„Wieczór taki jak ten”. Gabriela Gargaś.

Wydana w Wydawnictwie Czwarta Strona. Poznań (2017). Ebook.

To moje pierwsze książkowe spotkanie z Gabrielą Gargaś (w zbiorze świątecznych opowiadań pod tytułem „Księgarenka przy ulicy Wiśniowej” czytałam jedynie opowiadanie tej autorki. Od kiedy skończyłam czytać książkę zastanawiam się czy sięgnę po kolejne książki tej autorki.
Dlaczego? Bo niby czytało mi się dobrze ale dziwnie czytało mi się takie nieco zbyt „łopatologiczne” wstawki. Miałam wrażenie, że jest trochę tak jakbym była potraktowana jako osoba, która nie potrafi refleksji o którą chodzić wyłapać sama z treści książki i należy mi to koniecznie podkreślić ponownie. Czy lubię kiedy mam takie odczucia? Oczywiście, że niekoniecznie. Może nie jest zła , nic takiego ale czuję się nieco nieswojo. Właściwie musiałabym się dowiedzieć od osób, które regularnie sięgają po książki tej autorki czy ta maniera to zwyczajowo czy pojawiła się jedynie w tej książce?

Chciałabym przy okazji poprosić miłośników o nie atakowanie moich stwierdzeń w nieprzyjemny sposób bo zwyczajnie, każdy z nas ma prawo podczas czy po lekturze książki danego autora czuć się w taki a nie inny sposób. I być może to uczucia jedynie moje własne, zdecydowanie przecież subiektywne.

Książka jest wydana w takim a nie innym czasie i faktycznie wszystko sprowadzi się do świątecznych dni, zwłaszcza Wigilii, podczas której stanie się wiele dobra.

Najpierw jednak poznajemy dwudziestosześcioletnią Michalinę mieszkającą w Złotkowie, małej mieścinie w górach. Jej babcia prowadzi kawiarenkę z pysznymi słodkościami, Michalina zaś wychowuje samotnie brata bowiem są oni osieroceni. Niedługo po narodzinach Bartka mama Michaliny, Ilona, zmarła. Ojciec, który jak najbardziej żyje, chyba nie do końca poczuwa się do odpowiedzialności za dwójkę dzieci gdyż przebywa poza domem a do domu wysyła okazjonalnie pieniądze. Są to jednak na tyle małe sumy, że pomagająca do tej pory babci w prowadzeniu kawiarenki Michalina postanawia zrobić to, o czym kiedyś z rodzicami myśleli a mianowicie zacząć wynajmować pokoje turystom. 

Góra domu, w którym mieszkają jest właściwie niemal na to przygotowana i oto pierwsi goście stawiają się na dwa tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia.

Przyjeżdża Artur, mężczyzna po rozwodzie który w Złotkowie zamierzał odciąć się od radosnej atmosfery „magicznych” Świąt. Widać ściga go karma bo Złotkowo okaże się jak to sam nazywa „niemal wioską Świętego Mikołaja”. Wszyscy mieszkańcy lubią te Święta i nie wstydzą się okazywać tej sympatii , która początkowo drażni Artura a potem powoli przestaje. 

Jest też wdowa z córką i starsza pani walcząca z nieuleczalną chorobą. 

Całe to towarzystwo ma za sobą bagaż ludzkich doświadczeń, jedne lepsze, inne gorsze ale generalnie w świątecznej gościnie u Michaliny zjawią się ludzie pokrzywdzeni przez los i siebie samych i odnajdą tam ciepło i dobro. 

Można powiedzieć, że te Święta zaowocują czymś więcej niż po prostu spotkaniem w szerszym gronie. 

Czytało mi się to dobrze ale nie jestem w stanie zachwycić się tym tak bardzo właśnie z powodu tych odczuć, o których pisałam powyżej. Chyba lubię kiedy książka pozwala mi sama „wyłuskać” ze swojej treści to, co najistotniejsze. Sądzę jednak, że miłośnicy prozy Gabrieli Gargaś powinni być z tej książki bardzo zadowoleni.

Moja ocena t 4.5 / 6.