choroby kanarków…

…do tego wpisu sprowokowały mnie regularne wejścia (widzę przecież w statystykach kto , skąd i z czym do mnie zagląda) z tym hasłem i ogólnie z hasłami dotyczącymi chorób i nieprawidłowych zachowań kanarków. 
Postanowiłam napisać coś do właścicieli tych pięknych ptaków po tym, jak widzę, czego ludzie szukają.
Kieruję to do tych, którzy swoje kanarki naprawdę kochają, nie do tych, którzy mają je dla zysku, bo ci pewnie i tak niespecjalnie się tym przejmą.
Otóż, drodzy właściciele kanarków. Jak zapewne wiecie, każdy z nas po jakimś czasie "uczy się" swojego pupila. Jego zachowań, jego przyzwyczajeń i humorków. Na przykład ja wiem, kiedy mogę zabrać basen, bowiem nasz Sówka wyraźnie mnie o tym informuje.
Dlatego też doskonale zaczynamy widzieć, kiedy z pupilem zaczyna dziać się coś złego, niedobrego, niepokojącego.
Rozumiem etap poszukiwań w necie czegoś na temat owego niepokojącego zachowania pupila bowiem sami w pewnym momencie w necie szukaliśmy potwierdzenia (niestety) obaw, że jest coś nie tak.
Natomiast mój apel polega głównie na nawoływaniu, aby z chorym kanarkiem nie czekać zbyt długo. Nie ma co czekać aż choroba sama minie (bo nie minie) ani bo może przejdzie (bo nie przejdzie). Czy kiedy wasze dziecko choruje, też czekacie, aż mu przejdzie? Czy kiedy wy sami czujecie się źle też czekacie aż po prostu wam minie choroba? Nie. Idziecie do lekarza aby zasięgnąć specjalistycznej rady i otrzymać pomoc.
Pamiętajcie, że ten mały ptak jest praktycznie zdany tylko na was i waszą opiekę i odpowiedzialność.
Nie chcąc być posądzoną o reklamę gabinetu, w którym bywamy od lat i któremu ufamy, dodam, że jeśli ktoś z Was jest z Warszawy i jeśli jest zainteresowany, to może do mnie napisać (email jest podany na górze bloga) i wtedy chętnie podzielę się adresem do speców od ptaków w Warszawie.

na dzisiejszych lotach…

…kanarek się rozochocił i odwiedził kilka miejsc, takich, jak lampa stojąca (nowe ulubione miejsce, z którego świetnie się staruje na resztę pokoju) czy też stół, na którym wylądowawszy zadumał się nad płytą od znajomej blogowiczki;)

Chuck Norris przy nim to nic…

…Żeby tak nie wisiało na smutno, trochę weselej teraz będzie.
Powiedzmy, że wczorajsza wizyta u wet nastroiła mnie nieco bardziej optymistycznie, czuję po prostu, że Sówka jest pod właściwą opieką a to najważniejsze.
Ale, skąd ten tytuł?
Otóż, wizyta u weterynarz zaczęła się oczywiście od łapania Sówki. Nie myślcie sobie, że on poproszony wchodzi do transportówki. Odkąd na forach o kanarkach wyczytałam, że one nie lubią być łapane (a kto niby lubi??)  i żeby najlepiej prosić o złapanie kanarka sąsiada (tiaaa, niezły pomysł, najlepiej tych z góry hehe;) a w najgorszej sytuacji założyć na przykład czapkę , w której to rzekomo nasz ptaszek nas nie pozna, mój Mąż oczywiście przed łapaniem wdziewa czapkę. Ja się z tego trochę nabijam, bo jestem na 100% , że Sówka doskonale wie, że to nie jest żaden obcy facet, tylko jego pan , tylko założył jakąś starą czapkę, w której w dodatku nietwarzowo wygląda. Odnoszę jednak wrażenie, że oni obaj lubią się bawić w tę grę. To znaczy, P. ma wrażenie, że robi wszystko, żeby ptaszek nie miał mu za złe łapania (nie ma, i tak kocha P. najbardziej i strasznie za nim na przykład tęsknił , jak nas nie było) a kanarkowi pozwala to zachować tak zwaną twarz i wyjść z tej krępującej sytuacji z męskim honorem.
Tak, czy inaczej, kanar został złapany i P. dygał mi go do transportówki, kiedy to podczas wkładania do niej kanar zwiał. Zwiał i zaczął pięknie latać wokół pokoju. Tak pięknie, jak jeszcze nigdy. Wysoko, z szeroko rozłożonymi skrzydłami. No ślicznie. Adrenalina ma jednak moc, nie ma to tamto.
Mój Mąż śledził jego lot, ja się śmiałam (nawet w takiej sytuacji to jednak było naprawdę komiczne) a Sówka wylądował na swojej ulubionej doniczce, na której zawsze sobie siedzi i skacze podczas wizytowania pokoju.
W tym momencie mój Mąż nagle wyciągnął rękę i natychmiast go złapał. Jak mi potem powiedział "zachowałem się jak wąż" (czyli proszę, obudził się jakiś instynkt drapieżnika w mojej Drugiej (lepszej!) Połowie;).
Zawieźliśmy go do wet, oczywiście z transportówki dobiegały mnie odgłosy, które doskonale pokazywały, iż wiozący ma nam całą tę historię za złe.
U Pani Ani kanarek nabrał jeszcze większej mocy,ale ona oczywiście ma wprawę w trzymaniu takich małych zawadiaków. Aby pokazać nam, że faktycznie coś mu tam niekoniecznie pięknie oddycha wsadziła nam po kolei kanarka do ucha (na pewno mu się podobało:) i oczywiście słyszeliśmy. Dostał lek na skórę na ewentualne pajęczaki, które prawdopodobnie ma w gardle, a potem na chwilę miał zostać oddany w ręce nasze. Ja się od razu wymigałam, więc kanara przejął P. I tu się zaczęło, kanar nabrał takiej mocy, że znowu prawie zwiał i nagle gabinet, mój Mąż i Pani Ania pokryli się piórkami (kanar wciąż jest w okresie pierzenia, co nie sprzyja, bo wtedy kanarki są osłabione). Piesek, który czekał w kolejce i wchodził za Sówką na pewno przypadł do nóg swojej pańci i przysiągł, że on już będzie grzeczny;)
Ciągle nie ma o Chucku Norrisie;)
Już już.
Jedząc późny obiad rozmawialiśmy o wizycie i o tym, że ten mały drań, mimo wszystko ma całkiem sporą siłę, jak na takiego ptaka, całej wagi parędziesiąt gramów pewnie. P. powiedział, "Ty wiesz, jakiego on ma kopa z nogi? Chuck Norris przy nim wymięka".

