…pada śnieg itd 🙂
Donoszę, że nie, nie zasypało mnie.
Ale nie ukrywam, że z coraz większym zainteresowaniem patrzę na puch sypiący się za oknem i pokrywający świat coraz poważniejszą śnieżną pierzynką…
Życzę sobie i Wam spokojnej reszty tygodnia.
„Magia Bożego Narodzenia”.
Fern Michaels , tytułowe „Magia Bożego Narodzenia”, Cathy Lamb „Najpiękniejsze święta”, Mary Carter „Święta w stylu Maui”, Terri duLong „Święta w Cedar Key” (na okładce zarówno wersji papierowej jak i ebooku pojawiła się niestety, nieprawidłowa wersja imienia autorki Terri duLong).
Wydana w Wydawnictwie Bellona. Warszawa (2015). Ebook.
Przełożyła Paulina Maksymowicz.
Tytuł oryginalny zbioru Holiday Magic.
Bardzo, bardzo ładny zbiór czterech opowiadań, które łączy, oczywiście i żadna to niespodzianka, motyw Świąt Bożego Narodzenia. Zbliżających się, dodam.
Każde opowiadanie jest na swój sposób oryginalne ale łączy je jedno, ciepło, radość, podkreślenie, że nie tylko w Święta, ważne jest dla człowieka poczucie bycia kochanym, potrzebnym, poczucie przynależności. Że rodzina i przyjaciele są bardzo ważni i cokolwiek by się nie wydawało, żadne materialne dobra nie zastąpią nam drugiego człowieka. Możliwości kochania go, rozmowy z nim, pomocy mu, pośmiania się z nim, wypłakania.
Każde z opowiadań mi się podobało. Pierwsze i drugie wzruszyło najbardziej. Trzecie rozśmieszyło ogromnie, tak bardzo, że naprawdę podczas lektury zaśmiewałam się często. Ale i ono ma w sobie wzruszający motyw, który spowodował łzy. Czwarte opowiadanie również jest ładne, opowiadania o byciu solidarnym z miejscową społecznością.
Każde z opowiadań na swój sposób czegoś uczy. I chociaż, nie sposób zaprzeczyć, są to nauki i mądrości nieco wtórne i znane nam, ale jakże często zapominane.
Doceniajmy nasze najmniejsze radości. Cieszmy się z tego, że mamy z kim świętować i nie tylko (święta nie zdarzają się przecież aż tak często w roku). Cieszmy się z tych, którzy towarzyszą nam nie wtedy gdy odnosimy spektakularne sukcesy ale kiedy doznajemy porażki.
I sami bądźmy pomocą dla drugiego człowieka.
Bardzo ładne, bardzo optymistyczne, bardzo radosne i bardzo świąteczne w swojej wymowie opowiadania. Idealny pomysł na prezent na Mikołaja czy Święta dla kogoś, dla kogo Święta Bożego Narodzenia są ważne i kto je po prostu kocha.
Moja ocena 5 / 6.
A Muminki warto czytać…
…dla cytatów perełek, mądrości jak chociażby takie:
„(…) – No, mój wujaszek z żoną! – wykrzyknęła Filifionka. – Wysyłam do nich rokrocznie na świętego Jana kartkę z zaproszeniem, ale nie przychodzą.
– Spróbuj zaprosić kogoś innego -doradził Muminek. (…)
– Więc uważasz, że to obowiązek, a nie przyjemność? – spytała Panna Migotka.
– Ma się rozumieć, że to żadna przyjemność – odparła Filifionka z rezygnacją i usiadła przy stole.
– Mój wuj i jego żona nie są tacy bardzo mili”.
I ponieważ wiem, że (za miesiąc i jeden dzień Wigilia) wielu z nas przyjdzie się zmierzyć z dylematem, z kim siąść do tego świątecznego stołu, polecam Wam w odpowiednim czasie przypomnieć sobie mądrą radę Muminka.
I zastanowić się czy świąteczny czas zawsze i za każdą cenę MUSI oznaczać poświęcenie, zaciśnięte zęby i to poczucie, że niby wolne dni a w ogóle się nie odpoczęło? I czy tegoroczne święta dla odmiany nie mogłyby być po prostu raz spokojne i naprawdę radosne? Ha. Pozostawiam do rozważenia bo radę Muminka i całokształt możemy zastosować przecież nie tylko w ten konkretny,świąteczny czas.
Cytowany przeze mnie fragment pochodzi z książki „Lato Muminków” Tove Jansson, wydanej jako kolejne wznowienie w Wydawnictwie Nasza Księgarnia w roku 2010.
