Reż. Richard Linklater. Scenariusz R. Linklater, Julie Delpy, Ethan Hawke.

Rzadko kiedy zdarza się aby trzecia część czegokolwiek była tak samo dobra, jak pierwsza. Tak jest w przypadku tej „trylogii” jak ja to nazywam na użytek własny bo coś czuję, że twórcy nie powiedzieli ostatniego słowa. Uprzedzam, że w dalszej części pojawić się może spoiler, dlatego tych, którzy chcą film zobaczyć „na czysto”, polecam dalej nie czytać.

W „Przed wschodem słońca” Celine i Jesse poznali się i doznali piorunującego wrażenia, że oto są dla siebie kimś ważnym. Jak wiemy, niestety, do ich następnego spotkania, planowanego za pół roku od pamiętnego wiedeńskiego spaceru minęło dużo dłużej i w części drugiej „Przed zachodem słońca” spotykają się już dorośli ludzie z bagażem życiowym. Jesse ma już rodzinę.
W „Przed północą” Celine i Jesse są ze sobą od dłuższego czasu, tworzą rodzinę z córkami, bliźniaczkami (nie są małżeństwem). 
Tych dwoje kończy właśnie rodzinne wakacje na Peloponezie. Wakacje, w których uczestniczył też syn Jesse z pierwszego związku.
Za nimi trochę już wspólnego życia i tak zwana szara codzienność z jej rachunkami, pamiętaniem o dentyście dla dzieci, numerze telefonu do pediatry, codziennych zakupach, i tym wszystkim co tak dobrze znamy, prawda?
Na do tej pory gładkiej tafli widzimy zarysowania. A może były już dawno a teraz zaczynają pękać?
Swoistego rodzaju katharsis (sądzę, że nieprzypadkowo osadzone w Grecji w antycznej scenerii) przypadnie na dzień i noc przed powrotem do domu.

Scenariusz tworzyli wspólnie, reżyser i aktorzy grający główne role i to widać i czuć.
Genialnie zagrany czas gorszy w związku, czas, kiedy coś zaczyna się wymykać spod kontroli a codzienność, galopada, w której bierzemy udział, zaczyna nas przytłaczać do tego stopnia, że to, że jest źle zauważamy z dość sporym opóźnieniem.
Genialnie rozegrany film.
Sceny rozmów, a zwłaszcza kłótni Celine i Jesse w hotelu uważam za majstersztyk. Zagrane tak, że lepiej być nie może. Że jest tak, że masz wrażenie, że właśnie w jakiś niefartowny sposób dostałeś pokój obok pary i niestety, ale pokój jest źle wyciszony i chcąc nie chcąc weźmiesz udział w tym prywatnym misterium oczyszczania narastającej pogarszającej się atmosfery tego związku…

Bardzo prawdziwy to film, bez oszukiwania się, bez lukru, którym lubi się słodzić niekiedy kino, i szczęściem, bez poczucia tragedii i końca bo szczęśliwie, po obejrzeniu wiemy, że tym razem rozwodu (umownie, bo jak pamiętamy, ślubu ciągle nie ma) nie będzie.
Za to jest nadzieja, że za parę czy paręnaście lat zobaczymy może coś jeszcze o tej dobrze znanej już nam parze.  

Moja ocena to 5.5 / na 6 .