…wczoraj i dziś. Na jutro zapowiadają silniejsze opady, a na czwartek, co mnie szczególnie interesuje, niestety, nawet i śnieg oprócz wspaniałości w postaci ujemnych temperatur. Niby nie powinno mnie to dziwić bo to jesień ale każdorazowo nie cieszy, taka prawda.
Jestem po lekturze książki „W poszukiwaniu istoty czasu” Ruth Ozeki. Przyznam się, że autorka kompletnie mi nie była znana do czasu lektury, na którą zdecydowałam się za sprawą promocji, nie inaczej, na ebook. Nie żałuję bo książka jest w sporej mierze o Japonii. Sama autorka, Ruth Ozeki, ma korzenie japońskie.
Nie wiem co w jej książce jest autobiograficzne a co stanowi jedynie pomysł jej samej bo sporo elementów autobiograficznych znaleźć można.
Poznajemy autorkę książek, którą od pewnego czasu trapi posucha. Pomysłów na nową książkę brak. Mieszka ona na jednej z kanadyjskich wysp ze swoim mężem i kotem. Pewnego dnia natrafia na niezwykłe znalezisko wyrzucone nocą na brzeg morza. Jest to zawiniątko z niezwykłościami pewnej japońskiej szesnastolatki, w tym jej pamiętnikiem.
Ruth, owa autorka, zaczyna czytać pamiętnik dziewczyny i z każdym niemal słowem, zaczyna coraz bardziej pragnąć poznać dziewczynę ale przede wszystkim dowiedzieć się co się z nią i jej bliskimi stało po słynnym tsunami z 2011 roku. Zaczyna swoje własne prywatne śledztwo mające doprowadzić ją do kontaktu z Naoko.
To dość dziwna książka, z według mnie, trochę nie do końca przemyślanym zakończeniem. Zakończenie jest trochę dziwne bo jakby wymyślone na szybko, a szkoda, bo był wątek, który można było pociągnąć, nie chcę jednak za wiele pisać.
Poza zakończeniem jednak nie mam specjalnie do czego się przyczepić. Chociaż nie jest to książka zbyt radosna, opisuje bowiem bardzo niedobre zdarzenia i smutne losy Naoko, która pada ofiarą szkolnego prześladowania, co poznajemy z najbardziej drastycznymi szczegółami.
To książka o przeciwnościach losu, o niezrozumieniu przez najbliższych, o bolesnym zderzeniu kultur i mentalności. O zbieżności losów, wydarzeń, sytuacji. Ale także o tym, jak dziwny jest czas. I że być może wcale nie jest dla nas tak znany i dający się poznać, jak może nam się wydawać. Ten aspekt wydaje się być najciekawszy. Czy na pewno to, co przeżywamy to realność, rzeczywistość? A może sen? Nasz? Czy może czyjś? Takie i inne pytania przychodzą do głowy podczas lektury tej książki.
Sporo w niej odniesień do buddyzmu bo autorka sama jest buddystką.
Moja ocena waha się pomiędzy 4.5 a 5 / 6 i na biblionetce podarowałam jej ostatecznie ocenę 5 / 6.
