spacer…

…”na miasto” czyli w bardziej konsumpcyjne nasze okolice a nie leśne na przykład, zaowocował odkryciami i masą bodźców, które z kolei zapewniły natychmiastową po powrocie, drzemkę. Najmłodszego członka rodziny, niestety. Ci więksi bowiem rzucili się w wir pracy. 
Ale wracając do spaceru, to i udana wyprawa do sklepu z bolesławiecką ceramiką (pewnie przed Świętami jeszcze tam zajrzymy), i sprawdzona nowa piekarnia, która otworzyła się w miejsce dawnej kafejki ze wspaniałą kawą (nie mogę odżałować). Nowa piekarnia okazała się piec wspaniałe drożdżówki, ta z jabłkiem, którą zjadłam , okazała się być chyba najlepszą jaką jadłam. Następnie okazało się, że w miejscu czegoś tam, co kiedyś tam było (coś spożywczego chyba?) otworzyła się nowa cukiernia. Pani piecze na miejscu, widać, że to osoba, która pasję przekuła w zawód. Tak chyba najlepiej. Pani z bliźniakami, której przytrzymałam drzwi, żeby spokojnie wyszła, chyba tak się ucieszyła z tego drobnego w sumie gestu pomocy, że podzieliła się z nami informacją, że mają tam przepyszne ciasta. Wczoraj wstąpiła po sernik pistacjowy i dziś wróciła. My nabyliśmy sernik ale migdałowy. Jutro skosztujemy:) 
Masą bodźców i atrakcji okazały się prace przy sygnalizacji świetlnej, którą nam po wielu wielu latach i monitach w okolicy na naprawdę ruchliwym i mało fajnym przejściu dla pieszych, stawiają. Prace są powiązane z remontem chodnika i przeniesieniem bądź udogodnieniem ścieżki rowerowej, co wiązało się nie tylko z masą panów robotników jak i KOPARKAMI 🙂 Nie mogliśmy Janeczka odkleić dosłownie 🙂 Po drodze trafił się jeszcze MIAUCZĄCY kot. Mamy tu już zaprzyjaźnionego kota, którego czas jakiś temu Janeczek głaskał (jak On to wspomina, jak się cieszy chłopak na wspomnienie, jak o tym opowiada!) ale jak do tej pory żaden kot nie miauczał. No nie chciały i już 😉 A tego usłyszałam zanim jeszcze zobaczyłam.
Do tego dziewczynka, która miała różowy kubraczek i jakąś różową zabawkę. Ogólnie masa atrakcji i doznań, ha. Dla takiego małego człowieka aż nadto.
Podczas drzemki Janeczka ja odwaliłam kawał zdecydowanie potrzebnej roboty. Nie, nie jestem idealną panią domu, zdecydowanie nawet koło takiej nie stałam, cóż, oddaję innym to miano, natomiast nawet ja odczuwam zdecydowane potrzeby porządkowo estetyczne raz na czas jakiś i oto nadszedł czas gablotki z masą durnostojków (w tym moją kolekcją laleczek Kokeshi).

Ufff…jestem zdecydowanie padnięta ale zadowolona z fajnego efektu własnej pracy 🙂