dawno, dawno temu…

…kupowało się kasety (tak, to pamiętają dinozaury) a jeszcze potem płyty. Teraz muzyki słuchamy z kanałów? strumieni? wiemy o co chodzi. Subskrybujemy, płacimy, mamy w domu muzykę legalnie. I wszystko fajnie. ALE. Ten pęd do techniki i nowoczesności, pozbawił nas, co sobie jakoś dzisiaj niesamowicie silnie uświadomiłam, gdy P. „odpalił” muzykę Sam Philips, możliwości podarowania komuś prezentu w postaci płyty. Do dziś pamiętam jaką wielką radość sprawiła mi płyta Sam Philips właśnie, przysłana mi z Londynu przez Monoli…To samo z filmami zresztą, kiedyś kupowaliśmy sobie płyty z filmem jako prezenty i w ten sposób płacąc za „usługi strumieniowe” czy jak to się zwie, pozbawiliśmy się poniekąd możliwości podarowania sobie wymarzonej przez drugą osobę płyty czy filmu. Po co komu płyta skoro ma ją zapłaconą i może odsłuchać kiedy chce? 
Ech, to sobie pomarudziłam. 

„Stacja Jagodno. Życie jak malowane”.

Karolina Wilczyńska.

Wydana w Wydawnictwie Czwarta Strona. Poznań (2017). Ebook.

Po przerwie powróciłam do Jagodna. Małej miejscowości pod Kielcami, w której byłam już po raz piąty. Ten cykl autorstwa Karoliny Wilczyńskiej uważam za bardzo udany i każda z części warta jest przeczytania bo niby wszystkie dotyczą Tamary, jej nastoletniej córki Marysi i Babci Róży ale są też pozostali bohaterowie, których losy nas interesują i których przeżyciami przejmujemy się. Nie jest też monotonnie bo w każdej części pojawiają się nowi bohaterowie. Jest przede wszystkim Babcia Róża, która na wszystkie zmartwienia ma radę. A jeśli nie ma, to przynajmniej zaoferuje człowiekowi swój czas i wysłucha przy herbacie zaparzonej specjalnie dla drugiej osoby. 

Wiem, że są osoby, które temu cyklowi mogą zarzucić to, że w rezultacie wszystko na ogół kończy się tu dobrze, że ludzie przedstawieni tu są dobrzy, wspierający się. Że nie ma tak, że ktoś ze swoimi zmartwieniami pozostaje sam i wpada w głąb depresji. Może i tak jest. Rzeczywiście, na ogół wszystko układa się przynajmniej pozytywnie jeśli nie bardzo dobrze. Ludzie faktycznie są otwarci na innych, serdeczni, po prostu dobrzy. Ja potrzebuję takich ciepłych opowieści, nie wiem, być może w opozycji do otaczającego świata, tego co na co dzień czytam w wiadomościach w internecie czy tego, co czytam w komentarzach do nich. Jeśli ktoś nie ma takiej potrzeby, przecież nie musi czytać.

Nie jest też tak, że Karolina Wilczyńska boi się poruszać jakieś trudniejsze tematy. Miłośnicy książek tej autorki doskonale wiedzą, że tak nie jest. I w tej części znajdzie się motyw dla mnie szczególnie trudny a nawet powiedziałabym, że ciężki. Jednak jak to jest, że Wilczyńska potrafi napisać o tym w sposób, który nie powoduje rozdrapywania ran ale raczej refleksje i spokojne myśli nad tematem. Czytając cykl o Jagodnie mam wrażenie, że przebywam wśród bohaterów książki, że rozmawiam z tam opisanymi ludźmi. Wszyscy tu są ludzcy , mają takie czy inne zalety ale i wady ale nie ma wśród nich ani nadmiernie czarnych charakterów ani też stąpających po ziemi ideałów. 

„Życie jak malowane” niektóre wątki ma pozamykane ale jest kilka, które według mnie doczekają się kontynuacji w części następnej. Co jak mam nadzieję, stanie się bo zainteresowała mnie sprawa Majki instruktorki pływania lub też co będzie z Marzeną.

Myślę, że stałych miłośników Cyklu o Jagodnie do lektury w ogóle nie muszę namawiać. Ja osobiście muszę powiedzieć, że pomimo tego ciężkiego motywu, o którym wspomniałam, tę część czytało mi się chyba nawet lepiej niż poprzednią. Mam ochotę na kolejną aby dowiedzieć się jak rozwiąże się parę spraw a od Autorki wiem, że kontynuacja będzie więc liczę na interesujące pozamykanie motywów i spraw.

