Wydana w Wydawnictwie Agora. Warszawa (2016). Ebook.
To jedna z tych książek, co do których gdy tylko zobaczyłam na Fb jej zapowiedź, wiedziałam, że ją muszę przeczytać.
I to jedna z tych książek, która przeczołgała mnie dosłownie emocjonalnie.
Bo to książka niełatwa. Mnóstwo w niej emocji.
To książka o traumie po wydarzeniu, które niszczy świat człowieka z dnia na dzień. Być może mając traumatyczne doświadczenie za sobą, odebrałam ją poniekąd ze zdwojoną siłą. Nie wiem i chyba nie będę się teraz nad tym zastanawiać.
„Ganbare! Warsztaty umierania” Katarzyny Boni to zbiór reportaży. Pisanych na różny sposób (mnie się bardzo spodobały dwa bodajże „monologowe”, ciekawy zabieg stylistyczny, czytając mamy wrażenie, że słyszymy co rozmówca mówił wtedy do pani Boni.)
Reportersko Katarzyna Boni sprawiła się świetnie. Według mnie zachowała się idealnie czyli była obok bohaterów swoich reportaży ale nie narzucała ani im ani nam swojego zdania czy opinii.
Poza tym umiała zebrać opowieści o ludziach w taki sposób, że automatycznie zaczynamy odczuwać współczucie i empatię. Reportaże są o prawdziwych ludziach, z krwi i kości a nie dotyczą „danych statystycznych”. I tak oto poznajemy dwóch mężczyzn, którzy wcześniej się nie znali a którzy spotkali się na kursie nurkowania. Oto ktoś wpadł na pomysł powstania budki telefonicznej, nigdzie nie podłączonej, z której jednak można zadzwonić do tych, z którymi nie udało się porozmawiać w tych strasznych dniach i nie ma się na to już szansy.
„Ganbare!” to okrzyk mający zachęcić kogoś do działania, do walki, takie „Trzymaj się!”. Podobno po katastrofie jaka dotknęła Japonię w marcu 2011 roku był to okrzyk bardzo często używany.
Japonia ma w swoją historię wpisane trzęsienia ziemi i co za tym idzie, tsunami. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że coś takiego się wydarza. Ziemia trzęsie się tam tak często, że trudno jest to zliczać czy zastanawiać się nad tym. Ale raz na kiedy wydarza się coś więcej, tak jak to miało miejsce w roku 2011. Kiedy , co wiemy, wiele wynikło w wyniku błędu czy wręcz zaniedbania ludzi.
„Ganbare! Warsztaty umierania” ujęły mnie, o czym już pisałam, tym, że opisywały ludzi. I ich losy po tej katastrofie.
Nie wiem czy słusznie ale mam wrażenie, że usiłujemy po trochu zaszufladkować Japończyków jako tych, którzy nie okazują swoich uczuć zupełnie. Nic a nic. Nawet jeśli właśnie z dnia na dzień ich dotychczasowe życie się kończy i coś się dzieje nieodwracalnego. A to chyba błąd. Ale może oni sami po trochu w taką szufladkę się wtłoczyli bo inaczej czy organizowano by im warsztaty z umierania? Spotkania, na których ogląda się wzruszające nagrania aby ludzie po prostu zaczęli płakać?
Jak wielokrotnie pisałam u siebie w odniesieniu do zupełnie innego wydarzenia, los nie pyta czy może zesłać nieszczęście czy tragedię a jeśli odpowiesz mu, że czujesz się niegotowy, ominie ciebie, twoich bliskich, twój dom. Nie, los po prostu przychodzi i niszczy jeśli taki ma kaprys, wszystko to, nad czym pracowałeś całe swoje życie.
Ta książka to opowieść o tym jak różni ludzie radzą sobie bądź nie, na różny sposób właśnie po takiej traumie. To jak mówiłam opowieści trudne. To opowieści o tym, jak niektórzy usiłują się podnosić do pionu po traumatycznej sytuacji.
I jak usiłują walczyć.
Moja ocena to 6 / 6.
