Wydana w Wydawnictwie W.A.B. Warszawa (2012).
Przełożyła Agnieszka Maciejowska.
Opowiadania Kereta są dla mnie jak tytuł najnowszego zbioru opowiadań, który właśnie ukazał się na naszym rynku. Są takim właśnie nagłym pukaniem do drzwi, a pewnie do mojej głowy i mnie samej. Autora tego czyta mi się lepiej z każdym nowym zbiorem opowiadań i to mnie, jako czytelnika, ogromnie cieszy. Bo pozostaje nie tylko uczucie niedosytu po lekturze, jest też uczucie oczekiwania na coś, co pojawi się znów za jakiś czas. I jest taka wspaniała czytelnicza świadomość, że to, co wychodzi spod jego pióra (ręki? klawiatury?) jest coraz to smakowitsze i coraz lepsze.
Za każdym razem, kiedy czytam opowiadania Kereta do głowy przychodzi mi myśl „skąd ten człowiek bierze te wszystkie szalone, zwariowane, śmieszne lub mniej ale zawsze oryginalne pomysły?”. Poczucia humoru Keretowi z pewnością nie brakuje, jak również ironii, ale takiej „w sam raz” jak ja to nazywam.
Tylko u niego spotyka się niezwykłe światy równoległe jak chociażby w opowiadaniu „Lieland”, w którym okazuje się, że kłamstwa, które kiedyś wymyśliliśmy, istnieją sobie w owym świecie, ba, postaci w nich stworzone mają własne życie, którym tam żyją. To opowiadanie podobało mi się ogromnie, za sam pomysł, i za jego literackie wykonanie.
Właściwie każde z opowiadań w zbiorze ma swój niepowtarzalny klimat i pomysł ale oczywiście kilka z nich podobało mi się bardziej, i są to „Zdrowy poranek”, „Budyń”, „Ukłucie”, „Złota rybka”, „Jakie jesteś zwierzę?”.
Etgar Keret pod płaszczykiem ironii czy śmiechu przemyca często wiele poważniejszych refleksji, nostalgię, smutek, czy niepewność. Bohaterowie nie prowadzą życia lekkiego czy łatwego, spotyka ich wiele niespodzianek, czasem tych dobrych czasem niekoniecznie.
Co też cieszy mnie jako czytelnika to fakt, że autor ten ma szczęście do tłumaczki, która, przynajmniej tak oznajmia na swojej stronie wydawnictwo, tłumaczyła wszystkie jego książki, które ukazały się na polskim rynku. O tym, że taka ciągłość jest ważna, nie muszę chyba żadnego czytelnika przekonywać. A co cieszy, tłumaczenie jest bardzo dobre i opiera się, jak ja przynajmniej czuję, politycznej poprawności (nie ukrywajmy, że Keret lubi sobie czasem napisać coś bardziej dosadnego niż „motyla noga”).
Ja jestem jak zwykle zachwycona i bardzo się cieszę, że mogłam sięgnąć po kolejną dawkę dobrej lektury. Muszę powiedzieć, że obecnie to chyba Keret jest moim ulubionym autorem opowiadań.
Moja ocena to 6 / 6.