„Miłość w czasach globalnych zmian klimatycznych”. Josef Panek.

Wydana w Wydawnictwie Stara Szkoła. Wołów (2021). Ebook.

Przełożył Mirosław Śmigielski. 

Tytuł oryginalny Laska v dobe globalnich klimatickych zmen.

„Miłość w czasach globalnych zmian klimatycznych” to bardzo oryginalna proza. 

Ogólnie mówiąc, narrator opowiada nam wycinek ze swojego życia, a brzmi to nieco jak słowotok kogoś, kto z jakiegoś powodu zwyczajnie musi się wygadać drugiej osobie. Znacie ten klimat, gdy siedzicie na lotnisku, stacji kolejowej czy w jakimś innym miejscu i czekacie na mocno opóźniony środek transportu a wśród zirytowanego czy zmęczonego tłumu jakaś osoba właśnie was wybiera na odbiorcę swojej historii? Powierza ją wam czy tego chcecie, czy też, co bardziej prawdopodobne, czy tego raczej nie chcecie. 

Styl opowieści narratora jest również oryginalny bo zwraca się niby do osoby trzeciej ale opowiada o sobie. 

A opowieść to jak mówiłam, niedługa ale gęsta jak sos w hinduskim daniu. Hinduskim bowiem narrator opowiada nam o wycinku ze swojego życia zawodowego a mianowicie o wysłaniu go na konferencję do Indii. I tamże ma spędzić w sumie niewiele dni. W ciągu tych paru dni jednak udaje mu się poznać miejscową kobietę, również zajmującą się zawodowo nauką, której to również opowie trochę o sobie samym.

„Miłość w czasach globalnych zmian klimatycznych” to ciekawie poprowadzony strumień opowieści o Czechu, wychowanym w końcu komunizmu, który po przełomie politycznym w swoim kraju może i podróżuje, korzysta też z tego, co oferuje mu świat. To również mimo niewielkiej objętości, bardzo trafny obraz współczesnego świata z wszystkimi jego grzechami , tymi mniejszymi i większymi i chociaż sądzę, że styl narracji może kogoś lekko denerwować (na pewno chwilę trzeba do specyficznego języka autora przywyknąć) to według mnie warto ją przeczytać. 

Czeska proza z jej trafnością obserwacji ludzi i świata, jak również z charakterystycznym dla literatów tego kraju, poczuciem humoru. Dla mnie na plus, że nie jest to nie wiadomo jak wydumana historia, niepotrzebnie nadęta objętościowo. Co miało zostać napisane, zostało, wbrew niby to popowemu stylowi opowieści, zawiera ona sporo trafnych obserwacji. Taki może lekki kryzys wieku średniego podany przez pryzmat refleksji nad tym, co się z nami teraz dzieje. 

Polecam miłośnikom nie do końca typowych książek. 

Moja ocena to 5 / 6. 

17 lat blogowania

 Dzisiaj wpis rocznicowy jako, że siedemnaście lat temu napisałam na moim blogu swój pierwszy wpis. 
Pierwszy wpis traktował o podróży i w sumie na początku miał to być blog jedynie o podróżach ale że nie było ich znowuż aż tak wiele w życiu a ja zawsze lubiłam z ludźmi rozmawiać, blog z czasem ewoluował w blog o życiu a z kolei z czasem w blog głównie o książkach , chociaż oczywiście nie jedynie o nich. 

Blogowanie sprawia mi wiele radości, dlatego wciąż możecie czytać to, co myślę na temat przeczytanych przeze mnie książek. Mimo, że platforma, na której pisałam niemal piętnaście lat, pożegnała nas, blogerów , staram się pisać w nowych miejscach, chociaż akurat ja z pożegnania z poprzednim miejscem blogowania zadowolona nie jestem. To dla mnie jako blogerki okazała się jednak poważna cezura i utrata sporego, zebranego przez naście lat, grona czytelników. Inna sprawa, że faktycznie, blogi powoli odchodzą do lamusa, większość osób przebywa głównie w mediach społecznościowych typu Fb. 

Przypominam więc bądź może nowe osoby o tym informuję po raz pierwszy, że mój blog posiada na Fb stronę, do polubienia której oczywiście zapraszam jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. 
Adres do niej to 

https://www.facebook.com/Chiara76-221923774977525

Mam nadzieję, że stali Czytelnicy mojego blogu wciąż będą towarzyszyć mi w tej blogowej przygodzie a tym , którzy wciąż zostawiają komentarze właśnie na blogu , serdecznie dziękuję.

