Sylwester…

…a przed nami Nowy Rok 2015.

Ostatni dzień roku, dla mnie od 2009 naznaczony specyficzną rocznicą (dziś mija pięć lat od śmierci Taty).

My tradycyjnie spędzimy ten wieczór przełomu w domu, we trójkę i jak zwykle absolutnie sobie z tego powodu nie krzywdujemy, gdyby ktoś miał wątpliwości. Dla nas to jedna z najlepszych form spędzenia tego wieczoru ale oczywiście tym, którzy mają inne plany, życzymy udanej zabawy w innej formie 😉

Nie będziemy petardować bo to nie nasz styl płoszyć i straszyć innych.

Na nadchodzący Nowy Rok życzę odwiedzającym mój blog przede wszystkim Wiele Zdrowia dla Was i Waszych Bliskich, Wiele Szczęścia i Radości, tych dużych i tych małych, wiele dobra i spełnienia Waszych Marzeń (pamiętacie, że uwalniam własne?:). 

Szczęśliwego Nowego Roku 2015!!!

 

 

 

 

 

uwolnię marzenia !

Przed Świętami w konkursie na fejsie wygrałam srebrną bransoletkę jednej z moich ulubionych biżuteryjnych firm, jaką jest Minty Dot. Jako, że ta bransoletka ma na małym przyczepionym do niej dysku napis „uwolnij marzenia:)” poproszono aby napisać o swoich marzeniach. Najwyraźniej moja wypowiedź się spodobała i oto od dnia przed Wigilią bransoletka jest moja.
Postanowiłam, że potraktuję to jako znak a może raczej, sugestię od losu i w nadchodzącym Nowym Roku 2015…uwolnię swoje marzenia! Niektóre z nich , to wiem, nigdy się nie spełnią (o tym między innymi napisałam w swojej wypowiedzi) ale jest przecież kilka innych pielęgnowanych na dnie serca, które spełnić się mogą. 
A tu link do bransoletki, jakby ktoś chciał zobaczyć, jak wygląda. 

To był w ogóle dobry rok pod kątem wygranych bo udało mi się w czerwcu również na fejsie , wygrać książkę z Grecją w tle. Której niestety, na razie nie przeczytałam, bo papier czyta mi się niestety, średnio , z przeróżnych powodów, również wygodnickich. Co tu kryć, UZALEŻNIŁAM SIĘ od czytnika:)

A więc, w przyszłym roku postanawiam, uwolnię swoje marzenia! Pozwolę im opuścić dotychczasowe schronienie i zrealizować się im. Nie będę się bać marzyć!

Czego i Wam życzę 🙂

podsumowanie książkowe…

…mijającego roku wypada nieźle. Po pierwsze, jak dotąd, przeczytałam aż siedemdziesiąt jeden książek. (Rok temu 49). 
Po drugie, generalnie nie było za dużo zawodów (chociaż zaliczyłam „wpadkę” kusząc się na promocyjną cenę). Ową „wpadką” okazała się nie skończony przeze mnie kryminał „Pożegnaj się” Lisy Gardner i może nie tyle wpadka, co duży zawód książkowy czyli „Colin Firth. Zostać królem” Sandro Monettiego.
A tak -zupełnie nieźle.

Oczywiście był pewniak, czyli kryminały Hakana Nessera,”Sprawa Munstera”, „Karambol”,  „Jaskółka, kot, róża, śmierć”. 

Rewelacyjnym okazało się powrócenie do książek z dzieciństwa i młodości czyli do „Błękitnego Zamku” L.M. Montgomery i „Trzech panów w łódce nie licząc psa” J.K.Jerome i cyklu o Mikołajku Goscinnego, okraszonego niezapomnianymi ilustracjami Sempe’go.

Równie udanym powrotem okazała się książka Joanny Bator o tytule „Japoński wachlarz. Powroty”. Podobnie jak jej druga japońska książka czyli „Rekin z parku Yoyogi”.

