„Stacja Jagodno. Zaplątana miłość”. Karolina Wilczyńska.

Wydana w Wydawnictwie Czwarta Strona. Poznań (2015). Ebook.

Jak ja się cieszę ,że przeczytałam tę książkę DOPIERO teraz. A dlaczego? Dlatego, że ukończywszy ją we łzach (wzruszenia ogromnego) wiem, że łatwiej mi będzie teraz czekać na zapowiadaną część drugą tej opowieści. A gdybym przeczytała ją wcześniej czas oczekiwania znacznie by się wydłużył. Wierzę, że książki mają „swój” czas i widzę, że dokładnie tak stało się z tą książką. 

Nie wiem doprawdy, dlaczego często jest tak, że rewelacyjne książki skrywają się pod hm, „stygmatyzującymi” je okładkami czy wręcz tytułami. I chociaż swoje pomstowanie na tytuł odszczekuję po lekturze (bo dość szybko wyjaśnia się dlaczego jest taki a nie inny i tak, jest ważny dla całości książki) to okładka według mnie dalej jest dość myląca i wraz z tytułem może sprawiać wrażenie, że sięgnie po nią ktoś, kto będzie liczył na zupełnie inną lekturę niż otrzyma a osoby, które właśnie szukają czegoś takiego, co jest w książce, ominą ja wzrokiem szukając czegoś w księgarni czy to stacjonarnej czy internetowej. Ja po nią sięgnęłam jako pewnik bo już poznałam styl pisania pani Karoliny i wiem, jak pisze. A pisze dobrze, tworzy niesamowicie wciągające opowieści obyczajowo psychologiczne. Mam wrażenie, że jest to kolejna w tym roku odkryta przeze mnie (ale z polecenia, za co jestem Osobie polecającej bardzo wdzięczna) autorka bardzo mało promowana, wręcz odnoszę wrażenie, że niedoceniana, a szkoda, szkoda wielka, bo pisze bardzo dobrze i naprawdę warto jest czytać jej książki. 

Tak więc nie sugerujmy się okładką książki. Nie będzie to ckliwy romans o kobiecie, która zakocha się na nowo w połowie życia. Nie będzie to też powrót do sielskich miejsc z lat dziecinnych gdzie nie tylko żyto jak śnieg białe czy jak to tam szło ale i koleżanki z lat dziecięcych czekają na powrót z otwartymi ramionami. Nic bardziej mylnego. 
Dostajemy kawałek bardzo dobrej prozy, opowieści o czterdziestolatce, której życie jest takie a nie inne. Niekoniecznie po płatkach róż jak z relaksujących seriali telewizyjnych a bardziej zbliżony do realiów znanych z życia. Czterdziestoletnia Tamara sama wychowuje nastoletnią córkę Marysię, która to córka zaczyna sprawiać Tamarze coraz więcej zmartwień.

Bohaterka książki nie ma specjalnie wiele pomocy nawet ze strony swojej matki, emerytowanej lekarki, ale udaje się jej dość dzielnie ciągnąć wózek wypełniony codziennym bagażem i troskami dnia codziennego. Do czasu.
Dość sprawnie ułożony obrazek, w którym ona pracuje na to aby córka chodziła do najlepszego kieleckiego liceum zaczyna się wypaczać aż w końcu coś w nim nie zagra na tyle dostatecznie, że obrazek zacznie bardziej przypominać rozsypujące się puzzle czy prujący się patchwork. 
Do tego dojdą rodzinne sekrety i tajemnice, które wbrew pozorom nie wydają się być wcale niemożliwymi do zaistnienia.

Tamara zbiegiem okoliczności znajdzie się u kogoś, kto sprawi, że jej życie nareszcie nabierze kolorów i przede wszystkim ciepła i miłości ale nic bardziej mylnego, kompletnie nie chodzi tu o mężczyznę. I myślę, że dopiero pod sam koniec książki ten tytuł, na który pomstowałam zaczyna nabierać największego sensu i sprawia, że w następnej części oczekujemy jego wyjaśnienia ostatecznego.

Moja ocena to 6/ 6.

Swietłana Aleksijewicz …

…czyli od wczoraj wiemy kto zdobył w tym roku Literacką Nagrodę Nobla. 
W tym roku zaskoczenia chyba nie było, to nazwisko pojawiało się najczęściej a pod koniec oczekiwania na werdykt już jako niemal pewnik.
No i nie jest to na pewno nazwisko nieznane. Co prawda ja nie mogę napisać, że znam tę autorkę, bo jak na razie nic jej autorstwa nie czytałam ale nazwisko oczywiście znam i kojarzę.
Zamierzam poznać jej pisarstwo a zacznę od „Czasów secondhand”, mam nadzieję, że okaże się to dobry wybór.