No i jak tu ich nie kochać? (Obu tych moich panów;).

o czym śni kanarek…

…czyli mam dowód, że kanarki też sny mają.
Właściciele psów opowiadali mi nie raz, że ich psy czasem w nocy przebierały łapami, czasem podszczekiwały cicho albo i warknęły na coś tam, co prawdopodobnie im się przyśniło. Bo i właściwie czemu by nie?
Zastanawiałam się kiedyś, czy takiemu Sowie coś się śni, ale stwierdziliśmy, że chyba takie małe zwierzątko nie może mieć snów. Błąd.
Wczorajszy dzień najwyraźniej okazał się dla Sowy dość emocjonujący. Goście, zaproszeni specjalnie na zapoznanie się z nim spodobali mu się na tyle, że wyśpiewywał ładnie prawie całą wizytę swoje trele (a bałam się syndromu niemowlaka, który puszcza pawia na najładniejszy pajacyk zaraz po przybyciu gości, którzy mają się owym niemowlakiem zachwycać;).
Wyśpiewywał więc, nic się nie bał i ogólnie zrobił dobre wrażenie. Jednak goście również na nim najwyraźniej wrażenie zrobili. Nocą, kiedy P. czytał sobie swoją sensację a ja usiłowałam dokończyć film argentyński "Niespodziewanie",  kanarek sobie spał. Zasnął tyłem do tv, żeby mu nie świeciło w oczy. Spał,kiedy nagle usłyszeliśmy, że …śpiewa. Cichuteńko i tylko trochę, ale wyraźnie śpiewa. Po czym on sam nagle się tym swoim własnym trelem obudził i trochę nawet tym zdenerwował. Może się przestraszył, co to za kanar wlazł nocą do jego klatki?? Zaczął nerwowo piskać i skakać z żerdki na żerdkę, więc czym prędzej zamknęliśmy i książkę i tv i wynieśliśmy się z pokoju, żeby sobie już spokojnie zasnął.
Ale według mnie to dowód na to, że nawet taki mały ptaszyna ma jakieś swoje kanarze sny. Przeżył widać wizytę, kto wie, może śniło mu się , że znowu się przed gośćmi popisuje? Tak, czy siak, uśmialiśmy się z niego wczoraj, bo był zabawny, kiedy się tak dziwił, co to mu śpiewało w klatce i nie wiedział, że to on sam;)…

Z życia alergika;( niestety, chciałam się przekonać, jak tam moje uczulenie na krem różany, który zaczął mnie uczulać po latach używania i posmarowałam na noc dłonie. No i wstałam z takim uczuleniem, że aż się prawie popłakałam z bezsilności. Krem wynocha, a maść , mam nadzieję, poprawi stan dłoni, bo się chyba załamię;((

