nie wiem, co napisać …

…od niedzielnego wieczoru mam pustkę w głowie kiedy pomyślę o tym, co się stało. Po wczorajszej rezygnacji Jurka Owsiaka z zasiadania w Fundacji WOŚP okropnie się zmartwiłam. Tak, uważam, że nie ma ludzi niezastąpionych. Oczywiście, że WOŚP to ogromna praca wielu osób ale dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że siła napędowa czasem w postaci jednego człowieka odgrywa ogromną rolę.

Co do morderstwa na Panu Adamowiczu, wielu powiedziało już dużo, niektórzy powiedzieli chyba zbyt dużo. Ja nie będę tu pisać zbyt wiele, mam własne odczucia na temat tego, co się wydarzyło ale nie zamierzam tego wpisu zmieniać w to, co dzieje się w przestrzeni „dyskusji publicznej” ostatnich lat jak również w internecie.

Z całego serca natomiast Składam Wyrazy Współczucia Rodzinie Pana Pawła jak również wszystkim Mu bliskim osobom. Niewyobrażalna tragedia, która jak wiele razy pisałam u siebie na blogu, pokazuje, że los nie pyta nikogo „czy mogę zniszczyć twoją stabilizację i poczucie pewności, szczęście czy mam się wybrać do sąsiada bo widzę, że ty na to nie jesteś gotowy?”. Nie, tak się nie dzieje. Świat może się zmienić z sekundy na sekundę , jakkolwiek truistycznie teraz to brzmi. 

Rodzinie Pana Adamowicza mogę życzyć obecnie wiele, wiele spokoju, ciszy wokół, jedynie życzliwych ludzi wokół, którzy pomogą przejść przez to piekło. 

Coś złego , bardzo złego wydarzyło się w niedzielny wieczór , złego w bardzo wielu aspektach i rozmiarach sytuacji. Myślę, że dla pewnej rodziny świat już nigdy nie będzie taki sam ale dla wielu nas również , coś się nieodwracalnie stało i coś się bezpowrotnie skończyło.

Uprzedzam, mam od dawna monitorowanie komentarzy. W związku z tym tak, nazwę to po imieniu, nie dopuszczę komentarzy politykujących i zachęcających do nienawiści bądź dzielących nas Polaków na nas i ich. Tego dzielenia mamy na co dzień zbyt wiele, jak ktoś czuje potrzebę niech uprawia to na innym podwórku. Może się nawet nie pojawić w tym wpisie żaden komentarz, jeśli tak uznam, nie po to to napisałam aby się dodatkowo denerwować. 

o wdzięczności…

…słów parę.

