szczęstka…

…na fali ostatniej mody na duńskie szczęście, które to ostatnio proponują aż dwie świeżo wydane książki, a zwane po duńsku „Hygge” i (nieprzetłumaczalne) oznaczające czerpanie przyjemności z najzwyklejszych sytuacji (przy skrótowym tłumaczeniu posługiwałam się słowami ze strony Wydawnictwa Insignis, które jedną z dwóch książek o Hygge wydało) mam swoje własne określenie na ten stan. Stan dobrobytu ducha, który tak naprawdę wszyscy dobrze znamy i zachodzę w głowę, serio i nie złośliwie, dlaczego aż musimy wydawać książki o tym, co dla każdego jest? powinno? być w sumie oczywiste. Że ważne jest umieć czerpać radości z takich zwykłych dobrych, szczęśliwych spraw, uczuć, jakie dzieją się wokół nas.
Dla mnie to takie „szczęstki” a z kolejnych zebranych szczęstek, kubka dobrej kawy wypitej z P. w dniu takim, jak ten czyli w świąteczny , niezabiegany weekend, wspólnego czytania z Jasiem Muminków, emaila otrzymanego od kogoś, kto dawno się do nas nie odzywał, opatulenia się ciepłym kocem i poczucia błogości , składa się właśnie to większe poczucie szczęścia.
Ktoś mi , żartem, zaproponował na Fb abym to moje określenie „szczęstka” wypromowała zamiast tego duńskiego. Kto chce, niech sobie bierze to duńskie, ja używam własnego bo tak mi pasuje, jest mi z tym dobrze i jest ono takie moje, własne.
No więc, pomimo, że mnie trochę dziwi,że żyjemy w czasach gdy ludziom przypomina się o tym, jak dobrze jest naładować wewnętrzne baterie radością z codziennych miłych rzeczy, sama włączam się w ten nurt aczkolwiek, jak to ja zwykle – po swojemu. Jeszcze dodam, że ostatnio zaczęłam w pewnym miejscu spisywać wszystkie te dobre, miłe chwile, które mnie spotykają. Nie są to od razu sprawy wielkie jak podróż w egzotyczne miejsce czy wygrane na loterii dziesięć milionów, a właśnie takie, które mnie sprawiły radość, od pocztówki otrzymanej czy rozmowy telefonicznej z kimś, kogo się lubi, poprzez dobrą książkę, która poruszyła. I inne ważne sprawy, które są dobre. Z początku brzmiało to dziwnie, wypisywanie spraw szczęśliwych, drobniejszych ale z czasem zauważyłam, jak dużo ich jest. Czyjś dobry wynik badania czy uśmiech w sklepie, który to uśmiech nie jest z gatunku „profesjonalno handlowych” a po prostu życzliwych. To dobre ćwiczenie na uświadamianie sobie, że codziennie dzieje się coś za co możemy być wdzięczni (cytuję tu napis z kubka, który nabyłam sobie w wakacje w Kętrzynie).

O Muminkach tu mowa była to i ten motyw pociągnę na chwilę,bo ostatnio Jaś poprosił o lekturę tychże. I okazało się , że „Małe Trolle i duża powódź” Tove Jansson nigdy do tej pory przeze mnie czytana nie była.
A dzisiaj zaczęliśmy „Kometę nad Doliną Muminków” i jestem zachwycona jaka to mądra książka. I dla dzieci i zdecydowanie dla dorosłych. Odkrywam w niej tyle mądrości, tyle prawd, tyle tego, co właśnie ważne z życiu. Jest i o cieszeniu się z życia, i o pozbywaniu się „napinki”, i o wychowywaniu dzieci i o mądrym podejściu do świata. Wspaniale, że mogę po bardzo długim czasie powrócić do tej lektury.

Życzę Wam dobrej i spokojnej reszty tego dłuższego weekendu…