Wydana w Wydawnictwie W.A.B. Warszawa (2009). Ebook.
Przełożyła Alicja Skarbińska-Zielińska. Tytuł oryginału Runaway.
Panie i panowie. A więc stało się. Wsiąkłam. Czy inaczej może. Zaskoczyłam na prozę Alice Munro? Albo jeszcze inaczej, po prostu zależy od tomu. Pierwszy zbiór opowiadań nie zrobił na mnie wrażenia (było to „Drogie życie”, o którym pisałam tu, w tym wpisie. Potem przeczytałam (całkiem niedawno, po roku od pierwszego spotkania z prozą Munro) jej „Za kogo ty się uważasz?”, o którym pisałam całkiem niedawno, tu. Wtedy odczułam coś innego. Wciąż nie miałam pojęcia co do końca czuję czytając te opowiadania bo były takie, które wciąż wrażenia nie zrobiły ale z chwilą jak czytałam więcej i więcej coś nieodwracalnie wciągnęło mnie w rytm, styl, nastrój prozy Alice Munro i oto stało się. Jestem po skończonej perle.
Tak, tym razem praktycznie wszystkie opowiadania zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Każde jest inne, każde dotyka innego problemu a jednak z każdego z nich coś dla siebie wyniosłam, jakieś refleksje, przemyślenia.
Nie powiem, które opowiadanie zrobiło na mnie największe wrażenie bo chyba nie mogę tego określić. Ale na pewno wstrząsnęło mną na swój sposób tytułowe i pierwsze czyli „Uciekinierka” za prostotę przesłania. Nie chcę pisać za wiele, dość, że jeśli ktoś nie chce aby mu pomóc, naprawdę nie należy narzucać się z pomocą.
Następnie ogromne wrażenie zrobiło na mnie następne, które ma swoją kontynuację w dwóch następnych opowiadaniach, tu ważny jest opis relacji matki i dziecka. I znowuż, wiele, wiele myśli, refleksji z cyklu „co zrobić aby stworzyć udaną więź z własnym dzieckiem? jak się obronić przed utratą tejże?”.
Wstrząsnęło mną „Winy” i łzy w oczach miałam podczas czytania „Sztuczek”. Za ich prawdziwość i przeraźliwie smutny wydźwięk.
Jak napisałam, każde z tych opowiadań dotyczy innych relacji. Wspólne są wachlarz najrozmaitszych emocji i odczuć jak również cierpienie.
Alice Munro bohaterkami swojej prozy uczyniła kobiety i chociaż przedstawia je w rozmaity sposób (mam wrażenie, że niekiedy nie lubi swojej własnej płci czyniąc z jej bohaterek osoby, którymi najchętniej potrząsnęłoby się pytając „halo, śpiąca królewno, obudzisz się czy utykasz w tym, w czym tkwisz ale z własnej i nieprzymuszonej woli?”), łączy je jedno. Jej wnikliwe oko obserwatora tego, co przeżywają i w jaki sposób. A mimo to Alice Munro udaje się ustrzec jednej rzeczy. Otóż podczas lektury nie odczuwamy nad treścią „ręki demiurga”. Mamy wrażenie, że znajdujemy się obok danej bohaterki bądź z nią rozmawiamy. Tak czy inaczej, osoba autora, stwórcy postaci znika, rozmywa się a nam dane jest jedynie współprzeżywanie tego, co dzieje się w życiu bohaterek bądź obserwowanie tegoż. Ale z bardzo, bardzo bliska.
Tak, wciągnęłam się w prozę Munro, daję się uwieść zawiłościom emocji przedstawionym najczęściej w pozbawiony zbędnych ozdobników faktom i zdarzeniom opisanym przez nią. I, całkiem dla siebie niespodziewanie (ale czyż nie jest miło mieć takie właśnie niespodzianki?) zaczynam mieć jedną z bardziej lubianych autorek.
Dobrze, że zarówno ten zbiór jak i dwa trzy następne, które nabyłam, udało mi się zdobyć po korzystnych cenach bo czuję, że niebawem zatęsknię za prozą Alice Munro.
Tymczasem informuję, że moja ocena to 5.5 / 6.