Jakiś czas temu, w zeszłym roku, w dwóch niezależnych miejscach przeczytałam o dość znanym i starym sposobie na przypomnienie sobie, uświadomienie tego, że nasze życie składa się czasem z mniejszych, czasem z większych ale powodów, za które możemy być wdzięczni. W istocie, gdy człowieka dopadają gorsze chwile, dobrze jest sobie przypomnieć, że w przeszłości nie zawsze tak było. Sposób jest banalny, bierze się słoik, do którego w chwili gdy się czuje za coś wdzięczność, wrzuca się wypisany powód na kartce. Potem , najlepiej w Sylwestra, dobrze jest przeczytać owe karteczki ze słoika i przypomnieć sobie momenty, które sprawiły, że nasze życie stało się lepsze, w których to chwilach czuliśmy szczęście, radość itd. U mnie nie funkcjonuje słoik, jest metalowa skarbonka z modnym tego lata motywem lam. Karteczki pisałam dość późno. Końcówka roku mocno mnie zmogła, do powodów, za które mogę być wdzięczna siadłam dzisiaj. Okazuje się, że było za co dziękować losowi. Wdzięczna jestem i dziękuję za dwie znajomości, które mnie ubogacają. Za to, że mogliśmy w ubiegłym roku aż cztery raz odwiedzić ukochaną miejscówkę na Warmii, w tym raz z przyjaciółmi, których widujemy stanowczo za rzadko. Wiem, że są ludzie, którzy nie rozumieją, że kochamy to miejsce, dziwują się ogromnie „Ale jak to znów jedziecie w to samo miejsce?”. A my jesteśmy wdzięczni, za to, że je znaleźliśmy, że dobrze nam tam i z ludźmi i ze zwierzakami, a przede wszystkim, z samymi sobą. Ucieszyłam się, gdy jedna z ulubionych autorek sama zwróciła się do mnie z propozycją, że chciałaby abym zrecenzowała jej książkę i czy byłabym chętna? Pewne sprawy medyczne, których się bałam, a które okazały się w porządku. Czasem naprawdę drobne sprawy, rzeczy. Warto jest je sobie odnotowywać a potem faktycznie, przypomnieć. 
Rozpoczęłam nowy rok z notowaniem tego, co mnie radowało i co stanowi moje powody do wdzięczności. Zapisałam dwa smsy od dwóch różnych osób. Jedna oferowała, że gdybym miała tylko taką potrzebę, mogę do niej zadzwonić i porozmawiać, chociaż nie znamy się osobiści a wykazała się taką inicjatywą . Drugi to sms od kogoś, kogo znam a kto zauważył mój gorszy nastrój i też się odezwał z zapytaniem czy coś się nie dzieje. Niby drobiazg ktoś powie , niby oczywistość, a wszyscy wiemy, że przecież nie do końca. 

Chciałabym pod koniec tego roku aby karteczki wysypywały się z mojej skarbonki ale przede wszystkim życzę sobie samej umiejętności, jeszcze większej niż do tej pory, znajdowania tych powodów do wdzięczności w najmniejszym nawet drobiazgu. 

refleksje przed Świętami…

Kolejne narzekanie właśnie wyczytałam jak to kiedyś były lepsze Święta a teraz to panie dzieju tylko komercja. Nie no pewnie , fantastycznie było jeść pomarańcze tylko raz czy dwa razy w roku. Mama na pewno odpoczywała w kilometrowych kolejkach. Szczęściem były zimy z mrozem i śniegiem to mogła zdobyte w boju zapasy trzymać w torebkach na balkonie. Tak, oczywiście, że miała więcej czasu (w nocy kiedy odstała w kolejkach). Jakby się ktoś zdziwił to moje pokolenie też chciało te wszystkie ładne i kolorowe zabawki, które marketing proponował zachodnim rówieśnikom. W końcu totalnie nas nie odcięto od świata i docierały chociażby katalogi LEGO czy zużyte numery „Bravo” itd. 

Podsumowując. Przeszłość na ogół jest tak ładna i wzruszająca bo jesteśmy wtedy młodsi, często mniej świadomi problemów a dodatkowo kiepskie wspomnienia szczęśliwie potrafią się zatrzeć.

To jaki nacisk i akcent położymy w jakim punkcie świętowania i co, a raczej KTO będzie w tym czasie najważniejszy, naprawdę nie zależy od speców od sprzedaży a od tego jak do tego podejdziemy.

zastanawiam się…

…co pomaga a nie w rozwinięciu się przyjaźni w wieku starszym. Nie jako staruszkowie ale w kontekście osób już w takim wieku, że nie zaprzyjaźniamy się w przedszkolu czy na placu zabaw z tak zwaną „czystą kartą”. Ale już mając ten konkretny bagaż doświadczeń, ukształtowany światopogląd i przyzwyczajenia. Co pomaga a nie? Ile jesteśmy w stanie przyjąć nawet jeśli nie dzielimy poglądu na dany temat a gdzie coś nie zagra bo właśnie nie potrafimy się już „nagiąć”? Jak (powiedzmy procentowo) dużo musi nas z daną osobą łączyć a jak dużo dzielić? Czy łatwo jest nawiązać więź silniejszą niż tylko znajomość? Mam nadzieję, że tak…

tak sobie… (uwaga, długi wpis)

…pomyślałam, że muszę (nie, nie uduszę się szczęśliwie) coś napisać po tym jak odkryłam, że mi się w głowie kłębi więcej myśli niż sądziłam, że będzie po akcji sprzed dwóch dni, otagowanej na Fb #MeToo.