„Pokusa przebaczenia”. Donna Leon.

 Wydana w Oficynie Literackiej Noir sur Blanc. Warszawa (2021). Ebook.

Przełożył Marek Fedyszak.
Tytuł oryginalny The Temptation of Forgiveness.

Komisarz Brunetti wraca do nas, wiernych czytelników i jak to Brunetti. Z jednej strony przyjdzie mu zmagać się ze śledztwem, z drugiej , z niesprawiedliwością współczesnego świata. 
Jak to jest w książkach Donny Leon, wątek kryminalny jest równorzędny z publicystycznymi i społecznymi refleksjami nad życiem, ludźmi, światem. I nie są to jak to u tej autorki bywa, refleksje radosne.

Do Brunettiego przybywa kobieta, pracująca wraz z żoną komisarza Paolą. Zgłasza się do niego jako do Policjanta gdyż chce zasięgnąć jego opinii czy może rady czy pomysłu na to aby zgłosić swoje obawy dotyczące jej syna a jednocześnie sprawić by syn nie poniósł z racji tego żadnych konsekwencji. Oto bowiem professoressa Crosera obawia się, że jej syn zażywa narkotyki. Po przeprowadzonej rozmowie, w czasie której wyraźnie jednak stara się ona zachować dystans w stosunku do Brunettiego , kobieta wychodzi. A Brunetti szybko dowiaduje się, że mąż professoressy został napadnięty i walczy o życie w szpitalu. Czy napad na męża kobiety wiąże się z potencjalnym nałogiem ich syna, nastolatka ?

Brunetti jak to Brunetti, jego doba najwyraźniej jest z gumy. Oto bowiem ma czas i na spokojne posiłki jadane z całą rodziną i na niespieszne dotarcie do pracy z obowiązkową kawą wypitą po drodze i na prowadzenie śledztwa i na zaczytywanie się klasyką, z której czerpie moc natchnienia i która to klasyka pozwala mu na lepszy odbiór współczesnego świata. 

W tej części cyklu kryminalnego o komisarzu weneckiej Policji według mnie wątek kryminalny potraktowany został dość po macoszemu. Przynajmniej ja takie wrażenie odniosłam podczas lektury. 
Przyjemnie jednak było wrócić nawet w taki sposób do magicznej Wenecji i chwilę przechadzać się wzdłuż kanałów podziwiając jej bajeczne zabytki, palazza i same kanały. Nawet jeśli wątek kryminalny mnie nie wciągnął. Tradycyjne obserwacje kierunku, w jakim zmierza zarówno samo miasto, w którym mieszkają bohaterowie jak i świat a co za tym idzie, ludzie, została w znanych nam, czytelnikom, proporcjach.

Nie jest to , według mnie, najlepsza książka Donny Leon. Niestety, ostatnia książka Aleksandry Marininej, „Niezamknięte drzwi” również mnie nie zachwyciła jednak na szczęście, „Pokusa przebaczania” jednak okazała się lepsza ale czuję się odrobinę zawiedziona tym, że książki dwóch lubianych tak przecież przeze mnie autorek, nie zachwyciły mnie tak jak tego oczekiwałam. 

Moja ocena „Pokusy przebaczenia” to 4 / 6. 

„Światu nie mamy czego zazdrościć”. Barbara Demick.

 Wydana w Wydawnictwie Czarne. Wołowiec (2017). Ebook.

Przełożyła Agnieszka Nowakowska. 

Tytuł oryginału Nothing to Envy: Ordinary Lives in North Korea.

„Światu nie mamy czego zazdrościć” to hasło z jednego z wielu propagandowych plakatów jakie rozlepione są w Korei Północnej. Tytuł ten uważam za szalenie udany jak na tę książkę. Brzmi dość ironicznie w kontekście tego, co wiemy na temat tego kraju. 
Ja czytałam tę książkę podczas urlopu w Gdańsku i muszę powiedzieć,że to jedna z tych książek, które naprawdę ogromnie człowieka wciągają. A zwłaszcza jeśli człowiek interesuje się światem. 

