…kolejny. „Święto” (źle to jakoś brzmi ale jak to nazwać), w które los wtłoczył nas bez pytania cztery lata temu.
Czas mija i nie jest mi wcale lżej z tą świadomością, że ten dzień stał się częścią naszej rodziny choć bez naszej woli. Tak naprawdę ten dzień i tak jest taką naszą niechcianą codziennością a konkretnie piętnastego października myślę intensywniej o wszystkich Dzieciach Utraconych i ich Bliskich. I także o tym, że co roku gdy piszę ten wpis, tych osieroconych rodziców pojawia się niestety, więcej. W tym roku wstrząsnęły mną dwie śmierci dzieci, synów Nicka Cave’a, i Filipa Chajzera. To ci, o których wiem, a ilu rodziców nie z pierwszych stron gazet a przecież tak samo cierpiących zostało w ciągu tego roku od poprzedniego dnia Dziecka Utraconego, osieroconych?
Jest mi na pewno lżej znosić ten dzień mając obok siebie Janeczka.
Może zabrzmi to jakoś górnolotnie (szczerze mówiąc jest mi to dokładnie obojętne) ale nie wiem co bym zrobiła, w jakim miejscu swojego życia byłabym gdybyśmy Jego nie mieli. Jest Wielkim Darem.
Myśli moje w tym dniu płyną do wszystkich Was, którzy nagle lub niekoniecznie (na niczyją śmierć nie da się „przygotować”, „nastawić”, na śmierć dziecka tym bardziej) zostaliście sami. Przytulam Was mocno chociaż tak wirtualnie ale chcę abyście wiedzieli, że mam Wasze Dzieci i Was w moim sercu.