Wydana w HarperCollins Polska. Warszawa (2017).
Przełożyła Małgorzata Borkowska.
Tytuł oryginalny The Original Ginny Moon.
Książkę tę udało mi się wygrać w konkursie organizowanym na stronie HarperCollins Polska na Fb. „Grałam” o nią z różnych powodów mocno intensywnie i cieszę się, że mi się ją udało wygrać.
„Prawdziwa Ginny Moon” to bardzo poruszająca i momentami wstrząsająca opowieść o autystycznej nastolatce (kiedy zaczyna się książka Ginny ma trzynaście lat), która usiłuje odnaleźć się w kolejnej rodzinie adopcyjnej.
Tak więc jak już napisałam, jest to lektura z pewnością nie należąca do lekkiej, łatwej i przyjemnej ale skłaniająca do wielu refleksji i przemyśleń. To książka poruszająca dwa ważne tematy, niepełnosprawność intelektualną dziecka dorastającego i adopcję.
Jak wyczytałam w internecie, autor sam jest adopcyjnym ojcem dla córki więc z pewnością nie można mu zarzucić, że , przynajmniej po części , nie wie o czym pisze. Z pewnością oba te tematy ma , że się może tak kolokwialnie wyrażę, „przerobione” od podszewki.
Jak już wspomniałam, Ginny Moon poznajemy w wieku lat trzynastu. Poznajemy ją od razu w rodzinie Maury i Briana, ale z czasem dowiadujemy się o dziewczynce nieco więcej. Wiemy, że zanim trafiła do tej rodziny, w której ma zostać Na Zawsze, przebywała w kilku rodzinach zastępczych, które jednak nie dały jej tego, co najbardziej potrzebowała. Ginny poznajemy w sytuacji dość traumatycznej i kluczowej, a mianowicie niemal w przeddzień narodzin biologicznej córki adopcyjnych rodziców.
Ginny nie wiedzie się łatwo. Ma wiele problemów, czuje się z pewnością odsunięta na bok ale najważniejszym jej problemem w tej chwili, gdy ma pojawić się kolejny członek rodziny, jest to, że wraca się jeszcze bardziej intensywnie jej wspomnienie o Lalce, którą zajmowała się w domu biologicznej matki. Przez dłuższą chwilę sami czujemy się dość niepewnie, o co chodzi z tą Lalką. Czy chodzi o zabawkę czy może o kogoś istniejącego?
Dodatkowo w życiu Ginny pojawia się ponownie postać, przez którą dziewczyna znalazła się tu gdzie jest a mianowicie jej matka biologiczna. W życiu i tak bardzo doświadczonej przez los niepełnosprawnej dziewczyny, zaczyna dziać się dużo. O wiele zbyt dużo jak na jej wytrzymałość. Z trudem budowana przez rodzinę rzeczywistość zaczyna niebezpiecznie się chwiać i grozić rozpadem.
Co mi się nie do końca spodobało to to, że autor właściwie marginalnie opisuje to dlaczego Ginny znalazła się u Maury i Briana. Co nimi powodowało, że zdecydowali się adoptować dziecko już starsze, po przejściach i niepełnosprawne? Poznajemy to małżeństwo w dość specyficznej chwili ich życia ale tak naprawdę autor nie daje nam poznać tej dwójki , motywacji małżeństwa i to co potem następuje według mnie nie daje się wytłumaczyć łatwiej niż wtedy gdybyśmy lepiej portrety Maury i Briana mieli nakreślone. Odnosiłam też wrażenie, że Ludwig zbyt „łatwo” rozpisał postać Maury, z góry skazując ją na niechęć ze strony czytelnika chociaż mógł rozwinąć to w sposób, że jej zachowania nie dałyby się aż tak jednoznacznie wytłumaczyć. Tego więc mi trochę w tej książce zabrakło, a szkoda bo można to było ciekawie poprowadzić.
Mimo to książka bardzo mnie wciągnęła a losy Ginny nie były mi obojętne, zwłaszcza, że zdecydowanie z upływem akcji widać było, jak bardzo niepotrzebna i zagubiona wydaje się w nowej rodzinie osoba, która i tak przeszła w życiu zbyt wiele.
Moja ocena to 5 / 6.