„Świąteczna kafejka”. Amanda Prowse
Wydana w Wydawnictwo Kobiece . Białystok (2016). Ebook.
Przełożyła Anna Sauvignon.
Tytuł oryginalny The Christmas Cafe.
Na książkę miałam oko odkąd Maniaczytania zwróciła moją uwagę na to, że taka książka ma się ukazać z dobry miesiąc albo i dłużej, temu.
I oto jestem po jej lekturze.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że czas tych Świąt czyli Bożego Narodzenia jest dla mnie ważny, lubię go i cieszę się na niego, z wiekiem oczywiście pojąwszy, że oczywiście prezenty nie są najważniejszą składową tego czasu (co nie zmienia faktu, że przyjemnie jest samemu planować co kupić najbliższym i oczywiście, że miło jest znaleźć pod choinką prezenty dla siebie samej :)).
Dlatego też chętnie czytam książki z akcją umiejscowioną w czasie około świątecznym bądź świątecznym właśnie. Mam bowiem niemal zapewnienie, że co jak co ale książki dziejące się w tym czasie będą musiały mieć dobre, szczęśliwe zakończenie.
„Świąteczna kafejka” nie do końca dzieje się w Boże Narodzenie aczkolwiek ten czas jest trzykrotnie wspomniany, a ostatnie wspomnienie, kiedy Święta Bożego Narodzenia dla bohaterki książki są najwspanialsze, jest oczywiście bardzo istotne bo wtedy właśnie realizują się największe marzenia Bei.
Akcja „Świątecznej kafejki” rozpoczyna się na trochę przed Świętami gdy Bea, mająca lat pięćdziesiąt i trzy, zostaje wdową. Peter, jej mąż, odchodzi dość nagle. Po jego śmierci Bea nie ma głowy do świętowania. Ani do wielu innych, przyziemnych spraw.
Czas upływa i poznajemy pokrótce historię bohaterki. Peter, pomimo, że bardzo go kochała, nie był jej pierwszą miłością. Parędziesiąt lat temu została bowiem sama, w ciąży i musiała dać sobie radę w obcym kraju. Albowiem Bea pochodzi z Wielkiej Brytanii a jako młoda dziewczyna trafiła do Australii.
Bea ma nieliczną rodzinę, syna, synową i wnuczkę Florę. To z Florą odbędzie wielką podróż do Edynburga, która odmieni jej życie. Pojadą tam poznać internetową przyjaciółkę Bei, o imieniu Alex, którą poznała nieco przypadkiem. Bea i Peter prowadzili bowiem restaurację i po śmierci Petera do Bei nadszedł list z propozycją o dołączenia do forum właścicieli restauracji na całym świecie. List był ood kobiety, która w Edynburgu właśnie prowadzi także restaurację. Połączyło obie panie wdowieństwo i przeżywanie żałoby i podobne zajęcie.
Jak mówię, podróż, którą tuż przed Świętami Bożego Narodzenia odbędą Bea i jej wnuczka, Flora, będzie niezapomniana. I nie tylko dlatego, że przyjaciółka Bei prowadzi kafejkę o nazwie „Świąteczna Kawiarenka”.
„Świąteczna kafejka” to ciepła opowieść, której bohaterką jest (co muszę powiedzieć, również mnie ujęło) osoba trochę starsza a nie dwudziestolatka, przed którą całe życie.
Cieszy przesłanie, czyli to, że świat naprawdę należy do odważnych i tych, którzy nie boją się realizować własnych marzeń.
Nie spodziewajcie się tu krwi i walki, będzie ciepło, otulająco (wiem, że nie każdemu to pasuje, mnie jak najbardziej tak), pokrzepiająco i radośnie.
Moja ocena 5 / 6.
znowu …
…książkowo i trochę powielę wpis poprzedni 🙂
Czyli zachwyt nad Muminkami (tym razem mamy za sobą „W Dolinie Muminków”) i skwaszenie osobiste nad „Żniwami zła” Roberta Galbraitha.
Muminki po raz kolejny zachwyciły i pokazały jak trafne są w nich obserwacje i spostrzeżenia dotyczące życia i charakterów ludzkich . Praktycznie gęsto tam od takich zdań „perełek” jak ja to nazywam , które aż się proszą o zanotowanie ich w notesie 🙂
Natomiast „Żniwa zła” wymęczyłam dosłownie i niektórzy wiedzą, że nie przesadzam, twierdząc, że prawie porzuciłam lekturę. Tak mnie i znudziła i wymęczyła. Uważam tę część za najgorszą z dotychczasowych o Cormoranie Strike i jego współpracownicy, Robin. Praktycznie zmogłam te ileśset stron o niczym właściwie poza opisem brutalności i nagromadzenia paskudności i nieprawdopodobnych nawarstwień nieszczęść dla zakończenia bo ktoś, kto czytał wcześniej zaintrygował mnie pewnym stwierdzeniem i byłam ciekawa nie tyle samej intrygi kryminalnej i jej zakończenia co spraw osobistych Cormorana. I Robin też.
