„Dom pod biegunem. Gorączka (ant)arktyczna”.

Dagmara Bożek-Andryszczak. Piotr Andryszczak.

Wydana w Wydawnictwie Bezdroża. Gliwice (2017). 

Ostatnie parę dni spędziłam poza granicami Polski, na obu biegunach. Uczyniłam to jednak nie za sprawą faktycznej mojej podróży a wspaniałego prezentu od znajomego. Który to prezent oczywiście był niczym innym jak książką. Dodatkowo książką, która okazała się jedną z najładniej wydanych książek jakie ostatnio wpadły mi w ręce (nie mówię o książkach dla dzieci bo to osobna bajka).

Książka małżeństwa z Krakowa to opowieść o dwójce ludzi, którzy nie bali się marzyć. Ale, ponieważ wiedzieli, że marzeniom trzeba pomóc, aby je zrealizować włożyli w to swoją pracę i wysiłek. I okazało się, że czasem los potrafi uśmiechnąć się do człowieka bowiem ich marzenia spełniły się. I to do tego stopnia, że Dagmara i Piotr przezimowali w obu polskich stacjach polarnych. Informacja na okładce podaje, że w ten sposób stali się pierwszym małżeństwem, któremu to się udało. 

W swojej książce pod fajnym tytułem , grą słów , opowieść toczy się z ust Dagmary jako narratorki ale oczywiście współtwórcami są oboje, zwłaszcza, że książka zawiera wspaniałe zdjęcia autorstwa Piotra Andryszczaka. 

Tak sobie myślę, że nie wiem czy jest to książka dla każdego. Ja bardzo lubię czytać o podróżach, wyjazdach bo nie jest to właściwie podróż a mieszkanie przez rok w jednym miejscu, w miejsca, w które wiem, że raczej nie dotrę. No, wątpię abym ja, wielki zmarźlak, wybrała się jednak na bieguny a za sprawą tej  książki to właśnie mi się udało.

Dlaczego myślę, że nie jest to książka dla każdego? Bo nie ma tu zawirowań podróżnika, który się naraża, bo nie ma tu zwrotów akcji jak z thrillera, bo jest tu po prostu spokojna (chociaż bardzo ciekawa) opowieść o zwykłym życiu w niezwykłych miejscach. Czy to spowoduje, że każdy poczuje się zainteresowany? Pewnie nie. Ja się cieszę, że to właśnie książka opowieść o zwykłych ludziach, takich jak wielu z nas, którzy przeżyli bardzo ciekawą przygodę i postanowili o tym opowiedzieć. 

Książkę można podzielić na dwie części. Opowiadającą o pierwszym zimowaniu w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund imienia Stanisława Siedleckiego i drugą o zimowaniu w Polskiej Stacji Antarktycznej imienia Henryka Arctowskiego. 

Piotr zajmował się tam pracą związaną ze swoim wykształceniem, Dagmara wzięła udział w ogólnopolskim projekcie edukacyjnym o nazwie Eduscience i międzynarodowym Edu-Arctic.

Poza pracą, o której w sumie wcale nie jest w książce aż tak wiele (chociaż nie to, że Dagmara nie opowiada nam co tam wszyscy robili) mnie podobał się opis jak już wspominałam, takiego zwykłego życia w jednak jakby nie było, nie do końca zwykłych warunkach. Nie chodzi mi wcale o renifery czochrające się o liny podtrzymujące namioty czy coś takiego, mam bardziej na myśli całokształt. 
Mam wrażenie, że ktoś kto w jakimś stopniu interesuje się takim tematem czy gdzieś o badaniach naszych stacji polarnych czytał czy słyszał, ma jakieś swoje wyobrażenie na temat życia tamże. Nie inaczej było ze mną. Dagmara w swojej opowieści niektórych moich przekonań mnie pozbawiła i chyba dobrze, bo na swój sposób ucieszyłam się, że kobiety przebywające w stacjach są w stanie o siebie zadbać. Że nie tylko kombinezon, kalosze ale i na makijaż znajdzie się okazja i sukienkę się nawet założy. Fakt, że rzadko ale … 🙂 

Podobał mi się opis dzielenia się pracą, gotowaniem, opis rodzącej się w takiej sytuacji i w takich warunkach wspólnoty. Podobało mi się też, że przebywający tam ludzie starają się pamiętać zarówno o świętach typu Boże Narodzenie czy Wielkanoc ale i o swoich własnych jak chociażby urodziny.

W tej książce jest miejsce na wszystko, na opowieść o realizacji własnych pragnień czy marzeń, opisu życia w stacji polarnej, ale nie brak też opisów przyrody czy otoczenia, zwierząt czy poczucia humoru. Jest też o aspektach naukowo badawczych wyjazdu w takie miejsca.  Czyli wszystkiego po trochu. 

Po lekturze „Dom pod biegunem. Gorączka (ant)arktyczna” nigdy już nie spojrzę ot tak na prognozę pogody na mojej komórce czy w komputerze 🙂 którą przecież codziennie kilkakrotnie sprawdzam. Po przeczytaniu wiem, że właśnie dzięki badaniom w stacjach mam te prognozy dostępne w każdym momencie i dodatkowo, trafne. 

Mieszkając na północy osadnicy skazani byli praktycznie głównie na swoje polskie towarzystwo. Na południu było nieco lepiej, tam jest kilka stacji badawczych należących do innych państw i Dagmara w książce pisze o całkiem całkiem ożywionym życiu towarzyskim. 

Myślę, że każdy kto chociaż trochę interesuje się tematyką tego typu znajdzie w tej książce coś dla siebie. Ja wyniosłam z niej refleksję i przeświadczenie, że w życiu cokolwiek by się nie działo i cokolwiek by się nie robiło, najważniejszy jest po prostu drugi, życzliwy człowiek obok. W towarzystwie bowiem wiele się wspólnie zniesie a i radości przyjemnie jest po prostu z kimś dzielić. 

Jak wspomniałam na początku całość okraszona jest wspaniałymi fotografiami, które wraz z tekstem naprawdę sprawiają, że można poczuć się tak jakby samemu przeniosło się w tak niezwykłe miejsca.

Moja ocena to 5.5 / 6.