„Brunatna kołysanka”. Anna Malinowska

Wydana w Wydawnictwie Agora. Warszawa (2017). Ebook.

Tego rodzaju książki czyta się trudno. I pisze się o nich niezwykle trudno. Bo nie jest łatwo napisać coś z sensem. Nie jest też miła świadomość, że czyta się literaturę faktu.
„Brunatna kołysanka” Anny Malinowskiej to żmudna praca autorki, która w swojej książce skupiła się na opowieści o dzieciach, teraz już dorosłych. I o jednej dorosłej postaci, którą przywołuje niemal na każdej stronie. Mowa o prawniku Romanie Hrabarze.

Tytułem wstępu autorka opisuje pokrótce działalność i zasady panujące w ośrodkach Lebensbornu. Jak się okazuje (ja na przykład tego nie wiedziałam), ośrodki te zapewniły miejsce nie tylko niemieckim kobietom mającym rodzić dzieci dla Hitlera i przyszłości Rzeszy. Okazuje się, że działalność Lebensbornu dotykała również dzieci z krajów okupowanych. 
Wystarczyło być „czystym rasowo” aby stać się kuszącym towarem 😦 Przykro to pisać ale tak właśnie było. 

Naziści uprowadzali dzieci z terenów okupowanych i wpierw oddawali je do domów dziecka, pełniących rolę jakby „przechowalni” a następnie, oddawali do adopcji rodzinom niemieckim.

Autorka skupia się siłą rzeczy na dzieciach polskich chociaż niektóre historie i pochodzenie osób, o których pisze i z którymi  rozmawiała, dla samych dorosłych już dzieci, stanowi wciąż zagadkę. 
Niektóre dzieci miały udokumentowaną przeszłość, dokumenty, które po wojnie umożliwiły ich powrót do kraju ale niektóre nie i do dziś dnia nie wiadomo, które dzieci zostały za granicami Polski i nigdy nie dowiedziały się, że są właśnie Polakami.

Wspomniany Roman Hrabar to prawnik, który całe swoje życie poświęcił na to aby sprowadzić dzieci Polskie do kraju z powrotem. Włożył w to niesamowity trud i wiele pracy i praktycznie poświęcił swoje życie.

Anna Malinowska opisuje historie wielu dzieci. Smutne jest to, że praktycznie żadna z nich nie jest historią z jakimś optymistycznym zakończeniem. Bywało, że po wielu, wielu latach syn spotykał matkę i … nie umieli się dogadać.
Nawet jeśli dorośli już teraz ludzie założyli własne rodziny, przez całe życie towarzyszyło im poczucie niepewności, często nieumiejętność pokazania własnych uczuć najbliższym.

Niektóre dzieci pamiętały co nieco z przeszłości, własne rodziny. Inne jednak nie i dla nich często bywało szokiem, gdy okazywało się, że nie, nie niemiecka rodzina jest tą, która jest rodziną biologiczną. Dzieci te więc po raz kolejny zostawały przeniesione na nowe miejsce, w nowe środowisko. Które z kolei, traktowało je jak wrogów. Bowiem wszystkie one praktycznie po powrocie do Polski nie umiały języka ojczystego, mówiły jedynie po niemiecku i dla Polaków były Niemcami.

Niełatwe są to historie i lektura ciężka ogromnie, ale uważam, że to jedna z tych książek, które musiałam przeczytać i nie, nie żałuję ani chwili z lektury. 
Pozostawiła mnie ona natomiast z mnogością pytań, na które nie ma sensownych odpowiedzi. 
Jak to możliwe, że człowiek człowiekowi jest aż tak wrogi. Jak można dzieci traktować jak towar?
Czy w przypadku, w którym rodziny niemieckie były dla dzieci dobre (a bardzo dużo takich przypadków było) a rodzina dziecka w Polsce nie zajęła się nim i czekała je poniewierka po domach dziecka czy dalszej rodzinie, która przerzucała sobie dziecko jak niechciany pakunek, nie byłoby większym sensem zostawić dzieci w rodzinach, w których były szczęśliwe i przekonane, że to są ich mama, tata a często i rodzeństwo?
Czy da się żyć nie wiedząc wiele o swoich korzeniach, mając białą, czystą kartę z przeszłości? Jak w ogóle da się żyć z takim brakiem wiedzy i świadomości na własny temat?

Cieszę się też, że książka ta na swój sposób jest hołdem złożonym prawnikowi Hrabarowi, który jak pisałam, całe swe życie poświęcił na sprowadzanie dzieci do ich ojczyzny. Myślę, że to taka trochę zapomniana postać, o której przypomniała nam w swojej książce właśnie Anna Malinowska.

W książce znajdziemy też współczesne fotografie (i nie tylko współczesne) dzieci, już dorosłych, o których są opowieści. Jest też solidna bibliografia. 

Moja ocena to 5.5 / 6