marzenia się spełniają…

…czyli wczoraj udało mi się uczestniczyć w spotkaniu autorskim, na którym główną postacią była jedna z moich ulubionych autorek, czyli Aleksandra Marinina. Od razu mówię, że niestety, ale nie udało mi się być na całym spotkaniu. Tłumaczyć się nie zamierzam, jest jak jest, cieszę się, że się udało pójść i godzinę spędzić. 

Aleksandra Marinina sprawia bardzo sympatyczne wrażenie. Nie znam jej osobiście, nie wiem jaka jest w kontaktach ale mam wrażenie, że jest osobą, z którą przeprowadziłoby się naprawdę różne fajne rozmowy. Widać wykształcenie i takie , nie wiem, obycie? Również to co według mnie cechuje pisarzy czyli ciekawość drugiego człowieka i świata. 

Jako, że pisarka urodziła się we Lwowie, nie obyło się od wspomnień z tego miasta a że jej dziadkowie mieszkali tam, w mieście spędziła nie tylko część dzieciństwa ale i szereg wakacji letnich.

Już od samego początku spotkania podziękowałam w duchu mojej nauczycielce rosyjskiego z liceum, Owszem, wysłowić się raczej bym się poprawnie po rosyjsku nie wysłowiła , za to wszystko co opowiadała Marinina, rozumiałam, więc świetnie. 

Najpierw więc trochę o Lwowie (Marinina powiedziała, że jadąc na spotkanie patrzyła na architekturę domów, które mijała i widziała podobieństwo do zabudowy Lwowa właśnie), potem o samym procesie tworzenia, również o problematyce współczesnej Rosji kontra to co Marinina opisywała w swoich książkach. A książki z Anastazją Kamieńską, te, w których pełni ona czynną służbę w Milicji, przypomnijmy, ukazują się u nas z niestety ale dwudziestoletnim opóźnieniem. Ciekawie było usłyszeć, że część tego, co Marinina opisała w swoich książkach było swego rodzaju jej przypuszczeniem i jakimś przewidzeniem sytuacji czy zdarzeń. 
Co ciekawe, prowadząca spotkanie jako bazę rozmowy wzięła książkę, którą zapamiętam chyba na zawsze , czyli „Grę na cudzym boisku”. Do dziś pamiętam, że ta książka czytana w słonecznym krajobrazie plaży na Rodos wstrząsnęła mną ogromnie i długo nie mogła wyjść z głowy. 
Niestety, nie mogłam zostać dalej niż do dziewiętnastej więc ominęłam z pewnością dalszy ciekawy ciąg spotkania jak pytania zadawane autorce i również podpisywanie egzemplarzy (a tachałam ze sobą jedną książkę z czasów przed ebookowych) ale nie ma co , ważne, że w ogóle mogłam pójść na spotkanie i zobaczyć jedną z moich ulubionych autorek. A dodam jeszcze, że ponieważ Marinina nadeszła od strony zaplecza księgarni, w której odbywało się spotkanie (BookBook na Hożej), a ja stałam sobie z tyłu, to w pewnej chwili gdy pisarka wyszła z owego zaplecza, zatrzymała się baaardzo blisko mnie. Nie wiem czy zauważyła rogala malującego się na mojej twarzy, myślę ,że z boku musiałam wyglądać dość zabawnie ale wszyscy pasjonaci czegoś bądź wielbiący jakiegoś autora czy autorkę – zrozumieją. 

 

I czemu po tym wesołym wpisie z nutą optymizmu muszę „wsadzić” łyżkę dziegciu? A mianowicie, kiedy rozmawialiśmy o jej twórczości i spytano czy przez swoje opisywanie mafii, wplątania w niejasne układy również osób ze strony z założenia „dobrej i praworządnej” autorka nie miała nigdy problemów, Marinina odparła z lekkim śmiechem , że „Nie, bo ona jest kobietą i dlatego nigdy jej pisania nie brano na poważnie”. Szalenie, szalenie to aktualne i dość przygnębiające, bo doskonale wiemy, że owo lekceważenie kobiet w szerokim spektrum życia społeczno zawodowego dotyczy oczywiście nie tylko współczesnej Rosji i jest zjawiskiem wciąż dość lekceważonym przez zbyt wielu.

Cieszę się, że mogłam tam być !