Nie będę wnikać w szczegóły, większość z nas wie o co chodzi. W sumie to chyba nie wiem co zmartwiło mnie bardziej podczas tej akcji. Ilość wyznań, które usłyszałam czy niektóre (podkreślam, niektóre) reakcje na nie. Niestety, głównie panów aczkolwiek aby sprawiedliwości stało się zadość, chcę powiedzieć, że doszły mnie słuchy o niezrozumieniu tej akcji przez kobiety również. 

Mnie najbardziej wkurzyła, zirytowała w ogóle opcja, która się ujawniła jako pierwsza, a mianowicie bucowate heheszki z tematu. Więc najpierw żarty , że hehe, panie, ale o co chodzi, ktoś tak kiedyś klepnął, a tu zaraz wielkie halo. Potem hehe, panie, a kto by ją tknął, widzimy wszyscy jak wygląda? Potem lawinowo , było mniej heheszkowato ale nie mniej głupio czy okrutnie. Doszło do tego, że kobiety, które stwierdziły, że ich szczęśliwie temat nie dotyczy, zostały przez niektórych oskarżone o to, że jak to , to chwalą się aby dać kopa tym, które to spotkało. No, ręce opadają.

Powiem uczciwie, w pierwszej chwili pomyślałam sobie tak „jakie to szczęście, że mnie to w żadnym stopniu nie spotkało”. A potem przyszła świadomość, że niestety ale #MeToo. Owszem, szczęśliwie nigdy w tej najgorszej formie ale nie mogę powiedzieć, że nie, że w żadnej. 
Okazuje się po prostu, że umysł ludzki szczęśliwie najprawdopodobniej, ma tę siłę i moc, że spycha niektóre wspomnienia (traumatyczne ) gdzieś w głąb aby codziennie się tym nie katować. 
Nagle podczas tego gdy czytałam wpisy u różnych osób (szczęśliwie te z kocopałami osoby zostawały banowane a ja w swoim gronie znajomych mam po prostu mądrych ludzi) zaczęłam słyszeć „klik, klik” i otwierały się kolejne szufladki wspomnień.
Jesień, złota polska, dookoła złoto czerwone liście, środek dnia ale tak bardziej „po pracy”, idziemy z koleżanką, mamy wczesne naście lat, nagle podjeżdża do nas facet na rowerze. Coś mówi. Pierwotnie nie słyszymy co a myślimy jedynie, że chce spytać o godzinę. Naiwne. Chwilę potem truchtamy coraz prędzej , on zaczyna nas obrzucać coraz gorszymi zdaniami, a my po prostu okropnie ale to okropnie się boimy słysząc to, co słyszymy. Pamiętam do dziś, że jak rzadko, na trasie do domu niemal nikogo nie było. Nagle, co za ulga, widzę człapiącą z ciężkimi siatami (przypominam, to końcówka PRL-u, wystawało się wtedy najgłupsze produkty) panią. Pani żadna to piękność, żadna superwoman  lekko zaniedbana nawet powiedziałabym ale dla mnie na zawsze będzie ona uosobieniem Super Woman. Do dziś pamiętam jak podchodzimy do niej i mówimy, że „ten pan…” i potem nagle słyszę krzyk!!! Jej krzyk!!! Matko, nikt chyba potem nigdy nie krzyczał tak w mojej obronie. Miałam ochotę rzucić się i całować ją po stopach. Ta kobieta wykrzyczała mu takie rzeczy jakie mi do głowy nie przyszłyby (byłam wtedy grzecznym dzieckiem) ale dzięki temu facio w trymiga odjechał w siną dal. A kobieta była na tyle wspaniała, że odprowadziła nas do mojego bloku i poczekała aż wejdziemy SAME do windy. Po P. przyszła potem wydzwoniona mama. A ja przez kilka następnych lat BAŁAM SIĘ widoku mężczyzn na rowerach. 

