„Odpłata”. Agnieszka Jeż.

 Wydana w Wydawnictwie Burda Media Polska. Warszawa (2021).

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. 

„Odpłata” autorstwa Agnieszki Jeż to druga część serii o sierżant Wierze Jezierskiej po „Szańcu”, której to książki nawiasem mówiąc, nie czytałam. Tak więc ja „poznałam” Wierę Jezierską dopiero w tej części. 

Akcja książki rozpoczyna się od trzech morderstw dokonanych w różnym czasie, w 1945 roku w Nowym Targu, w 2014 roku w Jeziorowskich na Mazurach i ponownie w Nowym Targu w roku 2019. 

Następnie przenosimy się już do czasów współczesnych gdy w roku 2020 Wiera Jezierska zostaje wezwana do domu w miejscowości Jeziorowskie gdzie ja się okazuje, znalezione zostaje zakopane ciało mężczyzny wraz z rowerem typu tandem. Nie dość, że zakopane ciało to jeszcze sam dom sprawia, że na samym początku Wiera staje oszołomiona. Oto bowiem w środku pięknych mazurskich krajobrazów stoi ni mniej ni więcej a górska chałupa. Wiera musi się sekundę pozbierać i otrząsnąć z widoków szkolnej wycieczki w góry i wspomnień jakie wracają wraz z ujrzeniem góralskiego domostwa nad mazurskim jeziorem a potem. Cóż, potem przychodzi żmudne śledztwo jakie będzie musiała przeprowadzić. W wyniku śledztwa szybko okazuje się, kto został pochowany pod domem a jest nim Grzegorz Chyc, który to nawiasem mówiąc, pomagał w trakcie stawiania domostwa sprowadzonego aż z Nowego Targu. Dlaczego jednak ktoś a przede wszystkim, kto, odczuwał potrzebę odebrania mu życia i to w dodatku tak daleko od rodzinnej ziemi? Owszem, mężczyzna miał opinię porywczego, nie, że był oazą spokoju ale też co takiego mogło się zdarzyć, że został zamordowany a jego ciało zakopane jak zapewne mniemał morderca, na wieki? Obecnie dom jest w posiadaniu państwa Stykowskich, którzy trzy lata wstecz nabyli go od przyjaciela Stykowskiego, Adama Świątkowskiego.

Wiera Jezierska rozpoczyna więc żmudne śledztwo, które zaczyna rozrastać się w jakieś niewiarygodne jego ścieżki. Bo na przykład, czy sprawa ta nie wiąże się z wydarzeniami z przeszłości i mordem ojca Adama Świątkowskiego? Który to Adam Świątkowski dopiero w dorosłym życiu dowiedział się, że jest Żydem? W grę mogą wchodzić motywy zupełnie inne niż to się początkowo może wydawać. 

Śledztwo prowadzi Wierę w góry, do Nowego Targu właśnie, gdzie poznaje policjanta Antoniego Gazdę gdzie zaczyna się mętlik w jej uczuciach a i śledztwo zyskuje kolejne niejasne fragmenty gdy okazuje się, że w Nowym Targu znaleziony zostaje kolejny zakopany pod domem mężczyzna. Tym razem jest to Mazur. I tak oto Wiera Jezierska staje wobec naprawdę trudnej zagadki rozwikłania sprawy. Bo i sprawca pozostaje nieznany i motywy zdają się mnożyć a powody jeszcze bardziej. 

Spokojnie jednak uda się jej znaleźć rozwiązanie tej zagadki chociaż z pewnością nie okaże się ona z gatunku prostych. Do tego nielekko jest w życiu samej sierżant Jezierskiej. 
Za nią trudne, żeby nie powiedzieć bardzo ciężkie dzieciństwo, nienajlepsze relacje z siostrą, niemal żadne już z matką, która w dodatku przebywa w domu opieki. Wiera mieszka sama i w sumie nie doskwiera jej to zbytnio, chociaż nie jest tak, że stroni od kogoś, z kim chociaż na chwilę mogłaby być blisko. 

Wciągnęła mnie ta książka i chociaż sądzę, że podejrzewam, co Autorka szykuje w następnej części, nie mówię, że nie sięgnę po kontynuację aby sprawdzić czy moje pewne przeczucia się potwierdzą. 