Korea Północna chce się pokazać światu jako mocarstwo, które stać na wszystko. Szczerze, to patrząc na współczesną politykę jaką prowadzą kolejni dyktatorzy sprawujący władzę w tym kraju, jestem w stanie uwierzyć, że są w stanie posunąć się do wszystkiego i nie poprzestać na straszeniu mającym wywołać pomoc humanitarną. Skoro doprowadzili swój kraj do ery głodu. Bo „Światu nie mamy czego zazdrościć” opowiada o życiu zwykłych Koreańczyków z Północy. O ich życiu jeszcze w Korei Północnej ale i już po ich ucieczkach poza granice kraju. Autorka pracując w Korei Południowej miała okazję poznać  uciekinierów z Północy i przeprowadzać z nimi nie tyle wywiady co właściwie prowadzić często bardzo szczere, rozmowy. 

Kilkoro osób, zaangażowana partyjna członkini, lekarka, pracownica przedszkola, pracownica fabryki, student uczący się w Pjongjangu, ci rozmówcy Barbary Demick przybliżają nam , czytelnikom, realia życia w Korei Północnej na przestrzeni lat aż do okresu wielkiego głodu. 

Z naszych polskich mediów pamiętam przebłyski zatrważających informacji biegnących wówczas z tego reżimowego kraju, w którym pani spikerka z szerokim uśmiechem podawała nielicznym przecież widzom, przepisy na pożywną zupę z trawy. 
To, w jaki sposób znajdowano cokolwiek co mogło stać się jakimkolwiek pożywieniem, to również wstrząsająca część tej książki. Dla nas, jednak przyzwyczajonych do sytości, poczucie głodu powiedzmy sobie szczerze, nie istnieje. Sądzę, że ostatnie pokolenie, które zna prawdziwy głód to to, które przeżyło IIWŚ. Koreańczycy z Północy musieli przypomnieć sobie o nim stosunkowo niedawno.

Przyznaję, że ta książka oprócz tego, że zwyczajnie jest niezwykle ciekawa i po prostu, co tu kryć , wciągająca, zaskoczyła mnie raczej na plus. Zakładałam, że reżim i zastraszenie są tam do tego stopnia silne, że ludzie w najbliższym nawet otoczeniu stają się dla siebie wrogami i zagrożeniem, oczywiście pod wpływem partii i kolejnego chorego z nienawiści dyktatora. Który woli widzieć swój naród umierający z głodu (kolejny ciężki fragment książki) niż żyjący w godności i dobrobycie. A wszystko to dla swoich urojonych, chorych idei i wydumanych bzdur. Szkoda tylko, że tacy ludzie budują jednak jakiś potencjał nuklearny.

Okazuje się jednak, że nawet w tak strasznym kraju, jakim niewątpliwie jest Korea Północna, istnieje miłość czy to rodzicielska czy to między ludźmi, przyjaźń . Ludzie nawet miewają poczucie humoru czy może jego przebłyski?

Czy oni naprawdę wierzą w to, co recytują głośno na wiecach ku czci swoich kolejnych „Ojców”? Nie wiem. Myślę, że jak wszędzie, są i ideowcy, którym nie przemówi się do rozsądku nawet najbardziej twardymi faktami i są też ci, którzy jedynie pozują czy to dla wygody czy może jak sądzę, że jest w tym przypadku, dla zwykłego bezpieczeństwa.

Uprzedzam, że wbrew temu, że czyta się tę książkę świetnie, to bardzo trudny kawałek literatury, zwłaszcza dla kogoś z bogatą wyobraźnią. Niemniej jednak uważam, że warto jest czytać także coś trudniejszego, co otwiera nam szerzej oczy na to co dzieje się poza granicami naszej bezpiecznej bańki. Polecam! 

Moja ocena to 6 / 6. 

„Bieg Anioła”. Dorota Wójcik.

 Wydana w Wydawnictwie Lucky. Radom (2021).

„Bieg Anioła” to książka, która mnie w jakiś niezwykły sposób do siebie przyzwała. Nie ukrywam, że autorki książki do tej pory nie znałam z Jej poprzedniej książki noszącej tytuł „Cecylio, obudź się!”. Ale kiedy zobaczyłam okładkę „Biegu Anioła”, zaprojektowaną przez niezrównaną Ilonę Gostyńską-Rymkiewicz, z której to spogląda na nas cudowny bulterier z dorysowanymi skrzydełkami i aureolą …czułam, że muszę ją przeczytać. 

„Bieg Anioła” okazał się książką zaskakującą mnie. Myślałam, że będzie to jedynie albo wesoły obyczaj albo może kryminał na wesoło a okazał się świetną mieszanką, i do pośmiania się i do wzruszenia, zwłaszcza, że zostały tu poruszone bardzo trudne dla mnie tematy. Na plus, jeśli gdy zaczynałam czytać , sądziłam, że wiem, czego mogę się spodziewać , to szczęśliwie książka miała dla mnie różne zabawne ale i do wzruszenia, niespodzianki. 

