…jeszcze nie o tej porze dokładnie ale nastąpił się koniec naszego, mojego i P. , świata. Jak ja to nazywam, tego dnia skończyło się moje pierwsze życie.
Tamtego strasznego dnia spytałam we wpisie „Jak teraz żyć?”. Odpowiedzi na to pytanie chyba wciąż nie do końca udało mi się poznać.
Wiem natomiast KTO dał mi siłę i spowodował, że dalej tu do Was piszę.
Mój Mąż. I pewien Ktoś, na Kogo wpatrywałam się dziś dobry kwadrans, jak śpi spokojnie oddychając i o czymś tam chyba śniąc sobie…
Trudne są te dni majowe, pełne takich „naszych”, niezrozumiałych dla wielu rocznic…
Dni Matki takich dziwnych, niepełnych, potem Dni Dziecka, (tak, to już czerwce), które są też inne niż sporej części rodziców.
Takie nasze brzemię, które wlec będziemy do końca życia.
I jak zawsze tego dnia przypomnę sobie jednego z bardzo niewielu mądrych, sensownych księży, których miałam okazję poznać w życiu. Ksiądz, który spotkał nas w CZD tamtego dnia, po Jej Śmierci, był właśnie takim. Do końca życia wdzięczna Mu będę za tamtą rozmowę, którą z nami przeprowadził, wszystkie słowa wsparcia, które wtedy nam przekazał i chęć pomocy.
Dziś obudził mnie deszcz…Świat też płacze.