„Czasami warto umrzeć”. Lee Child.

Czasami warto umrzeć

 

Wydana w Wydawnictwie Albatros.  A. Kuryłowicz. Warszawa (2012).

Z angielskiego przełożył (bardzo zacnie, oddając klimat książek o Jacku Reacherze) Lech Z. Żołedziowski. Tytuł oryginału Worth dying for.

Jeden z naszych rodzinnych ulubionych autorów i chyba mój ulubiony bohater książkowy (no dobra, oprócz Poirota) wraca. W wielkim stylu! Jack Reacher w tej częsci jest w wyjątkowo świetnej formie. Pomimo urazu dłoni, jakich nabawił się w poprzedniej akcji. Jednak czy to jest coś, co jemu akurat mogłoby przeszkodzić w posprzątaniu złego świata?

To przemieszczające się po całych Stanach wzdłuż i wszerz chodzące serduszko na dłoni, które nie jest w stanie pozostawić obojętnie ludzi potrzebujących pomocy i interwencji zawsze jest na straży porządku. Nie inaczej stanie się zimą w kolejnym amerykańskim stanie, do którego dotarł Jack Reacher czyli w Nebrasce. Oczywiście, są ludzie, którzy mogą powiedzieć, że faceta dosłownie „nosi” i musi się „wtrącić”. Mówią tak oczywiście ci, którzy tego wtrącania najchętniej by uniknęli. No i zawsze ci, którzy nie przypuszczają jak wygląda efekt końcowy „wtrącania się” Jacka Reachera.

Kiedy tylko Reacher trafia do Nebraski w miejscowym motelu, w barze, natrafia na miejscowego lekarza, który topi problemy w alkoholu. Tym, którzy przypuszczają, że Jack włącza się w jakąś antyalkoholową akcję od razu mówię, że nie tędy droga. Ale to ów miejscowy lekarz będzie ogniwem w bardzo specyficznym łańcuchu, który ma miejsce w tej wyludnionej rolniczej okolicy USA. Ogniwem dziwnego łańcucha, którym poruszają jak chcą i w którą chcą stronę Duncanowie. Dziwna i nieciekawa rodzina, a raczej mężczyźni z tej rodziny, którzy po prostu rządzą okolicą i trzymają wszystkich w garści. 

Zahukani, poddani im ludzie jakby zamarli lata temu i brak im werwy, siły i być może często już motywacji do zerwania z tym, co zostało stworzone i trwa w chorej rzeczywistości. 

Jack Reacher szybko zorientuje się, co tu tak naprawdę jest grane. I szybko zdecyduje się na interwencję. Jak ja to mówię, „posprząta wreszcie zastany bałagan”.

Tematyka nie będzie łatwa. W tle szybko pojawi się motyw zaginionego dziecka, ośmioletniej dziewczynki. To tło coraz to bardziej będzie nam się jawić jako nieciekawe i naprawdę śmierdzące. Ale warto jak zwykle warto przeczytać kolejną opowieść o Jacku Reacherze.

Szkoda tylko, tu się powtórzę, że wydawnictwa u nas tak się nie spieszą z wydawaniem kolejnych części przygód Reachera. A wiem z poszukiwań na własnym blogu, że są to książki bardzo poczytne i oczekiwane. 

I jeszcze mały cytacik, ot, żeby pokazać klimat i poczucie humoru Reachera:

„-Znów zaczynasz coś kombinować, prawda? Wydaje ci się, że skoro zgasiłeś światła i zrobiło się ciemno, to może uda ci się mnie zaskoczyć, bo nie najlepiej widzę. Ale to nieprawda. Mam sokoli wzrok i widzę wszystko. W konkursie widzenia po ciemku wygrywam z sowami. Sowa w goglach noktowizyjnych widzi gorzej ode mnie”. (str. 263).

Bardzo polecam! 
Moja ocena to 6 / 6.