Czytałam wczoraj lekceważenie ekshibicjonistów, że to nieszkodliwi dewianci i że ich wymachiwanie przyrodzeniem właściwie żadnym molestowaniem nie jest. No więc NIE. Właśnie, że JEST. Dziwnym trafem nie słyszałam o idiotach machających przyrodzeniem w bo ja wiem w okolicy siłowni, z której wychodzą napakowani i wypełnieni testosteronem siłacze a dotyczy to wymachiwanie niestety, kobiet czy dziewczynek. I niestety, jeden taki machacz musiał się pojawić przy moim liceum w dniu ustnej matury. I niestety ale wpłynęło to na mój nastrój, wcale nie ubawiło jak niektórych, a zirytowało, zdenerwowało i osobiście uważam, że miało wpływ na moją odpowiedź. No ale wyczytałam wczoraj, że to nieszkodliwe świry. No, nie wiem. Na resztę egzaminów poprosiłam wtedy ówczesnego chłopaka aby mnie przyprowadzał do szkoły. 

I ostatnia rzecz, jaka mi się przydarzyła. Na kwestii netowej. Ongiś byłam w takim miejscu , w którym spotykały się osoby podróżujące. Pamiętam kiedy dostałam jedną obleśną, obrzydliwą wiadomość od jednego d…a. Oczywiście, że zgłosiłam to wtedy do administratora. Pojęcia w sumie nie mam co potem dalej się działo, obawiam się, że w sumie nic. Ja gościa zablokowałam ale to również forma obrzydliwa , która formą molestowania jakby nie było jest.

Wczoraj jedna osoba (Olu, mówię o Tobie) napisała u mnie w komentarzu bardzo mądrą rzecz. Że dlaczego to pisze się, że ktoś „zawstydził” ofiarę , że to ofiarę „zhańbił” a może powinno się napisać, że to on „zrobił z siebie zwierzę, zhańbił się” itd… Może faktycznie dobrze byłoby również w tej kwestii zmienić proporcje słów w stosunku do ofiary i sprawcy?

Tak, mam to wielkie szczęście, że na swojej drodze natknęłam się na (głupie określenie ale na razie inne do głowy mi nie przychodzi) ligthowe wersje tego o czym się mówi od kilku dni za sprawą wybuchu afery w USA. Tak, za szczęście to uważam. Natomiast chciałam po prostu ubrać w słowa to co siedzi mi z głowie. Że martwi mnie heheszkowanie i lekceważenie skali i szerokości problemu. I to, że do poniedziałku sądziłam, że ‚MeToo” mnie nie dotyczy w żadnym stopniu. 
A jednak na swój sposób, niestety, niestety ! dotyczy.
I tak jeszcze dopiszę, że duża praca dla nas, rodziców. Tak wychować dzieci aby nie bały się mówić „nie” i aby nie myślały, że tego typu sprawy to temat dla heheszków. 

 

okropnie…

…smutno dzisiaj zrobiło mi się po wiadomości o Odejściu Pana Zbigniewa Wodeckiego 😦
Chyba wszyscy z mojego pokolenia znaliśmy Go „od zawsze”, przecież świetnie zaśpiewana (jak do poważnego odbiorcy a nie trutututu tralala dzieciaczki) „Pszczółka Maja” to niemal manifest naszego pokolenia.

Moje ukochane piosenki to duet ze Zdzisławą Sośnicką „Z tobą chcę oglądać świat” i bardzo przejmująca „Szczęście jest we mnie” (polecam, polecam wczytanie się w tekst tej piosenki i odsłuchanie pięknej interpretacji pana Zbigniewa). Ale i o wiele , wiele więcej. 

