Wydana w Wydawnictwie Albatros. Warszawa (2014). Ebook.
Przełożył Jan Kabat.
Tytuł oryginału The Blackhouse
Często zdarza mi się sięgać po książki, którymi większość już moich znajomych książkolubów pozachwycała się stosownie w swoim czasie.
Po książkę Petera Maya sięgnęłam za sprawą, a jakże, kolejnej ebookowej promocji. I nie żałuję, większość zachwytów nad tą częścią trylogii jak najbardziej zasłużona. Mnie wciągnęła opowieść, ba, miałam wrażenie, że powinnam robić notatki podczas lektury bo myśli, spostrzeżenia , naprawdę wiele z tego chciałoby się zapisać i przypomnieć sobie kiedyś, a zarzuty mam głównie co do samej końcówki. A raczej do zachowań (jak dla mnie kompletnie nielogicznych a wręcz irracjonalnych) jednej z bohaterek. No ale nie chcę za wiele pisać bo a nuż ktoś jednak jest jak i ja do niedawna byłam, przed lekturą tego kryminału, i nie chce być zaskoczony spoilerem 🙂 No i jeszcze dodatkowo niechętnie czytałam o pewnym niby to „tradycyjnym” wydarzeniu związanym z ptakami, które jest opisane w książce a które to stanowi w sumie kanwę całej opowieści.
Do domu pachnącego ciastem, w którym rozbrzmiewają miłe dźwięki muzyki dyskretnie włączonej w tle, w którym zawsze czekają na nas otwarte ramiona najbliższych gotowych przytulić i wysłuchać, wraca się najczęściej jednak podczas sentymentalnych i wyciskających z oczu łzy piosenek około świątecznych. Taką przynajmniej refleksję można zdobyć po lekturze tej książki.
Bohater książki to Fin Macleod, policjant obecnie mieszkający w Edynburgu. Na Wyspę Lewis, gdzie wychował się i mieszkał do osiemnastego roku życia, sprowadza go nie tęsknota czy właśnie ów ciepły dom ale okoliczności zbrodni. Zbrodni, która zdarzyła się w tym wydawało by się opuszczonym przez wielu miejscu, w którym każdy zna każdego i w którym mieszka się nieco zbyt blisko siebie. Cóż, hermetyczność nigdy nie sprzyja niczemu dobremu jeśli oczywiście mówimy o ludziach i ich relacjach.
Fin przybywa na wyspę sprawdzić czy zbrodnia na niej popełniona ma coś wspólnego z morderstwem, które czas jakiś temu wydarzyło się w Edynburgu. Albowiem wiele wskazuje na to, iż morderca może być w obu przypadkach ten sam.
Fin wraca na wyspę pomimo niechęci do tego kroku a również w bardzo złym, tragicznym wręcz momencie swego życia czyli nieco po miesiącu od straty swego syna.
Powrót w rodzinne strony nie jest ani przyjemny ani kuszący, tym bardziej, że spotkania po latach nie mają nic wspólnego z radosną atmosferą szkolnych zjazdów a przynoszą wręcz wiele trudnych wspomnień.
Niemniej jednak książka wciąga i nawet właśnie chyba ta atmosfera mroczności i takiej gęstości wydarzeń, sytuacji, emocji, dodaje jej smaku literackiego. Jak mówię, ja właściwie mogę się mówiąc kolokwialnie, „przyczepić” jedynie do końcówki i zachowania jednej z bohaterek.
Moja ocena to 5 / 6.
I sięgam po następną część trylogii czyli po książkę pod tytułem „Człowiek z Wyspy Lewis”.