Moja ocena to 6 / 6.

wakacyjna lista przebojów książkowych…

…czyli – co czytamy podczas wakacji?
Macie swoje ulubione wakacyjne „pewniaki” czy też raczej czytacie coś nowego ? I w końcu, może jakieś ulubione gatunki czytacie właśnie w letni, z założenia nieco lżejszy czas? A może nie, może pora roku czy czas nie grają dla Was roli?
Ja zauważyłam, że od zawsze w wakacje lubię sięgać po kryminały. Teraz czytam dużo mniej kryminałów niż do tej pory ale wcześniej właściwie zawsze podczas wakacji były książki kryminalne, sporo Agathy Christie na przykład. Uwielbiam też czytać książki o cudzych podróżach, niekoniecznie wcale muszą one być egzotyczne bardzo ale jeśli są , nie mam zastrzeżeń. Lubię gdy jakieś przyjemne miasto bądź region gra rolę na równi z bohaterami książki. 

To co, polecimy sobie jakieś książki na lato? Będzie mi miło jeśli stworzymy „wakacyjną listę przebojów książkowych”.

„Księżyc nad Rzymem”. Magdalena Giedrojć.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2017). Ebook.

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. 

Przez parę ostatnich dni odbyłam wspaniałą podróż po Rzymie. Czy wyjeżdżałam ? A skąd. To podróż książkowa, którą odbyłam za sprawą „Księżyca nad Rzymem” Magdaleny Giedrojć.

Muszę powiedzieć, że zupełnie niespodziewanie (skusiłam się tym Rzymem w tytule ) przeczytałam jedną z najlepszych książek tego półrocza! 
Laura to trzydziestopięcioletnia kobieta, która spędza półroczny staż w Rzymie. Jej droga zawodowa jest pełna zmian. Laura wciąż szuka miejsca, w którym chciałaby pracować. Ma za sobą zarówno pracę nauczycielską jak i w muzeum. W Rzymie podnajmuje pokój na poddaszu u starszych pań, sióstr. Poznaje nowych ludzi, wchodzi w nowe środowisko, jak również z przyczyn skomplikowanych losów jej rodziny, poznaje nowych członków własnej rodziny mieszkających we Włoszech. Wśród nowych znajomych będą też mężczyźni, z których to jeden stanie się z dnia na dzień coraz bliższy głównej bohaterce.

Nie wiem, czy włoski gen w rodzinie czy też upodobanie indywidualne ale Laura odkrywa, jak bardzo dobrze i szczęśliwie żyje się jej w Rzymie. Owszem, ma świadomość tego , że sielanka nigdzie nie trwa wiecznie i że również w tym mieście jest wiele problemów ale od dłuższego czasu czuje, że Rzym to „jej miejsce na ziemi”. 

Laura budziła moją sympatię. Z rozmaitych powodów. Wydawała mi się świetnie „napisana”. Prawdziwie. Z jej błędami jakie popełniała. Z wątpliwościami jakie nią targały. Z tym poczuciem niepewności i niemożności zdecydowania się na to jaką tak naprawdę drogę zawodową ma wybrać.

Przy tym wszystkim rozumiałam ją w stu procentach podczas jej zachwytów nad miastem, nad obserwowanymi w nim ludźmi, nad krajobrazami, a przede wszystkim – nad sztuką. Jej wizyta w Galerii Borghese, która zaowocowała potem czymś więcej niż tylko zachwytem nad sztuką, odmalowana została jako bardzo prawdziwa dla każdego kogo zachwyca w życiu właśnie rzeźba, malarstwo, ogólnie pojęta sztuka. 

Książka napisana jest bardzo ładnym stylem, poprawną polszczyzną i również z tego powodu czyta się ją wyśmienicie. To taka moja prywatna uczta literacka, perełki słów nanizane na sznur, z którego powstała istna kolia. Może się wyrażam zbyt górnolotnie ale naprawdę ta książka mnie zachwyciła.

Co również mnie ucieszyło to w przeciwieństwie do wielu książek, w których pada nazwa miasta bądź regionu ale nic więcej w treści za tym nie idzie, w „Księżycu nad Rzymem” (któremu tak lubi przyglądać się Laura wieczorami na tarasie swojego pokoju) miasto Rzym odgrywa rolę równorzędnego bohatera. Napiszę tak, dla osoby, która była w tym mieście i która je lubi, jest to niewątpliwie dodatkowa zaleta i wspaniałość tej książki. 

Odbyłam dzięki niej podróż nie tylko po mieście ale i po meandrach ludzkich uczuć i zachowań. W sposobie patrzenia na sztukę Polki odnalazłam swoje własne prywatne zachwyty i spostrzeżenia. Również w sposobie patrzenia na świat i ludzi.
Opisane przez autorkę postaci również mnie zainteresowały, każda z nich wydawała się prawdziwa i ludzka. Możliwa do spotkania, niekoniecznie oczywiście w Rzymie.

Ta piękna i subtelna książka jest jak dzieło sztuki, które można oglądać i cieszyć się nim wciąż i na nowo. Cieszę się, że przypadkowe sięgnięcie po tę lekturę okazało się tak miłą niespodzianką. 

Moja ocena to 6.5 / 6.