Być może ten kryminał miał dodatkowo pecha bo od pewnego czasu zauważyłam, że kryminały mi niespecjalnie idą (wyjątkiem była „Rozdarta zasłona” ale to dlatego , że broni się stylem, językiem i szczęśliwie, brakiem niepotrzebnej brutalności). Sama jestem zdziwiona tą swoją niechęcią do kryminałów ale być może potrzebuję przerwy. O ile dobrze pamiętam, miałam już kiedyś taką przerwę w kryminałach, więc nie jest powiedziane , że to trwać będzie wiecznie ale przerwa najwyraźniej zdecydowanie mi się przyda.
książkowo…
…będzie.
Zawód wielki to wyczekana przeze mnie biografia Meryl Streep „Meryl Streep. Znowu ona!” Michaela Schulmana. Jak napisane jest na stronie Wydawnictwa Marginesy, które wydało tę książkę, jest to pierwsza tak wnikliwa biografia. Hmm , niestety, mnie zawiodła. Po pierwsze, faktycznie , pierwsza część książki jest wnikliwa, tak wnikliwa, że aż zamęcza szczegółami, które według mnie, są kompletnie nieistotne dla opisu życia aktorki. Druga część nagle przyspiesza aby urwać się nagle po omówieniu roli Meryl Streep w „Sprawie Kramerów”. I nie, biografią bym tego nie nazwała a jedynie szczegółowym opisaniem życia aktorki do pewnego momentu. Najciekawszy w książce (dla mnie, oczywiście) stał się opis towarzyszenia Meryl Streep w chorobie i odchodzeniu jej pierwszego partnera nie zaś opis wspinania się aktorki na aktorski Olimp a nie ukrywam, że na to miałam chyba największą ochotę. Albowiem od lat uważam Meryl Streep za jedną z najlepszych aktorek jakie widziałam na ekranie i jedną z najciekawszych i najmądrzejszych kobiet. I dlatego jestem niezbyt szczęśliwa, że Meryl Streep jakoś nie ma szczęścia do opracowań na własny temat. Szkoda. Zabrakło mi pasji, która musi istnieć w życiu Meryl, a otrzymałam ocierającą się o hagiografię początkowo zbyt naszpikowaną detalami, potem z nagła przyspieszającą relację z rozwijającego się aktorstwa Meryl Streep. W dodatku urywającą się praktycznie w momencie gdy kariera Meryl Streep nabiera dopiero rozpędu a i jej życie rodzinne również dopiero się rozkręca.
Poprzednio czytałam zebrane słowa samej Meryl Streep o sobie w opracowaniu Lawrence’a Grobela i to niestety, też na kolana nie rzucało ale przynajmniej nie udawało niczego innego niż jest. Czy Meryl Streep doczeka się naprawdę ciekawej biografii ukazującej jej wielostronność i umiejętność godzenia bycia żoną, matką i gwiazdą a także bardzo mądrą kobietą a nie chichoczącą jak głupia celebrytką? Nie wiem. Mam taką nadzieję. Kto wie, może ja się w końcu zdenerwuję i sama ją popełnię 😛 nie jest w końcu powiedziane, że monopol na pisanie o Meryl Streep mają jedynie Amerykanie, prawda?
Tak więc ta biografia mocno mnie zawiodła.
Ale za to powrót do Doliny Muminków okazał się świetnym pomysłem. Jesteśmy z Jasiem po kolejnym tomie, „Kometą nad Doliną Muminków”. Wciąż jestem pod wrażeniem wielkiej mądrości tych książek. Jakaż to niewiarygodnie trafna ocena świata i jakże mądra recepta na życie. Naprawdę tego nie pamiętałam ale to też potwierdza, że książki te są zarówno wartościowe dla dzieci jak i dla dorosłego.
Podoba mi się też to jakie miałam ja sama wspomnienie na temat postaci z książek, jakie to wspomnienia pozostały w mojej pamięci, jak je teraz konfrontuję z obecnym odbiorem tychże i jak to wszystko trochę się pozmieniało.
