Wydana w Domu Wydawniczym PWN. Warszawa (2015). Ebook.
Przełożyła Ewa Górczyńska.
Tytuł oryginalny The Art of Baking Blind.
I zacznę od tego nieszczęsnego tytułu polskiej wersji książki. Ja wiem, wiem, że obecnie liczy się sprzedaż i trzeba wiedzieć jak sprzedać i nagimnastykować się nad tym aby właśnie słowo klucz „sprzedać”. Ale uważam, że gimnastykując się nad tym i albo zmieniając tytuł aby było w nim słowo, które przyciągnąć ma czytelnika (pytanie tylko jakiego czytelnika?) można wyrządzić książce krzywdę. Taką według mnie oczywiście, trochę wyrządzono tej książce. Tytuł „Słodki smak miłości” sugeruje według mnie coś zupełnie innego niż to, co otrzymujemy ( i dobrze, że coś innego otrzymujemy!) podczas lektury. Według mnie po prostu i trąbię o tym wszędzie 🙂 ten tytuł sugeruje co innego i wręcz zniekształca to, co otrzymamy w treści. Nie, nie będzie to żaden kolejny romans. Ani żadna kolejna opowieść o kilku kobietach, które poznają się w jakichś konkretnych okolicznościach i nawiązują przyjaźń na wieki.
Jest to natomiast jedna z lepszych książek, które niedawno przeczytałam. Co mnie w ogóle do niej skusiło, możecie spytać, skoro tytuł mnie odstraszał? Ano, przeczytałam opis wydawcy i poczułam, że chcę przeczytać tę książkę. Gdzieś tam w tle pobrzmiewały wspomnienia z „Julie & Julia. Rok niebezpiecznego gotowania” Julie Powell. Tak czy inaczej, do końca nie wiem, co mnie skusiło ale nie żałuję mimo, że lektura jak najbardziej była lekturą „w ciemno” i sama ją sobie znalazłam a nie to, że ktoś mi ją polecił.
W latach sześćdziesiątych Kathleen Eaden napisała książkę „Sztuka pieczenia”. Ta młoda, piękna i wydawało by się szczęśliwa żona właściciela sieci sklepów z dobrą, świeżą żywnością była twarzą firmy. Po jej śmierci firma i spadkobiercy rozpisują konkurs na nową twarz sieci. Poszukują osoby, która będzie nie tylko stanowiła nową twarz sieci sklepów ale która w jakiś sposób będzie też jak Kathleen pisała o pieczeniu , przygotowywaniu rozmaitych potraw i która w chociażby zbliżony sposób ciepło i serdecznie opowie o tym jak gotując można rozświetlić życie naszej rodziny.
Do konkursu staje pięć osób, cztery kobiety i mężczyzna. Są oni w różnym wieku, są tu i samotna matka i mężatki i wdowiec.
Poznajemy ich losy śledząc kolejne tygodnie i co za tym idzie, miesiące, rywalizacji. Rywalizacja na szczęście odbywa się całkowicie fair play, biorący udział w konkursie nie podcinają sobie nóg, a po prostu biorą udział w wyzwaniu i chcą się z niego wywiązać jak najlepiej.
Dla każdej bowiem z osób, która bierze udział w konkursie, jest ten fakt ważny. Każdy ma swój własny powód, dla którego chce wygrać. Dla jednych jest to próba zwrócenia uwagi na to, że to, co do tej pory robiła dla rodziny nie jest tylko po prostu obowiązkiem a wręcz talentem. Ktoś inny chce po prostu poczuć dreszczyk rywalizacji i adrenalinę. Jeszcze ktoś inny ma teraz zbyt wiele wolnego czasu, a ktoś rozpaczliwie chce pokazać małej dziewczynce, która wciąż jest obecna w dorosłej już kobiecie, że jest w czymś naprawdę dobra i nie musi rozpaczliwie zabiegać o względy matki, która nieustająco stawia jej za wysoką poprzeczkę traktując relacje matka córka nieco jak sport i rywalizację.
Poznając losy bohaterów, Vicki, Jennifer, Mike’a, Karen i Claire, czytamy tez fragmenty „Sztuki pieczenia” Kathleen i poznajemy również jej losy i jej nierówną walkę z losem o to, co najważniejsze , o dziecko.
Nie jest to wcale lekka książka, jak wiele osób może myśleć. Owszem, pewne tematy może zostały ujęte przez autorkę dość wtórnie (według mnie dość znany już jest temat z życia Jennifer) ale czy w sumie nie jest tak, że w życiu zdarzają się ludziom podobne sprawy, szczęścia i nieszczęścia?
Podczas tego konkursu każdy z jego uczestników czegoś się o sobie dowie. Czasem potrzeba jest nam jakiegoś impulsu aby coś ważnego z naszego życia, z naszego zachowania, zrozumieć. Tak się dzieje i tu. Vicki na przykład orientuje się, że jej pieczenie to próba stworzenia mężowi i trzyletniemu synkowi idylli, której jej samej zabrakło w dzieciństwie.
Wiele spraw się na końcu rozwiąże pozytywnie, co mnie pokrzepiło, bo tego właśnie oczekiwałam. Ale nie spodziewajcie się gotowych rozwiązań i happy endów. Myślę, że pewne wątki zostały otwarte abyśmy my jako czytelnicy mogli dopowiedzieć sobie to, co może się dalej w życiu bohaterów zdarzyć.
Mnie się ogromnie podobała. Moja ocena to 6 / 6.