„Paradoks”. Igor Brejdygant

Wydana w Wydawnictwie Marginesy. Warszawa (2016). Ebook.

 

W roku 2012 mogliśmy z P. oglądać jeden z najlepszych seriali kryminalnych produkcji polskiej. Był to „Paradoks”, którego scenarzystą ( jednym z trzech reżyserów) był Igor Brejdygant. 
Serial mnie i P. wtedy zachwycił, stanowił coś tak przeciwnego do tego, co serwują nam stacje telewizyjne jeśli chodzi o seriale kryminalne, że kiedy okazało się, że niestety, ale nie będzie jego kontynuacji , byliśmy bardzo rozczarowani. Aby już skończyć temat serialu bo nie o nim tu przecież ma być mowa, szkoda, że żadna z konkurencyjnych stacji nie pokusiła się o wyemitowanie drugiej serii u siebie. Jestem przekonana, że oglądalność byłaby na wysokim poziomie. No ale produkcje filmowe nieco bardziej ambitne niż to, do czego od kilkunastu lat jest przyzwyczajany widz , najwyraźniej nie cieszą się popularnością i kiedy przychodzi do decyzji, ktoś tam najwyraźniej nie umie zaufać intuicji i dobrej jakości.

Teraz o książce. Igor Brejdygant pisząc ją miał zapewne wcale nie takie łatwe zadanie. Owszem, miał „bazę” ale dobrze wiemy, że czym innym jest scenariusz filmu czy jak w tym przypadku, serialu, a czym innym konkretna proza z fabułą. I coś jeszcze. W serialu dużą wagę odgrywał obraz. Czasem mina któregoś z bohaterów. Czasem gest. To wystarczyło abyśmy zorientowali się o co chodzi. W książce o czymś takim nie ma mowy gdyż popełniłoby się według mnie coś w rodzaju „łopatologii stosowanej”. Autor musiał więc tak naprawdę „Paradoks” rozpisać na nowo. Myślę, że nie było to łatwe zadanie ale z radością muszę przyznać, że wywiązał się z niego świetnie.

Po beczce słodu , mała łyżka dziegciu, tytułem wstępu. Niestety, w tym przypadku , pomimo, że się na książkową wersję „Paradoksu” mocno cieszyłam i czekałam, to że wcześniej obejrzałam serial, nie pomogło mi. Po pierwsze, pamięć moja jednak dobra i nawet fakt, że serial oglądałam w tygodniach tuż po narodzinach Syna, nie spowodował, że euforia przyćmiła to, co działo się na ekranie. Również postaci z filmu obecnie „grały” podczas lektury książki przed moimi oczami. Tak więc i wygląd bohaterów i sporo spraw, rozwiązań , pamiętałam. Szkoda, bo sporo jednak na tym straciłam bo wiadomo, w przypadku kryminału element zaskoczenia odgrywa najważniejszą rolę. Tak więc muszę powiedzieć, że w przypadku książki, zdecydowanie lepiej jest przystępować do lektury bez wcześniejszego obejrzenia serialu.

Książka dzieli się na dwie części.
W pierwszej z nich poznajemy bohaterów. Poznajemy Joannę Majewską wysłaną przez inspektora Andrzeja Zielińskiego (ciekawy zabieg, w serialu bowiem pan ten nosi inne imię, tak przynajmniej wynika ze strony filmu na Filmweb.pl a w książce autor zmienił imię na imię aktora odgrywającego rolę w filmie, co dodatkowo jest zabawne bo aktor nosi teraz imię i nazwisko postaci z książki) w celu prywatnych przeszpiegów. Andrzej Zieliński, inspektor,nie aktor, 🙂  wysyła Joannę aby prowadziło coś w rodzaju prywatnego śledztwa dotyczącego komisarza Marka Kaszowskiego. Jest też „Młody” czyli Jacek i prokurator Sobecki.
W pierwszej części poznajemy więc postaci i ich losy a wędrując wraz z Joanną, która zagląda do spraw umorzonych podczas śledztwa i początkowo mającej znaleźć coś, do czego mogłaby się „przyczepić” a konto Kaszowskiego , mówiąc kolokwialnie, poznajemy paradoksalne (zgodnie z tytułem książki) tych spraw rozwiązania.
Potem sprawy już się tylko komplikują. Źli ludzie wcale nie okazują się złymi, a ci dobrzy niekoniecznie są dobrymi. Czyż to nie zapożyczone z życia?
Druga część nie dotyczy spraw ongiś prowadzonych przez Kaszowskiego a stanowi rozwiązanie jednej z wielkich afer,  o których w książce od początku jest mowa.
I w tej części sprawa ta nareszcie znajdzie swoje rozwiązanie. Nie tylko ta jedna sprawa, ale również sytuacje z życia bohaterów zostaną w ten czy inny sposób rozwiązane.
„Paradoks” to dobra książka kryminalno sensacyjna. Jest tam to, co miłośnicy gatunku lubią czyli konkretne postaci, bez cukru i lukru, jest zgorzkniały glina (ale to zgorzknienie jest jak najbardziej uzasadnione a nie powodowane skandynawską zimą trwającą ponad pół roku :P) , są tam ciekawie rozwiązane sprawy kryminalne i akcja sensacyjna.
Ze swej strony przyznam się do tego, że o dziwo, w połowie książki, gdy rozpoczyna się właśnie akcja bardziej sensacyjna niż kryminalna, trochę „siadło” mi tempo czytania.

Ten mały książkowy eksperyment polegający na zamienieniu scenariusza na fabułę oceniam na 5 / 6.