Odchodzą ci najlepsi. Artyści. Przez „A”. 

Wielkie wyrazy Współczucia dla Rodziny Pana Zbigniewa.

O tym, że był naprawdę dobrym, nie wplątanym w głupie swary i polityczkę człowiekiem świadczy fakt, że odkąd się dowiedziałam o Jego śmierci i czytam komentarze nie przeczytałam ani jednego złego czy brzydkiego na Jego temat…

Śpiewa tam na górze, a tu zostały płyty i możliwość odsłuchania ale dla mnie coś się jednak skończyło. Do zobaczenia, Panie Zbigniewie. 

wiem, że…

…ludzie mogą nie rozumieć kiedy życzę im czy to w prywatnych wiadomościach czy tu „spokojnego” dnia, tygodnia, weekendu. 
Cóż, życie mnie tego życzenia nauczyło i uczy dalej. A dla mnie „spokojny” tydzień czy dzień nie oznacza nudnego ale właśnie spokojnego. Bez złego telefonu (one wcale nie są nocą , nie, ten najgorszy był dwa razy rano), bez wyników badania z otwartej koperty, które oznacza to najgorsze, bez choroby nagłej czy wypadku. Może brzmi to dziwnie ale cóż, taka jestem i już i już się na pewno nie zmienię, za dorosła jestem.
A wczoraj życie przeczołgało moje biedne nerwy ździebko na nowo ale na szczęście historia ta dotycząca kogoś mi Bliskiego z tak zwanym „dobrym zakończeniem” aczkolwiek po raz kolejny przypomniałam sobie dlaczego sobie i innym owego „spokoju” życzę.

A więc, życzę sobie i Wam spokojnego przedłużonego weekendu. Tym, którzy pracują po prostu spokojnej niedzieli …

dwudziesty czwarty raz…

…Gra WOŚP. Z roku na rok coraz bardziej opluwana i atakowana, co mnie osobiście przybija z roku na rok coraz bardziej chyba. 
A my z P. zawsze sercem z tym przedsięwzięciem byliśmy i będziemy. I najpierw byliśmy nie wiedząc, co przyniesie nam przyszłość a teraz będziemy bo wiemy jak bardzo to ważne. Bo tak, pięć prawie lat już temu odwiedzając Emilkę na OIOMIE CZD wpatrywaliśmy się w urządzenia, którymi była otoczona, a które to oblepione były czerwonymi serduszkami WOŚP. I tak, odczuwam świadomość, że oprócz ogromnej wtedy determinacji lekarzy, dwa tygodnie mojej Córki zawdzięczamy również temu sprzętowi. Tak, dwa tygodnie tego, gdy mogliśmy na Nią patrzeć i mieć Ją.
Na szczęście, generalnie ja otoczona jestem tymi, którzy WOŚP z serca gorącego wspierają. Piszę, na szczęście, bo osoby, które rzucają na tę akcję kalumnię nie dość, że przynoszą bardzo złe emocje do życia innych, a tego na pewno nikt nie potrzebuje a już na pewno nie ja, po moich przejściach życiowych, a po drugie, dodatkowo byłoby to dokładanie zła do moich doświadczeń, bo jakby oznaczało „życie Twojej Córki , te dwa darowane tygodnie, NIC nie były warte, ważniejsza przecież jest chora ideologia i zakłamanie”.

Tak, kierują mną emocje, bo jak piszę, tak, byłam na OIOMIE dziecięcym, tak, widziałam ILE sprzętu ufundowanego przez WOŚP się tam znajduje i jak wymiernie, RATUJE życie dzieciom. A podobno walczymy o każde życie, skoro o to nienarodzone, to o to narodzone ale potrzebujące pomocy i szansy na życie chyba też czy też może bawimy się w jakąś chorą grę pod tytułem „wybieramy ważniejsze życie”?