Książka opowiadająca o życiu gdzieś indziej (a przy tym nie będąca klonem opowieści o Toskaniach, Prowansjach itd) , to oczywiście świetna książka Ilony Wiśniewskiej „Białe. Zimna Wyspa Spitsbergen”.

Oczy na wiele spraw otworzyły mi dwie książki, jedna to „Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionisiosa Sturisa i „Samotność Portugalczyka” Izy Klementowskiej. Podobnie jak „Kontener” Wojciecha Tochmana i Katarzyny Boni.

Lee Child z jego „Nigdy nie wracaj” również nie zawiódł.

Jako autorka czytadeł, w tym roku wygrywa Mia March i jej dwie książki „Klub filmowy Meryl Streep” i „Poszukiwany Colin Firth”. 

Jako rodzic, zachwyciłam się książką autorstwa Charlesa Fernyhough’a „Dziecko w lustrze. Świat dziecka od narodzin do lat trzech”. 

Całkiem dobrze czytało mi się oba kryminały J.K. Rowling pod jej pseudonimem Robert Galbraith, z których to „Jedwabnik” podobał się nawet bardziej.

Książką, po którą sięgnęłam zupełnie przypadkiem a okazała się udaną lekturą była książka autorstwa Ruth Ozeki „W poszukiwaniu istoty czasu”. Podobnie stało się z „Domem” Toni Morrison. 

W tym roku spodobała mi się i została jedną z najbardziej ulubionych autorek Alice Munro, za sprawą jej zbioru opowiadań „Uciekinierka”. 

Dobrym pomysłem okazał się powrót do kryminałów Charlotte Link, szczególnie spodobał mi się jej „Obserwator”. 

No i oczywiście książka składająca się z dwunastu wywiadów, o której pisałam całkiem niedawno czyli „Energia kobiet” autorstwa trzech kobiet.

Tak więc stwierdzam, że pod kątem lektury mijający rok 2014 był udany. Mam nadzieję, że rok 2015 okaże się pod tym kątem jeszcze lepszy. 

A jak Wy podsumowalibyście ten rok pod tym kątem?

 

Po Świętach.

Tegoroczne Święta Bożego Narodzenia były dokładnie takie, jak chciałam, jak sobie wymarzyłam. Jeszcze miesiąc wcześniej nie wiedzieliśmy jak wyglądać będzie nasza Wigilia, była opcja, że będą z nią problemy. Na szczęście udało się ją mieć i to taką, jak trzeba, tradycyjną. 
W Święta więc udało się nam spotkać z Najbliższymi, podzielić z nimi Opłatkiem. Spędzić po prostu miły czas razem, bez niepotrzebnych napinek. Mieliśmy też dzień dla siebie po prostu, więc jest bardzo dobrze.
Nie otrzymaliśmy żadnych złych wiadomości, było dobre jedzenie, Mikołaj domyślny i nie żałujący na nikogo 😉 
Odbyłam miłą rozmowę telefoniczną z kimś, kogo „znam” internetowo. Bardzo fajna i całkiem długa pogawędka nam wyszła 🙂
Zauważyłam, że z roku na rok utwierdzam się w przekonaniu, że prawdą jest powiedzenie, (w sumie i tak zawsze tak czułam i myślałam) że nie to, jak ale z kim spędza się dany czas. I oto odkąd część rodziny P. po obrażeniu dokumentnie wszystkich pozostałych członków rodziny zabrała swoje zabawki i wyniosła się na inne podwórko, to mam wyborne Święta. Bez właśnie niepotrzebnej napinki, stresu, nawet łez, jak to było w przeszłości. Bardzo fajnie;)
A teraz ten lubiany przeze mnie czas pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem, kiedy to (o czym wielokrotnie pisałam) czas wydaje się być zawieszony jakby czy raczej wyraźnie zwalnia.