Super lektura! Polecam wrócić do Muminków bo zdecydowanie warto.
szczęstka…
…na fali ostatniej mody na duńskie szczęście, które to ostatnio proponują aż dwie świeżo wydane książki, a zwane po duńsku „Hygge” i (nieprzetłumaczalne) oznaczające czerpanie przyjemności z najzwyklejszych sytuacji (przy skrótowym tłumaczeniu posługiwałam się słowami ze strony Wydawnictwa Insignis, które jedną z dwóch książek o Hygge wydało) mam swoje własne określenie na ten stan. Stan dobrobytu ducha, który tak naprawdę wszyscy dobrze znamy i zachodzę w głowę, serio i nie złośliwie, dlaczego aż musimy wydawać książki o tym, co dla każdego jest? powinno? być w sumie oczywiste. Że ważne jest umieć czerpać radości z takich zwykłych dobrych, szczęśliwych spraw, uczuć, jakie dzieją się wokół nas.
Dla mnie to takie „szczęstki” a z kolejnych zebranych szczęstek, kubka dobrej kawy wypitej z P. w dniu takim, jak ten czyli w świąteczny , niezabiegany weekend, wspólnego czytania z Jasiem Muminków, emaila otrzymanego od kogoś, kto dawno się do nas nie odzywał, opatulenia się ciepłym kocem i poczucia błogości , składa się właśnie to większe poczucie szczęścia.
Ktoś mi , żartem, zaproponował na Fb abym to moje określenie „szczęstka” wypromowała zamiast tego duńskiego. Kto chce, niech sobie bierze to duńskie, ja używam własnego bo tak mi pasuje, jest mi z tym dobrze i jest ono takie moje, własne.
No więc, pomimo, że mnie trochę dziwi,że żyjemy w czasach gdy ludziom przypomina się o tym, jak dobrze jest naładować wewnętrzne baterie radością z codziennych miłych rzeczy, sama włączam się w ten nurt aczkolwiek, jak to ja zwykle – po swojemu. Jeszcze dodam, że ostatnio zaczęłam w pewnym miejscu spisywać wszystkie te dobre, miłe chwile, które mnie spotykają. Nie są to od razu sprawy wielkie jak podróż w egzotyczne miejsce czy wygrane na loterii dziesięć milionów, a właśnie takie, które mnie sprawiły radość, od pocztówki otrzymanej czy rozmowy telefonicznej z kimś, kogo się lubi, poprzez dobrą książkę, która poruszyła. I inne ważne sprawy, które są dobre. Z początku brzmiało to dziwnie, wypisywanie spraw szczęśliwych, drobniejszych ale z czasem zauważyłam, jak dużo ich jest. Czyjś dobry wynik badania czy uśmiech w sklepie, który to uśmiech nie jest z gatunku „profesjonalno handlowych” a po prostu życzliwych. To dobre ćwiczenie na uświadamianie sobie, że codziennie dzieje się coś za co możemy być wdzięczni (cytuję tu napis z kubka, który nabyłam sobie w wakacje w Kętrzynie).
O Muminkach tu mowa była to i ten motyw pociągnę na chwilę,bo ostatnio Jaś poprosił o lekturę tychże. I okazało się , że „Małe Trolle i duża powódź” Tove Jansson nigdy do tej pory przeze mnie czytana nie była.
A dzisiaj zaczęliśmy „Kometę nad Doliną Muminków” i jestem zachwycona jaka to mądra książka. I dla dzieci i zdecydowanie dla dorosłych. Odkrywam w niej tyle mądrości, tyle prawd, tyle tego, co właśnie ważne z życiu. Jest i o cieszeniu się z życia, i o pozbywaniu się „napinki”, i o wychowywaniu dzieci i o mądrym podejściu do świata. Wspaniale, że mogę po bardzo długim czasie powrócić do tej lektury.
Życzę Wam dobrej i spokojnej reszty tego dłuższego weekendu…
„Rozdarta zasłona”. Maryla Szymiczkowa
Wydana w Wydawnictwie Znak. Kraków (2016). Ebook.
Po pierwszej części opowieści o amatorskiej pani detektyw jaką jest profesorowa Zosieńka Szczupaczyńska, opowiedzianej w „Tajemnicy Domu Helclów”, o której to książce pisałam i którą zachwycałam się w tym wpisie nadszedł czas na nową detektywistyczną przygodę Zofii Szczupaczyńskiej.
„Rozdarta zasłona” rozpoczyna się trochę jak u Hitchcocka, czyli nieco od trzęsienia ziemi. Oto bowiem nagle z domu profesorostwa Szczupaczyńskich odchodzi służąca Karolcia. Dzieje się to na chwilę przed Wielkanocą, co powoduje niemały rozgardiasz za równo w nastrojach jak i przygotowaniach do samych Świąt. Niemniej jednak szczęśliwie wszystko udaje się u profesorostwa przeprowadzić zgodnie z tradycją świąteczną. Natomiast owa Karolcia jak się okaże, miała o wiele, wiele mniej szczęścia. Pada ona bowiem ofiarą zbrodni.