Pamiętam w jakiś sposób trzy finały WOŚP. Ten pierwszy, który pamiętam jak przez mgłę bo wtedy ze znajomymi jeszcze nie wiedzieliśmy co i jak, o co w tym wszystkim chodzi. 
Ten z roku 1999 bo odbywał się w niedzielę tuż po tym jak P. mi się oświadczył. Kamera TVP (jakaż wtedy władza trzymała TVP, że tak pozytywnie i fajnie promowano wspólne pomaganie o dobre serce?) „złapała” mnie i P. na Starówce i „polecieliśmy” jako pierwszy tego dnia news w wieczornych „Wiadomościach” , tych o największej oglądalności i powiedzieliśmy „Dlaczego pomagamy” (wtedy nie wiedzieliśmy, że w 2011 roku ta pomoc okaże się poniekąd pomocą dla nas samych a racze, dla naszej Emilki).

I ten z 2012 roku, kiedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem już w ciąży z Janeczkiem, a byłam. A my płaciliśmy ze świadomością jak to jest ważne. O tamtym finale napisałam tak , o w tym wpisie. 

Dziękuję wszystkim tym, którzy nie opluwają WOŚP i są zawsze z tą akcją. To również dzięki Wam w 2011 nasza córeczka Emilka żyła aż dwa tygodnie. Te dwa tygodnie, których nigdy nie zapomnimy i które są dla nas tak ważne.

A dla Jasia też się przysłużyliście 😉 To przecież dzięki WOŚP mamy przesiewowe badanie słuchu noworodków. 
Nie napiszę Siema! , napiszę po prostu ” Z serca Wam dziękuję”.  

odwołuję …

…swoje narzekanie wczorajsze na wczorajszy niby to pech związany z popsutym kranem 😦 W porównaniu z tym co wieczorem wydarzyło się w Paryżu to nie jest to żaden pech, nie zdarzyło się nic nieodwracalnego …

Wczoraj wieczorem jeszcze moja znajoma z Paryża pytała na fejsie „jak wam minął piątek trzynastego”? a chwilę potem moja komórka pokazała mi wiadomości z BBC news o „strzelaninie” w centrum Paryża a jej samej ktoś polecił w komentarzu aby włączyła wiadomości w tv.

Nic więcej nie doczytawszy się poszliśmy spać a rano kiedy włączyłam komputer przybił mnie ogrom potworności tego, co miało miejsce, tego koszmarnego ataku terrorystycznego 😦 Przybił mnie ogrom nieszczęścia i ten brak poczucia bezpieczeństwa jakie tak naprawdę człowiekowi coraz częściej towarzyszy…
Trudno mi coś sensownego napisać, buzują we mnie emocje, kolejny raz niezgoda na to, że ktoś ogarnięty szaleńczą ideą po prostu idzie i odbiera komukolwiek innemu życie…znów myśli dla jak wielu osób wczoraj skończył się świat 😦 to jest to, o czym kilkakrotnie próbowałam tu na blogu napisać, czyli to, że trzeba naprawdę cieszyć się każdym dniem, każdym miłym słowem ze strony kogoś, każdym uśmiechem bo tak naprawdę nie znamy przyszłości…

Bardzo , bardzo jest mi smutno, bardzo jestem przygnębiona, że stało się to, co się stało…

To będzie długi wpis…

…Uprzedzam tych, którzy takich nie lubią. No więc ten będzie, więc jak ktoś nie lubi to niech nie czyta.

Skończyłam czytać „Bazyliszka” Tomasza Konatkowskiego. Niestety, nie rzuciła mnie na kolana ale też i nie pomstuję na nią bardzo, ot, daję jej 4 na 6. Pomysł na zajęcie się tym konkretnym tematem, czyli werbowaniem do sekt i praniem mózgu ludziom uważam za nadzwyczaj trafny.