Moja ocena to 5 / 6. 

„Limes inferior”. Janusz A. Zajdel.

 Wydana w Wydawnictwie SuperNowa. Warszawa (2018). Ebook.

„Limes inferior” to kolejne wydanie książki, którą autor napisał w latach 1979 i 1980 ale zaskakująco aktualna. Od razu napiszę, że jest to moje pierwsze spotkanie z tym autorem, co jest jak sądzę, dla niektórych zaskoczeniem bo jak myślę, znacie dobrze twórczość Zajdla i pewnie wśród moich czytelników jest wielu sympatyków jego prozy sf.

Jakie okazało się to pierwsze spotkanie ? Udane. Nawet bardzo. Zaskakująco współczesna okazała się ta proza. „Limes inferior” to powieść sf ale tak naprawdę dla nas, współczesnych, ta fantastyka i naukowość może objawiać się głównie w aspekcie jednego przedmiotu, który jest niezwykle ważnym, a mianowicie Kluczu. Zaraz o nim napiszę więcej.

Akcja powieści rozgrywa się w Argolandzie. To państwo, w którym wszyscy mieszkańcy gnieżdżą się na niewielkiej powierzchni bowiem otoczenie państwa to pola uprawne. Co jest charakterystyczne dla tego państwa to klasyfikacja społeczeństwa pod kątem inteligencji. I tak oto ci, którzy są szóstakami są najmniej inteligentni , a mający klasyfikację zero, są najmądrzejsi i pełnią najwyższe i najważniejsze w państwie stanowiska. Z tym, że w całej tej klasyfikacji , której dokonuje System można trochę namieszać. I tu wchodzą lifterzy, którzy „pomagają” poprawić swoją klasyfikację. I tak oto piątacy mogą stać się trójkowiczami itd a z czasem część osób z numerem zero, trafia na wysokie stanowiska bez jakiejkolwiek wiedzy. Jednym słowem na szczycie potrafią znajdować się osoby nie mające potrzebnych do tego kwalifikacji i wiedzy 

Do tego wszystkiego są Klucze. Każdy z mieszkańców Argolandu posiada coś, czego strzeże jak oka w głowie a mianowicie indywidualny Klucz. Klucz jest jednocześnie dowodem tożsamości, kartą kredytową, zegarkiem, kalkulatorem, dyplomem , certyfikatem klasy intelektu. Nic więc dziwnego, że skoro dzięki niemu można wejść do pomieszczeń, w których się mieszka, opłacić opłaty czy rachunki i zatrudnić się w pracy bądź nie pracować ale otrzymywać najniższą walutę (waluta dzieli się na różne kolory i osoby bez pracy dostają najgorszej jej rodzaj) , trzeba owego Klucza pilnować ogromnie. 

Część osób więc pracuje, część się obija, są tacy, którzy chcą być na szczycie i są tacy, którzy daszą wiele aby ich klasa została podlifotwana w górę ale są i tacy, którzy celowo mają ją niższą niż na to wskazuje ich intelekt. Kwitnie kombinatorstwo, nepotyzm i cwaniactwo. W tym wszystkim porusza się Adi Cherryson zwany Sneerem. Sneer to lifter, pomaga ludziom osiągnąć wyższą ocenę intelektu. Ogólnie to taki cwaniaczek, który prowadzi całkiem niezłe życie 😉  Jednak to do niego w pewnej chwili zgłoszą się pewne Ważne Osoby z propozycją z gatunku „nie do odrzucenia”.

Co mi się podobało w tej książce? To, że właściwie nie jest ona w sumie fantastyczno naukowa a bardzo psychologiczno społeczna. Podobała mi się trochę idea Klucza a trochę mnie przerażała. Jak się pomyśli, że jesteśmy niemal o krok od czegoś takiego, nie do końca jestem przekonana o słuszności aż takiego podporządkowania się technologii i poleganiu na maszynach czy systemie. Przerażał mnie dosyć obraz społeczności, która nieco bezmyślnie i bezrefleksyjnie poddawała się nakazom i najbardziej dziwnym pomysłom ” z góry” , nawet jeśli górę zapełniały osoby niekoniecznie mądre czy kompetentne. 

