koniecznie…

…zabierzcie Małego do Akwarium w Gdyni. Tak nas namawiała znajoma rok temu w Karwi poznana, kiedy znów się w tym roku w Karwi spotkawszy, omawiałyśmy co można zaserwować w ramach rozrywki starszym już nieco dzieciom. „Naszej Zosi bardzo się podobało!”. 
Na Gdynię wtedy się nie skusiliśmy (na pewno pojedziemy gdy Janeczek będzie starszy) chociaż tamto miejsce to jedno z moich najulubieńszych (pamiętam je jeszcze za siermiężnych czasów, a teraz podobno jest po remoncie i super prezentują się ryby i morskie stworzenia wszelakie).

Za to myśląc, że może miała rację tak nas namawiając owa znajoma a także mając na uwadze to, że Janeczek do dziś pokazuje, jak prychała foka z Fokarium w Helu (czerwiec!) i jak głaskał Konika Polskiego w Popielnie (sierpień) stwierdziliśmy, że co jak co ale powinno Mu się spodobać na wystawie Oceanarium, która (niestety na miesiąc tylko) przyjechała do jednego z warszawskich centrów handlowych.

Zapłaciliśmy za bilet i wparadowaliśmy do środka uradowani, że dziecko będzie mieć rozrywkę a w środku od samego wejścia kusiły piękne ryby, koralowce i ukwiały. 
Chwila, moment, a gdzie nasz Syn?
Jak to przy wyjściu?

Powiedzmy tak.
Wystawę oblecieliśmy (niemal dosłownie) w chwilę i to głównie, żeby rodzice sobie pooglądali.

Syn łaskawie zezwolił na trzy fotki, przy murenach, na które patrzył z wyraźnym „dziwne są te stwory” wypisanym na twarzy, przy żółwiaku chińskim i przy jeszcze jednych rybach.

Dobrze, że przynajmniej na koniec został obdarowany balonikiem z nazwą wystawy.

Inaczej miałby święte prawo mieć do nas pretensje za zmarnowany wieczór 🙂