Wydana w Wydawnictwie W.A.B. Warszawa (2016).
Przełożyła Aleksandra Stronka.
Tytuł oryginału Иллюзия греха
Po poprzedniej książce Aleksandry Marininy pod tytułem „Stylista”, która to szczerze mówiąc podobała mi się średnio, o czym pisałam w tym wpisie przyszła kolej na zachwyt.
„Iluzja grzechu” to kolejna po „Styliście” książka, której co prawda wcześniej nie czytałam ale w jakiś sposób „znam” bo prawie dziesięć lat temu oglądaliśmy ekranizację czterech kryminałów autorki i te dwa właśnie były wtedy wśród obejrzanych przez nas filmów. Ale szczęśliwie, nie pamiętałam nic a nic oprócz samego dramatycznego początku.
Oto w swoim mieszkaniu zostaje znaleziona starsza , zamożna pani. Pani mieszkała sama ale otoczona była gronem przyjaciół, byłych partnerów i bohemą artystyczną Moskwy.
I oto podczas rozpoczynającego się śledztwa, które początkowo rusza w kierunku „morderstwo na tle rabunkowym” Aleksandra Kamieńska, główna bohaterka kryminałów Marininy, orientuje się, że zabójstwo starszej pani mogło mieć związek z wydarzeniem sprzed paru lat. Kiedy to pewna matka, z niewiadomych powodów, wyrzuciła przez okno trójkę swoich małych dzieci a następnie sama z tego okna za nimi wyskoczyła. Ocaleli wszyscy, niemniej jednak w różnym stopniu zdrowia fizycznego. Ocalała też najstarsza z rodzeństwa, Ira, która podczas dramatycznego wydarzenia schroniła się u sąsiadki co ocaliło ją przed wypchnięciem przez okno jak reszta rodzeństwa.
Dalej jest coraz bardziej ciekawie, aczkolwiek śledztwo toczy się z trudem, niespiesznie i bez nagłych zachwytów czy przebłysków i odkryć prowadzących do zmian jego kierunku. Niemniej jednak toczy się.
Z jednej więc strony Nastka Kamieńska usiłuje zmóc się wraz ze swoimi kolegami z coraz bardziej zdawałoby się zapętloną sprawą a z drugiej strony czytelnik powoli dowiaduje się o co dokładnie chodziło w całej intrydze. I co prawda domyśliłam się tego kto jest szefem pewnej niebezpiecznej grupy dość wcześnie ale też nie przeszkodziło mi to podczas udanej lektury.
Zakończenie zupełnie nie jak u Marininy. Trochę ckliwe , bardzo wzruszające. Muszę powiedzieć, że czytając ostatnie zdania książki miałam łzy pod powiekami.
Zdecydowanie o wiele lepsza od „Stylisty” i zaskakująco poważna i na swój sposób wzruszająca i dająca do myślenia. I nawet echa międzynarodowego terroryzmu przebłyskujące w książce sprzed, jakby nie było, dwudziestu lat, nie przeszkodziły mi w odbiorze.
Moja ocena tym razem o wiele bardziej łaskawa, czyli 5.5 / 6.
