„Psiego najlepszego”. W. Bruce Cameron.

Czyli „Był sobie pies na święta”.

Wydana w Wydawnictwie Kobiecym. Białystok (2017). Ebook.

Przełożyła Edyta Świerczyńska. 
Tytuł oryginalny The Dogs of Christmas. 

Książka napisana przez autora poprzedniego psiego bestsellera, czyli „Był sobie pies” (jeszcze jej nie czytałam chociaż czeka na czytniku). Tym razem jest to wydanie Świąteczne 🙂 a raczej przedświąteczne. 

Dedykowana ludziom, którzy otwierają swoje serca i drzwi dla osieroconych zwierząt. Czemu taka dedykacja? Bo ważną rolę odegra tam schronisko dla zwierząt. 

Ale od początku. Jest początek października, kiedy do Josha dzwoni sąsiad. Rozmowa jest dość krótka, niespokojna a jej efektem prośba o opiekę nad psem, którym z przyczyn niezależnych sąsiad Ryan nie może się zająć.

Ryan podrzuca Joshowi psa i znika. Potem okaże się, że jego nieodpowiedzialne zachowanie nie jest niczym nowym, niestety. Ale w tym momencie Josh zostaje z dużym psem. Psem, który właściwie od razu okazuje się być suczką, Lucy. W dodatku – ciężarną. 

Josh zostaje więc sam (jest po bolesnym rozstaniu z dziewczyną) ale ma przy sobie suczkę. Jest nieco zaskoczony nagłą sytuacją bo nigdy dotąd nie miał psa. Ale zadziwiająco sobie radzi. Tym bardziej, że dość szybko będzie musiał zyskać dodatkową pomoc. Albowiem chwilę po tym jak Lucy zostanie podrzucona pod opiekę Josha, Joshowi przyjdzie się zmagać z czymś o wiele, wiele trudniejszym. Opieką nad smutnym psem,a chwilę potem nagle, nad gromadką szczeniąt. Piątką, mówiąc konkretnie. Wszystkie te wydarzenia spadły na Josha niespodziewanie i nagle ale na szczęście okaże się, że zyska on pomoc z nieopodal położonego schroniska dla zwierząt. Przybędzie mu bowiem z pomocą serdeczna i dobra dziewczyna, Kerri.

Kerri okaże się lekarstwem na smutki nie tylko suni ale i samego Josha. A ponadto będzie jak czarodziejka, która wszystkich zaraża swoim optymizmem i witalnością. Nie dziwne, że jest w stanie zorganizować niemal każdą psią adopcję. Jest dobrą, kochającą i serdeczną osobą. I pomoże Joshowi nie tylko w kwestii bycia opiekunem psiaków w sytuacji osoby do tej pory nie mieszkających z psami ale również „odczaruje” dla Josha Święta. Do tej bowiem pory Josh miał ze Świętami Bożego Narodzenia złe, osobiste skojarzenia i jak dla niego to, co w dzieciństwie uwielbiał, teraz mogłoby nie istnieć.

Dzięki Lucy, pięciu szczeniakom i oczywiście Kerii, od tego czasu Święta znów staną się ważnym i dobrym czasem dla Josha.

Bardzo mi się podobała ta książka. Za co? Za to, że bohaterami są psy. Psy, które są równoważne z bohaterami ludzkimi. Za ciepło i pozytywny wydźwięk książki. Za Święta, które dla bohatera były kiedyś ważne i ważne znów się staną. Za opisaną pomoc zwierzakom, które zostają osierocone, bez domu, wyrzucone i porzucone. Za to, że W. Bruce Cameron daje nadzieję na to, że po złych chwilach nadejdą te dobre, te szczęśliwe. Za to , że dla mnie, miłośniczki psów, miałam tych psów w książce dużo, dużo i wcale nie za wiele 🙂 Za wzruszenia, których mi autor dostarczył. Za to, że ostatecznie wszystko dobrze się kończy. Właśnie tak, jest nie jedno a kilka szczęśliwych zakończeń. Dla psów, dla ludzi. 

Bardzo ładna, ciepła opowieść o tym, że po gorszych chwilach nadejdą te lepsze. I że nie ma to jak pies, który pomaga człowiekowi rozprawić się z najczarniejszymi wspomnieniami i traumami.

Polecam ogromnie.

Moja ocena to 5.5 / 6.