Ogólnie czytało mi się ją dobrze aczkolwiek przyznam, w pewnym momencie poczułam się nieco znużona i trochę miałam wrażenie, że pod koniec kilkakrotnie czytałam o tym samym. 

Niemniej jednak uważam tę książkę za wartą polecenia i sięgnę po kolejne książki tego autora, tym bardziej, że na czytniku mam jeszcze parę jego tytułów. 

Moja ocena to 5 / 6. 

„W labiryncie”. Donato Carrisi.

Wydana w Wydawnictwie Albatros. Warszawa (2020).

Przełożył Ksawery Malinowski.
Tytuł oryginalny „L’Uomo del labirinto”.
Książkę wygrałam jakiś czas temu, na pewno w zeszłym roku, w którymś z konkursów i…trochę o niej zapomniałam. Sięgnęłam przy okazji tego,że zobaczyłam zapowiedzi wydawnictwa na temat wydania następnej książki autora w Polsce. Poprzednio czytałam książkę Carrisi’ego, „Dziewczyna we mgle” i tamta książka podobała mi się bardzo. 
Jeśli chodzi o „W labiryncie”, hmmm, mam mieszane uczucia. Ogólnie to z pewnością thriller, który wciąga. Na pewno autorowi udaje się budować niesamowitą, okropnie nieprzyjemną, mroczną atmosferę książki. Od pierwszych do ostatnich stron nie ma żadnej możliwości poczucia „relaksu”, odpoczęcia od takiego nienamacalnego ale jednak klimatu zła, które towarzyszy lekturze. Nie możemy pozbyć się poczucia niepokoju. I to jest duży plus tej książki, na pewno wprowadza nas w gęstą, niedobrą atmosferę unoszącego się w powietrzu zła i tego co zdarzyło się bohaterom książki. A jednak końcówka, chociaż z pewnością nie powinna, ale jednak nieco mnie zaskoczyła ale nie tak, jakbym sobie życzyła. I po trochu czuję się nawet nią nieco zawiedziona (chociaż z pewnością nie można odmówić autorowi umiejętności tworzenia skomplikowanych pięter akcji i zagmatwania ogólnego). Wbrew pozorom ta pointa czy nawet niezła wolta nie spodobała mi się. Od razu zaznaczam, że to moje subiektywne odczucia i jeśli ktoś jest zachwycony, to fantastycznie. O to właśnie chodzi aby na temat nawet thrillera móc mieć różne opinie. 
Mnie rozczarowało w sumie to zakończenie bo całość czytało mi się bardzo dobrze, chociaż nie ukrywam, tematyka jest ciężka.
Książka rozpoczyna się w chwili gdy trzynastoletnia Samantha Andretti idzie podekscytowana do szkoły gdzie jak się wcześniej dowiedziała się od koleżanki, chce z nią porozmawiać jeden z najfajniejszych chłopaków ze szkoły. Podekscytowana nastolatka idzie do szkoły ale do niej niestety, nie dociera. Zostaje bowiem porwana aby odnaleźć się  na jednej z leśnych dróg , naga i ze złamaną nogą. Po piętnastu latach od porwania. 

Samantha zostaje przetransportowana do szpitala i tam rozpoczyna się walka profilera Greena z umysłem kobiety aby pomóc jej uwolnić się od wspomnień ale przede wszystkim aby złapać jej porywacza. 
Równolegle swoje prywatne i mocno przez los przyspieszone śledztwo w tej sprawie toczy Bruno Genko, prywatny detektyw, który piętnaście lat temu podjął się sprawy znalezienia dziewczyny na prośbę jej rodziców. 
Jak już pisałam na samym początku „W labiryncie” to mroczna, budząca lęk i niepokój, książka. Wciąga nas w ów tytułowy labirynt, w którym wiele się miesza, tropy pojawiają się by zaraz zniknąć bądź okazać się nieistotne bądź prowadzące nas na manowce. 
Ja, o czym też pisałam, jestem nieco rozczarowana końcówką ale sądzę, że jest wiele osób, którym akurat takie a nie inne, spodoba się. 
Moja ocena tej książki to 5 / 6.