na wszystko przyjdzie czas…

…taka złota myśl naszła mnie po tym, jak wczoraj Sowa odbył swoje drugie poważne loty po pokoju. Tradycji stało się zadość i wyleciał na pokój niejako nie do końca tego chcąc, ale, co ciekawe, latał już o wiele wyżej, jak poprzednim razem i lepiej sobie radził. Po pierwsze, miał mniejszą nerwicę przy tym, nawet pobawił się na krześle, czyli przeskakiwał sobie na tych drewnianych szczebelkach pod siedzeniem krzesła. Raz o mało nie wylądował mi na głowie, ale ja odruchowo zamknęłam oczy i schyliłam głowę, co go trochę przestraszyło i zmienił kierunek lotu, zaraz potem jednak chyba skuszony kolorem kapcia góralskiego, jaki noszę, wylądował mi na kapciu właśnie. Pękaliśmy ze śmiechu, bo on chyba leci ku brązom myśląc, że to drzewo;)
Potrenował też skikanie po kijku, jaki pomiędzy dwoma roślinami zamontował mu P.
Zwiedził stół i siadł przy gablotce.
Kiedy jednak podsunęliśmy mu wejście do klatki (nie jest jeszcze na etapie , że sam do niej wlatuje z powrotem) widać było, że z wielką chęcią wrócił do domu. No i co nas ucieszyło, dochodzenie do siebie po przeżyciach związanych z odkrywaniem pokoju, zajęło mu krótszy czas, niż tydzień temu, należy więc wnioskować, że jednak się do latania przekona (miejmy nadzieję;).

o zdjęcia kanarka…

mnie poproszono, to wrzucę. Wiele nie ma, bo ten nie chce latać;( nie i koniec. Miał krótkie loty po pokoju w weekend, ale nie bardzo chce to robić;(



a tu już po tym, jak się potknął i siłą rzeczy wyleciał na pokój.
Ale chyba najbardziej ucieszył się, kiedy wrócił do klatki.

upodobania smakowo muzyczne;)

Kanarek, nie ma to tamto, ma swoje gusta i upodobania. Ciągle nie chce jabłka. Wzgardził marchwią i kiełkami i ogórkiem (za ogórkiem szalały moje kanarki poprzednie tak samo, jak za jabłkiem). Na forum, na szczęście pocieszono mnie, że powinno mu minąć, po prostu prawdopodobnie jednak nie był karmiony smakołykami. Mam nadzieję, że się skusi, bo to mu naprawdę uprzyjemni menu.
Natomiast testuję na nim jego upodobania muzyczne. Jak już pisałam, słuchał już majowego koncertu słowika i początkowo ochoczo go zaśpiewywał. Jednak od dwóch dni słowik stanowi raczej kompana do ćwierkania niż do śpiewania w duecie. Moja Mama stwierdziła, że po prostu przyzwyczaił się do nowego kolegi, nie traktuje w kategorii rywala i stąd to poćwierkiwanie. Kto wie. Puściłam mu więc płytę dodaną do książki Kruszewicza otrzymanej na Gwiazdkę, "Ptaki Polski" i to mu się podoba. Odgłosy są różne różniste. Chyba faktycznie przywykł do słowika, bo słowika zignorował, za to chętnie zagłuszał gęgawę czy skowronka. Mam nadzieję, że odgłosy innych ptaków poprawiają mu nastrój:)

nowy lokator…


…od piątku mieszka z nami nowy lokator, kanarek  (gloster wyrośnięty jak się jednak okazało). To mój trzeci a P. drugi kanarek. Mój pierwszy mały przyjaciel przeżył 15 lat, w tym większość mojego dzieciństwa i po jego śmierci płakałam długo. Długo potem słyszałyśmy z Mamą trzepot jego skrzydełek albo nawet popiskiwanie. Ot, siła przyzwyczajenia. Drugi kanarek miał niestety, krótki żywot, ale jego śmierć przeżyliśmy również okropnie. Mam nadzieję, że ten będzie zdrowy i będzie z nami długo i szczęśliwie sobie żył.
Na razie jest bardzo zadowolony, okazał się być towarzyski.
Aby nie brakowało mu śpiewu ptaków , z którymi do tej pory przebywał, wynalazłam mu z naszego stosu płyt nagranie z majowym koncertem słowika i to był strzał w dziesiątkę, bo jest nią zachwycony. Wyśpiewuje ze słowikiem wspólne koncerty i stara się go oczywiście prześpiewać (śpiewa tak ładnie, że nie mogę tego określić mianem "przekrzyczenia":).
Odnalazłam już w internecie forum dla miłośników kanarków i zamierzam się tam zapisać, bo trzeba przyznać, że zawsze można sporo ciekawostek się na takowym forum dowiedzieć no i zawsze coś nas łączy z kimś innym.
Co do kanarka, to na razie jestem dość zdziwiona, że nie chce jeść jabłuszka, którym go nęciliśmy. Moje dwa poprzednie kanarki za jabłkiem wprost szalały, pierwszy, to jeszcze jak mu się mocowało jabłuszko, to już pędził i wgryzał się w nie, łakomy na przysmak. A ten nie chce. A wierzcie, oferowaliśmy mu naprawdę smakowite. Zobaczymy, jak z jajkiem, ale niestety, nie mieliśmy żadnego na podorędziu, jutro się kupi.
Nie chciał też skorzystać z kąpieliska. Nie i nie. Nawet mam wrażenie, że demonstracyjnie zaczął toaletę "na sucho", żeby udowodnić nam, że jest czyściutki i nie potrzebuje wody, żeby się wymyć. A to też dość dziwne, bo większość kanarków uwielbia kąpieliska, które stanowią wyposażenie klatki.
To na razie tyle o nowym lokatorze;)