Albowiem jak się człowiek rozejrzy dookoła, to najwyraźniej niektórym mózgi faktycznie wyprano, czy to w sektach czy w innych miejscach. Jestem (co nie jest zapewne nowiną) wstrząśnięta tym, co wydarzyło się w Kamiennej Górze. Rodzicom zamordowanej w tak brutalny sposób dziewczynki baaaardzo , baaardzo współczuję, to są chwile, kiedy mogę napisać, że autentycznie brak mi słów. Wielka tragedia i niewyobrażalny smutek i cierpienie…naprawdę nie wiadomo, co można napisać, powiedzieć…Jak pomóc tym ludziom???????Chyba się nie da, niestety 😦 Nie ukrywam, że pisząc to czuję jak łzy ciekną mi po policzkach.

To natomiast, co dzień potem zrobiła na swojej głównej okładce pewien tabloid (celowo nie podaję nazwy, bo w sumie większość z nas wie, o co chodzi a nie chcę robić kolejnej reklamy) to już mi się we łbie nie mieści. Najwyraźniej żyjemy w jakimś zupełnie innym świecie, ja jednak wciąż w świecie uczuć, współodczuwania, empatii, ktoś tam w jakimś innym, nie znaczy to na pewno, lepszym, zdecydowanie nie. 

Sprzeciw tej okładce podjęto już, ukazują się listy ze słowami sprzeciwu, niezgody na takie haniebne postępowanie, więc dodatkowo już nawet nie mam co tu pisać. Dość, że powiem, że największą ironią zdaje się fakt, że właściwie nie ma kary na takie postępowanie, oprócz oczywiście potępienia ze strony publicznej, które to potępienie po prostu zapewne wyraziłoby się najbardziej wymiernie poprzez konkretne działania, jak to mówią, klient głosuje portfelem. 
Niemniej jednak wczoraj poczułam się odrobinę zachwiana w swoim przekonaniu, że już niewiele zdziwić mnie może , no więc może.

 

Przy tej okazji w naszym domu wywiązała się dyskusja na temat, co wolno, a czego nie, reporterowi na przykład. P. zadał mi całkiem logiczne pytanie „a co z tak często nagradzanymi zdjęciami, chociażby z World Press Photo”…Tam też często zdjęcia ukazują dramatyzm wojny, ból, cierpienie…Gdzie jest granica, której nie można czy nie powinno się już przekroczyć?
Przyznam się, że nie byłam w stanie Mu odpowiedzieć bo…sama nie znajduję na to odpowiedzi.  

I tak oto od prania mózgu doszłam do tego typu rozważań ale serio, zastanawiam się czy takie właśnie sytuacje nie są efektem tego, co teraz się dzieje. Właśnie pośpiechu, braku jakiegokolwiek myślenia, pozbywania się jakichkolwiek uczuć…byle szybko, byleby się opłacało, byleby zarobić, byleby była jakaś oglądalność, popularność…Tylko w tym wszystkim niektóre działania mogą być co najwyżej niesmaczne czy wręcz ośmieszające ale kogoś, kto je podejmuje (chcąc na przykład stać się popularnym) a niektóre stają się już bezduszne czy wręcz niebezpieczne.

Wiele osób śmieje się z Ameryki, że tam można wytoczyć takiemu tabloidowi sprawę o wielkie odszkodowania. A szkody moralne z pewnością w takim przypadku są i dyskutować można o ich wymierności. Niemniej jednak nie podlega wątpliwości, że bezsprzecznie są.
Natomiast u nas nikt nikogo nie może sensownie ukarać, poza groszową dla takiej gazetki karą, jaka zapewne faktycznie zostanie nałożona, bo fakt tak potwornego zachowania nie przeszedł i nie powinien przejść obojętnie. No to ja w takich chwilach zazdroszczę Amerykanom, że u nich jednak kogoś ukarać bardziej wymiernie można. 

Okropnie jestem wstrząśnięta, okropnie…