Życzę Wam dobrego, spokojnego weekendu i mam nadzieję, że i Wasze Święta były przyjemne. 

„Uprowadzenie Madonny. Sztuka zagrabiona”.

Monika Kuhnke. Włodzimierz Kalicki. 

Wydana w Wydawnictwie Agora. Warszawa (2014). Ebook.

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora. Ale akurat ta książka była tą, po którą na pewno sięgnęłabym z rozmaitych przyczyn (także dość osobistych).
Redaktor Kalicki i historyk sztuki, Monika Kuhnke, pani, która działa w MSZ i pomaga w odzyskiwaniu straconych polskich dzieł sztuki, popełnili książkę. Jest to niby literatura faktu ale czyta się ją miejscami niemal jak kryminał. A na pewno są rozdziały, które spokojnie mogłyby stanowić podstawę niezłego scenariusza dla filmu kryminalnego opartego na faktach.  

Szkoda tylko, że cała rzecz dotyczy polskich dzieł sztuki. Zagrabionych w czasie zawieruchy podczas IIWŚ. Szkoda, bo podczas lektury człowiek ma ochotę rwać włosy z głowy. Dlatego, że ma się świadomość ogromu wartości dzieł sztuki, jakie na terenie Polski znajdowały się przed rokiem 1939 i tego, jak wielka grabież naszych dzieł sztuki odbyła się na przełomie kilku zaledwie lat. 

Autorzy przedstawiają dwanaście spraw zaginionych dzieł sztuki, rozpoczynając od historii z happy endem, czyli od odzyskania dzieła Aleksandra Gierymskiego i jego „Żydówki z pomarańczami”. Tych happy endów czyli powrotu zaginionych dzieł sztuki do Polski jest opisanych w książce jeszcze kilka. Jest też opisane ukrycie „Bitwy pod Grunwaldem”, która Polski nigdy nie opuściła ale była solą w oku niemieckiego okupanta jak również ale są też niestety i te historie opowiedziane, które dobrego zakończenia nigdy się nie doczekały. W tym chyba najsłynniejsze zaginione dzieło z polskiej galerii czyli „Portret młodzieńca” autorstwa Rafaela Santi. O obrazie tym swego czasu krążyło wiele plotek, jedna z nitek prowadziła nawet do Australii, gdzie podobno w jednej z prywatnych kolekcji obraz miał się znajdować. Niestety, do dziś dnia nie został on odnaleziony. 

Kuhnke i Kalicki na samym początku wymieniają książkę, która stała się pozycją obowiązkową dla każdego grabieżcy sztuki w tamtym czasie, a była to książka autorstwa Edwarda Chwalewika, pod tytułem „Zbiory polskie. Archiwa-bibljoteki-gabinety-galerje-muzea i inne zbiory pamiątek przeszłości w Ojczyźnie i na obczyźnie”. Wydana w Warszawie w roku 1926 stanowiła podstawę poszukiwań mających zakończyć się oczywiście grabieżą i wywozem danego dzieła sztuki. 
Autorzy opisują działania grabieżców mających działać na zlecenie Hitlera ale też często na własny rachunek.

Wielce interesujący jest sam opis działań polskich mających na celu odzyskanie utraconych dzieł sztuki. Często dochodzenie prawdy o danym dziele sztuki można porównać do śledztwa. Ilość czasu, który zostaje włożony w to działanie i ogrom delikatnej przecież pracy mającej na celu powodzenie jest nie do przecenienia. W działaniach biorą udział zarówno historycy sztuki, jak i politycy ale i często biznesmeni jak i zwykli ludzie. 

Książka jednak, o czym uprzedzam, obfituje w ogrom dat, nazwisk. Jest napisana z niezwykłą, typową dla historyka sztuki, skrupulatnością co być może nie dla każdego jest atrakcyjne. Na pewno jest to idealny prezent dla miłośników historii sztuki ale również pasjonatów sztuki, a zwłaszcza tych, którym dobro utraconych dzieł sztuki z terenów Polski leży na sercu i którzy z ogromem strat pogodzić się nie mogą. 