Nie chcę pisać zbyt wiele, bo po co mam psuć lekturę czytelnikom przed którymi jest lektura tej książki, i nie chodzi mi oczywiście o zdradzenie sprawcy zbrodni, bo tego nigdy nie czynię w swoich paru słowach na temat ale po prostu, niech każdy ma swoją własną przyjemność w prywatnym towarzyszeniu śledztwu prowadzonemu przez profesorową Szczupaczyńską.
Ta rzutka i mądra kobieta bowiem zdecydowanie marnuje się jako doglądająca domowego ogniska a więc jakie szczęście, że jej rozum i spryt nie marnują się bardziej niż muszą i po raz kolejny pozwalają rozwiązać tę niełatwą zagadkę.
Czytając „Rozdartą zasłonę” miałam to przyjemne dla czytelnika uczucie, które oddać można jedynie cytatem z mojego ulubionego, wygranego rok temu na Mikołajki kubka a mianowicie odnosiłam wrażenie , że „spijam słowa”. Wspaniale.
Autorzy (jak wiemy pod pseudonimem Maryla Szymiczkowa kryją się bowiem Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński) po raz kolejny wykazali się skrupulatnością w śledzeniu wydarzeń i ogłoszeń z epoki (a rzecz dzieje się w latach 1895 / 1896). Tak więc pomiędzy treścią samej książki wyczytać można różne gazetowe ogłoszenia i smakowitości czasów minionych, co lubię bo tego rodzaju didaskalia, dawkowane z umiarem, bardzo dodają lekturze smaku i czynią ją oczywiście o wiele bardziej atrakcyjną. Wspaniale dawkowany język, nie przytłaczający nas archaizmami , ciekawe tło społeczne Polski końca dziewiętnastego wieku, interesująca zagadka kryminalna (której to jednak rozwiązanie przyszło mi do głowy dość wcześnie, przyznaję), to wszystko sprawiło, że książkę czytało mi się dobrze i oceniam ją na 5 / 6.
„Boska Nefretete”. Ewa Kassala
Wydana w Wydawnictwie Sonia Draga. Katowice (2016). Ebook.
Mam baaardzo dawne wspomnienie z dzieciństwa, kiedy któraś ze znajomych mojej Mamy na szyi ma łańcuszek z zawieszką z profilem kobiety. Profil to nietypowy, nie wiem, skąd takie małe dziecko jak ja wtedy wie, że jest to coś mocno egzotycznego, dalekiego. Skądś też (może spytałam wtedy Mamy ?) dowiaduję się, że ten profil jest profilem Nefretete.
Ta pewna fascynacja tą postacią została mi najwyraźniej do dzisiaj bo nie dość, że sama mam taką zawieszkę jak tamta, która w dzieciństwie mi się spodobała, to z wielką chęcią przeczytałam beletryzowaną biografię? opis życia Nefretete właśnie, autorstwa Ewy Kassali (jest to pseudonim literacki pani Doroty Stasikowskiej-Woźniak).
Nefretete była kobietą niezwykłą. Zdawała się być uległą i cichą ale była w niej wielka siła i moc. Wspierając swojego męża udało jej się zaistnieć w ludzkiej pamięci do tego stopnia, że do tej pory powstają biografie tej niezwykłej postaci.
Co mi się spodobało w tej książce to jej ponadczasowość. Dylematy, jakie miała żona Echnatona wcale nie zdają się być aż tak odlegle od dylematów współczesnych kobiet.
Również sytuacje, których doświadczała, tło wydarzeń, wszystko to wydaje się brzmieć zaskakująco współcześnie. Walka o władzę, chęć dominacji kapłanów posługujących się religią po to aby rządzić ludźmi, cicha walka kobiet o to aby żyć godnie. Brzmi może górnolotnie ale to wszystko najwyraźniej powtarza się cyklicznie.
Nefretete z kart „Boskiej Nefretete” autorstwa Kassali zdaje się być kobietą, którą polubiłabym. Ciekawe , jaką była naprawdę tamta Nefretete?
Książka ta zainteresowała mnie i spodobała mi się na tyle, że mam wielką ochotę na inną książkę pani Ewy Kassali, o Kleopatrze, która to też jest kobietą silną i niezależną , aż kusi mnie „poznać” ją bliżej.
Tymczasem moja ocena „Boskiej Nefretete” to 5.5 / 6.
