
Wydana w Wydawnictwie Pascal. Bielsko-Biała (2011).
Tytuł oryginalny Blue Skies & Black Olives.
Tłumaczyła Marta Kielczewska-Konopka.
Podtytuł książki brzmi „Pełna humoru opowieść o budowie domu i życiu w malowniczej Grecji” i jest to prawda. Co mnie osobiście trochę zirytowało, to fakt, że szkoda, że na okładce są o niej opinie ale jedynie z (najprawdopodobniej) anglojęzycznych gazet. Czy u nas nikt nie czytał i nie recenzował tej książki? Szkoda. Osobiście wolałabym przeczytać opinię jakiegoś polskiego podróżnika na przykład, ale to po prostu moja uwaga.
Końcówka roku okazała się ogromnie łaskawa pod kątem książek, jako, że trafiam na lektury udane i takie, które zdecydowanie poprawiają mi nastrój. Tę książkę również nabyłam bardzo dawno temu, chyba w okolicach maja albo czerwca. Znowu z polecenia Kogoś z Was, ale szczerze, to teraz nawet nie pamiętam czyjego, w każdym razie wiadomo było, że będzie o Grecji (aczkolwiek nieudana lektura poprzedniej książki dotyczącej tego kraju, o której pisałam tu powodowała lekkie obawy, jak też będzie z tą książką, na szczęście było zupełnie inaczej i o wiele lepiej;).
Nie skłamali autorzy tekstu, ojciec John (dziennikarz brytyjski) i syn Christopher (muzyk orkiestry ateńskiej), że opowieść ta będzie pełna humoru. Taka też była i muszę powiedzieć, że niejeden kawałek musiałam przeczytać na głos P. , który i tak po lekturze powiedział jedno „historia pawia Henry’ego jest najlepsza”. Cała książka faktycznie napisana jest na wesoło, z poczuciem humoru (aczkolwiek z tej dwójki to syn wykazuje się o wiele większym poczuciem humoru i optymizmem, ale sądzę, że może to być efektem bardzo długiego już życia w Grecji, posiadaniu żony Greczynki i greckiej rodziny (rodem z filmu „Moje wielkie greckie wesele”). Ja prawie popłakałam się ze śmiechu czytając opis Chrztu Christophera ale fakt pozostanie faktem, P. ma rację, historia Henry’ego jest niezaprzeczalnie historią numer jeden tej książki. Ci, którzy ją poznają, będą wiedzieć, o czym mówię.
Są dwa kraje, o których zauważyłam, że miłośnicy tychże nie lubią, jak wypowiada się krytycznie. Jednym z nich jest Grecja. Ja takiego objawu u siebie nie zauważyłam, wady kraju niestety, ale widzę, widzę też zalety, ale nie gloryfikuję. Natomiast wiem, że są osoby, dla których Grecja jest najlepsza na świecie, nie ma żadnych wad i basta i tak ma być. Nie wiem, czy powinny czytać tę książkę, obawiam się bowiem, że po lekturze będą się zżymać, że autorzy nie znają realiów kraju, w którym żyją, nie chcą rozkoszować się kulturą i obyczajowością itd itp. Według mnie tak nie jest, autorzy doskonale wiedzą, gdzie przyszło im kupić i budować kilka lat dom (ojciec, John) albo też gdzie mieszkają już bardzo długo i mają grecją rodzinę (syn, Christopher).
Syn jest według mnie bardziej elastyczny, nie wiem, czy wynika to z tego, że jako dziecko był wraz z siostrą wożony po całym świecie gdyż ojciec był dziennikarzem i było to wpisane w jego pracę czy też taki ma charakter. W każdym razie jego ojciec twierdzi, że Christopher jest bardziej grecki niż brytyjski i jak czytałam słowa Christophera to śmiem twierdzić, że faktycznie tak to wygląda. Co na pewno pomaga mu w życiu, pracowaniu i mieniu rodziny w Grecji właśnie.
Ojciec najprawdopodobniej dał się wmanewrować w szaleństwo kupna ziemi i budowy nowego domu w wiosce na Peloponezie w biurokratycznej i rządzącej się jakimiś sobie tylko znanymi zasadami i prawami Grecji głównie dlatego, że chciał być bliżej i syna i wnuków. Aczkolwiek jest szczęśliwy mając tam dom, szczególnie, że wreszcie zakończyła się żmudna i trwająca bardzo długo budowa.
Przyznaję, że fragmenty dotyczące załatwiania niekończącej się wydawać się mogło papierologii dotyczącej budowy domu zgrabnie ominęłam, bo po prostu mnie znudziły. Ale całą resztę czytałam zaśmiewając się w co lepszych momentach (paw Henry! składanie mebli z IKEI).
Cieszę się, że pomiędzy snuciem historii o budowie autorzy opisali swoje doświadczenia z życiem codziennym w Grecji, na Peloponezie, gdzie mają dom, jak również w samych Atenach, gdzie mieszka Christopher. Przyjemnie było poczytać o ich obserwacjach na temat oliwek, tak ważnych dla Grecji, jak również z uśmiechem na temat tego, jak rodzice tam rozpieszczają dorosłe już i mające być samodzielnymi dzieci. Nie zabrakło opisów zabawnych sytuacji wynikających z nieznajomości języka greckiego jak i efektów nauki tegoż. Dowiedziałam się, że przesądy zawsze żywe (a niby jak jest w Polsce?? inaczej? akurat!). Wyciągnęłam też jedną dość smętną refleksję po tym, jak czytałam, jak głównym tematem rozmów Greków jest dobre jedzenie (to samo podkreślały wszystkie osoby piszące o Włochach). Najwyraźniej każdy naród ma swój „dyżurny” temat rozmów bez końca, Anglicy rozprawiają o pogodzie, Grecy czy Włosi o jedzeniu, a Polacy? O chorobach:(
Co mi się podoba, to fakt, że autorzy nie udają , że są Grekami. Christopher zdecydowanie bardzo jest w greckie realia wrośnięty, domyślam się, że jednak założenie rodziny to sprawiło. Mniej go dziwi niż jego tatę i chyba na więcej jest przygotowany po latach życia tamże. Ja i tak podziwiam tatę bohatera, że nie rzucił budowy w połowie i nie darował sobie, bo mogę uwierzyć, że w pewnym wieku chce się mieć spokojny czas spędzony w pięknym miejscu ale już bez walczenia z biurokracją i urzędnikami. Tym większy podziw, że jednak się nie poddał:)
Generalnie książka fajna, wesoła, bardzo przyjemne czytadło na czas Świąt i około nich. Cieszę się, że wreszcie po nią sięgnęłam. Acha i na koniec, z wielką przyjemnością odnotowuję fakt, że została ona bardzo fajnie przetłumaczona, czyta się ją bardzo dobrze. Dobra praca Pani Tłumacz.
Moja ocena 5.5 / 6.