Moja ocena to 5 / 6.

 

dziś policzyłam…

…że do Wigilii dziewięć dni. A do ostatniego dnia roku raptem…siedemnaście (licząc sam dzień Sylwestra). Zleciało? Tak. Wiem, truizm. 
Po Świętach siądę i przepiszę wszystkie ważne daty do nowego papierowego kalendarza. Tak, jestem chyba jedną z niewielu osób, które wciąż takowe używają.


Zawiesiliśmy naszą gwiazdkę, ozdobę Bożonarodzeniową, jaką otrzymaliśmy od Mamowego Mikołaja. Uruchomiliśmy też lampki, które rok temu P. zawiesił na górze , pod sufitem i na żaluzjach balkonowych. Świeciły się prawie do wakacji 🙂 Chyba w maju się znudziły Janeczkowi. A potem to już my stwierdziliśmy, że teraz to poczekają do Świąt. I w Mikołajki zostały uroczyście „odpalone”.
W budynku nieopodal co roku mam miłą niespodziankę. Ktoś wiesza na balkonie wspinającego się Mikołaja. Co roku wiesza, ja co roku się miło dziwię i cieszę jak dziecko, potem Mikołaj wspina się do lutego, kiedy go zdejmują i ponownie wkracza na balkon w Mikołajki, kiedy to ja znów się cieszę bo zdążyłam do tej pory zapomnieć, że spodziewać tam się go trzeba. Miło mieć taki mały, prywatny constans 😉 W tym roku Mikołajem ucieszył się też Janeczek więc tym bardziej miło, że mam towarzysza w tej radości. 
Na patio też już powiesili lampki na jednej z trzech choinek, które rosną. Jak się wprowadzaliśmy dwanaście lat temu to choinki były choinkowymi maluchami. Teraz są drzewa jak się patrzy;) I też co roku cieszę się gdy po zmroku na jednej z nich rozbłyskuje tyle kolorowych światełek.

Życzę sobie i Wam dobrego, spokojnego tygodnia.  

włączyli…

…nam tu niedaleko sygnalizację świetlną. Pewnie nie musiało by jej być ale kierowcy nie bardzo przejmowali się pieszymi, a wiem co mówię, przejście tam z wózkiem swego czasu traktowałam jako sport ekstremalny co skutkowało przechodzeniem po innych pasach po prostu. Też bez sygnalizacji ale za to mniej niebezpiecznym. W pobliżu jednak jest szkoła, dochodziło do niebezpiecznych sytuacji i najwyraźniej udało się uzyskać sygnalizację. Światła działają od kilku czy kilkunastu już dni ale „zielone” trwa zdecydowanie za krótko. Osoba starsza czy małe dziecko niestety według mnie wciąż na pasach będzie kiedy zapali się już „czerwone”.
Wczoraj przechodzimy po pasach i ja komentuję tę sytuację. Mówię do P. „Oni chyba mierzą czas zielonego dla pieszych? Może puszczają kogoś, kto to testuje. Nie wiem kogo puścili tym razem , chyba zdrowego szesnastolatka, który dodatkowo czuje, że spóźni się do szkoły”. 
A P. na to jak zwykle konkretnie „Puścili Korzeniowskiego”.

Kurtyna.

Miłej, spokojnej niedzieli dla Was 🙂 

i tradycji …

…stało się zadość bo pierwsza kartka świąteczna oczywiście od Finetki nadeszła 🙂 Niemniej jednak tym razem podium zajmuje wraz z kartką świąteczną od kuzynki P. ze Stanów, tak więc mogę powiedzieć, że te dwa tygodnie do Świąt w nastroju około świątecznym jeszcze bardziej będą właśnie za sprawą kartek świątecznych, które zaczną powoli nadchodzić. I które zawsze sprawiają mi wiele, wiele radości.