połasiłam się…

…na niższą cenę? Połasiłam. 
To teraz mam. Mówię o kompletnie nieudanej lekturze, jaką okazała się być książka o jednym z moich ulubionych aktorów jakim jestColin Firth. Książka jest autorstwa Sandro Monettiego i nosi tytuł „Colin Firth. Zostać królem”. Cena wcale nie była z tych najbardziej oszałamiających w owej promocji ale też na szczęście nie ta, którą sobie winszują za tę książkę bo chyba bym się wściekła. A tak, tylko popsioczę ( i żeby nie było, zmogłam ją do końca bo nic mnie bardziej nie irytuję niż to jak ktoś nie przeczytał ale „wie, że to kiepskie”. Ja muszę zmóc do końca i wtedy mam pełne prawo do narzekania. Howgh.)
Nie wiem, zamierzone to było czy nie, ale Monettiemu wyszła ni mniej ni więcej ale hagiografia Colina Firtha. Skusiłam się na nią bo lubię tego aktora i chciałam poczytać o nim coś więcej. Naprawdę nie liczyłam na bazarowe ploty, po te sięgnąć można na każdym plotkarskim serwisie (inna sprawa, że już dawno nie ogarniam, kim są płaszczące się na ściankach postacie ale to inna sprawa:) ale szczerze, to jak o kimś czytam, to lubię o człowieku z krwi i kości. Autor zaś tak opisuje życie i filmografię Firtha, że gdyby nie to, że się go lubi jako aktora w sumie niezależnie, to po takiej lekturze naprawdę łatwo byłoby go znielubić. Colin Firth w zasadzie nie ma żadnych wad, jest chodzącym po świecie Świętym więc dziwi, co tu robi 🙂 Być może jestem zbyt surowa, ale według mnie za opisywanie życia kogokolwiek nie powinny się chyba zabierać osoby znające osobiście daną osobę i dodatkowo lubiące ją. Tu tę znajomość się wyczuwa i nadmiar słodu powoduje nie dość, że zgrzyt między zębami co wręcz narastające poczucie, że czujesz, jak rozwija się od tegoż nadmiaru słodu twoja próchnica.
Można by uprzeć się, żeby tę książkę potraktować jedynie jako ogarnięcie dotychczasowego dorobku filmowego Colina Firtha ale i tam jest miód i słód, po prostu autor wszędzie, gdzie się da słodzi do …przesady (chciałam użyć takiego kolokwializmu ale może co wrażliwsi by się poczuli urażeni to niech będzie tak). Naprawdę dawno nic mnie tak nie zawiodło książkowo, nie zirytowało wręcz i sama siebie trochę żałuję, że się zawzięłam i zmogłam. 
Nie zdziwi Was zapewne moja ocena, którą jest 2 / 6. 

Dla wyrównania, bo jakiś czas temu zapomniałam o tym wspomnieć a rzecz dotyczy poezji. Tam już trafiła się promocja z prawdziwego zdarzenia, z okazji Krakowskich Targów Książki, które były i nabyłam zbiór poezji Władysława Broniewskiego pod tytułem „Wierszem przez życie. Poezje” . Wiersze tam umieszczone wybrał Mariusz Urbanek autor rewelacyjnej biografii Władysława Broniewskiego, o której pisałam dwa lata temu przeszło w tym wpisie.

Wiersze wojenne i około wojskowe, tak to ujmę, nie porwały mnie, nie moje to zdecydowanie klimaty choć na pewno czuje się ich siłę i natężenie emocji, nie zaprzeczę. Natomiast to, co powaliło mnie na kolana, to wszystkie tam umieszczone wiersze związane ze śmiercią Anki, jak również do Niej skierowane. Nie chcę nic więcej pisać, bo emocji jest zbyt wiele, jednak powiem jedno, nieważne, czy osierocony rodzic jest poetą, urzędnikiem, malarzem, czy pracownikiem sieciowej restauracji. Ból i tęsknota, niemoc pogodzenia się z tym, co się stało, bunt, żal, łzy, to wszystko jest dla tychże rodziców osieroconych zrozumiałe bo odczuwają podobne emocje. Zbiór tych wierszy zdecydowanie oceniam wysoko czyli 5 / 6.

A teraz jestem tak wymęczona tą nieudaną książką o Colinie, że sięgnęłam po sprawdzoną Charlotte Link. Tak, tommyknocker, wychodzi na to, że miałeś rację, że listopad jest u mnie miesiącem pani Link i chyba z tego, co widzę zanosi się, że dalej tak będzie 🙂 Skorzystałam oczywiście z promocji na ebook i zaczęłam jej książkę pod tytułem „Przerwane milczenie”. Oby lektura nie zawiodła mnie tym razem.