„Rozdarta zasłona”. Maryla Szymiczkowa

Wydana w Wydawnictwie Znak. Kraków (2016). Ebook.

Po pierwszej części opowieści o amatorskiej pani detektyw jaką jest profesorowa Zosieńka Szczupaczyńska, opowiedzianej w „Tajemnicy Domu Helclów”, o której to książce pisałam i którą zachwycałam się w tym wpisie nadszedł czas na nową detektywistyczną przygodę Zofii Szczupaczyńskiej. 

„Rozdarta zasłona” rozpoczyna się trochę jak u Hitchcocka, czyli nieco od trzęsienia ziemi. Oto bowiem nagle z domu profesorostwa Szczupaczyńskich odchodzi służąca Karolcia. Dzieje się to na chwilę przed Wielkanocą, co powoduje niemały rozgardiasz za równo w nastrojach jak i przygotowaniach do samych Świąt. Niemniej jednak szczęśliwie wszystko udaje się u profesorostwa przeprowadzić zgodnie z tradycją świąteczną. Natomiast owa Karolcia jak się okaże, miała o wiele, wiele mniej szczęścia. Pada ona bowiem ofiarą zbrodni. 

Nie chcę pisać zbyt wiele, bo po co mam psuć lekturę czytelnikom przed którymi jest lektura tej książki, i nie chodzi mi oczywiście o zdradzenie sprawcy zbrodni, bo tego nigdy nie czynię w swoich paru słowach na temat ale po prostu, niech każdy ma swoją własną przyjemność w prywatnym towarzyszeniu śledztwu prowadzonemu przez profesorową Szczupaczyńską. 
Ta rzutka i mądra kobieta bowiem zdecydowanie marnuje się jako doglądająca domowego ogniska a więc jakie szczęście, że jej rozum i spryt nie marnują się bardziej niż muszą i po raz kolejny pozwalają rozwiązać tę niełatwą zagadkę.

Czytając „Rozdartą zasłonę” miałam to przyjemne dla czytelnika uczucie, które oddać można jedynie cytatem z mojego ulubionego, wygranego rok temu na Mikołajki kubka a mianowicie odnosiłam wrażenie , że „spijam słowa”. Wspaniale. 

Autorzy (jak wiemy pod pseudonimem Maryla Szymiczkowa kryją się bowiem Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński) po raz kolejny wykazali się skrupulatnością w śledzeniu wydarzeń i ogłoszeń z epoki (a rzecz dzieje się w latach 1895 / 1896). Tak więc pomiędzy treścią samej książki wyczytać można różne gazetowe ogłoszenia i smakowitości czasów minionych, co lubię bo tego rodzaju didaskalia, dawkowane z umiarem, bardzo dodają lekturze smaku i czynią ją oczywiście o wiele bardziej atrakcyjną. Wspaniale dawkowany język, nie przytłaczający nas archaizmami , ciekawe tło społeczne Polski końca dziewiętnastego wieku, interesująca zagadka kryminalna (której to jednak rozwiązanie przyszło mi do głowy dość wcześnie, przyznaję), to wszystko sprawiło, że książkę czytało mi się dobrze i oceniam ją na 5 / 6.