejnym osobom skończył się świat…Znów za M. powtórzę, „dzieci nie powinny umierać. Po prostu”.

ciężki dzień…

…za nami. Człowiek nie jest skonstruowany psychicznie tak aby chować własne dziecko. Mamy w głowach zakodowane odwrotne działanie.
A jutro mój pierwszy Dzień Matki, na który tak się cieszyłam jeszcze miesiąc temu. Spędzę go częściowo na cmentarzu.