Wiem, że czasem ludzie mówią, że tego typu opowieści to trochę bajki dla dorosłych. I chociaż może nie jest to taka do końca bajka bo jak wspomniałam na początku, nie wszystkie tematy i problemy w niej poruszane są jak z bajki. Raczej jak ze złego koszmaru.

Bohaterką opowieści jest Gertruda. Mieszka samotnie w wiosce na Kaszubach, nieopodal Trójmiasta. W wiosce Bory Wielkie panuje niesympatyczny sołtys, Józef Kąkol. Ale większość mieszkańców jest miła chociaż jak to w takim małym świecie, bywają większe lub mniejsze, dramaty. 

Gertruda mieszka samotna, pracuje w domu jako, że z zawodu jest krawcową. Początkowo nie wiemy czemu kobieta mieszka sama ale z czasem dowiadujemy się czemu nie dość, że mieszka sama, to jeszcze dlaczego nie mówi a z sąsiadami czy mieszkańcami wioski porozumiewa się za pomocą komunikatów pisanych na kartce. 

Momentem przełomowym w dość przewidywalnym i smutnym życiu kobiety okaże się dzień, w którym znajdzie ona porzuconego bulteriera. Początkowo chce ona jedynie zawieźć biedne zwierzę do weterynarza ale jak się można domyślać, na zawiezieniu się nie skończy. Tych dwoje bowiem ma sobie do zaoferowania coś o wiele więcej niż parę wspólnych chwil , z tym, że początkowo jeszcze oboje o tym oczywiście, nie wiedzą.

Bardzo lubię książki, w których bohaterami są psy. Niekoniecznie lubię takie, w których psy mówią i są narratorami (mówię tu o książkach dla dorosłych, w książkach dla dzieci, wiadomo, że panują inne zasady) , wolę po prostu takie, w których pies jest ważnym bohaterem książki. A taki jest znaleziony przez Gertrudę bulterier, nazwany przez nią dość szybko Aniołem. Ani Anioł ani Gertruda nie mają pojęcia, że mimo porzucenia psiaka, pewien członek zorganizowanej grupy przestępczej jest zainteresowany odzyskaniem psa. 
A jeśli dodać do tego ośrodek dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, któremu grozi zamknięcie, sympatycznego weterana wojennego Marka, miłą i walczącą z nadwagą Kaśkę ze sklepu, Antka, który chce w życiu coś ważnego osiągnąć , meksykański kartel narkotykowy z rządzącym nim mafiozem zwanym Don Padre, panią Kleszczową (religijną sąsiadkę), nowego księdza o imieniu Mateusz no i wspomnianego już wcześniej niesympatycznego sołtysa wsi, Józefa Kąkola, możecie być pewni, że w tej książce będzie się wiele działo.

I jak już pisałam, to tego rodzaju książka, nad którą uda się człowiekowi i pośmiać i powzruszać. Lubię takie książki, w których jednak ostatecznie większość ludzi okazuje się być dobra i przyzwoita. Pewnie, że są łobuzy czy źli ale okazuje się, że we wspólnocie siła i moc. I że każdemu (no, prawie) człowiekowi warto jest dać szansę na poprawę. A na pewno wysłuchać jego historii i zastanowić się czemu jego życie ułożyło się tak a nie inaczej. I skąd może wynikać jego słabość, zgorzknienie, złośliwość czy samotność? 

„Bieg Anioła” okazał się taką książką, którą zaczęłam czytać z myślą „Zobaczę w ogóle co i jak ” i kiedy zaczęłam, nie mogłam się oderwać. Bardzo się cieszę, że Dorota Wójcik trochę „odmitologizowała” cudowne psy, jakimi są bulteriery a które, owszem jak każde zwierzę, może stanowić zagrożenie jeśli się je źle traktuje i wychowuje na mordercę. Natomiast książkowy Anioł walący wszystko i wszystkich ogonem po nogach ze szczęścia i puszczający smrodliwe bąki, jest jednym z moich ulubionych odtąd książkowych psich postaci 🙂

A zakończenie 🙂 jest jednym z moich ulubionych książkowych zakończeń. 

Jeśli macie chęć na książkę niby lekką ale niosącą ze sobą ważne przesłanie i optymistyczne zakończenie, jeśli tak jak ja, kochacie psy i macie chęć poczytać o nich na kartach powieści, oto książka dla Was. 

Moja ocena to 6 / 6.