Wydana w Wydawnictwie Egmont . Warszawa (2013). Ebook.
Przełożyła Joanna Kazimierczyk.
Tytuł oryginału The Blue Castle.
Nie jest to niestety tłumaczenie, które by rzucało na kolana. I to jedyna rzecz, do której się przyczepię. Tłumaczenie, które znałam z kolei „polonizowało” imiona bohaterów, co ciekawe, nie pamiętam, jak miała w tamtej wersji na imię główna bohaterka, która ma na imię Valancy, (czy tam nie ochrzczono ją Joanną?). Pamiętam za to z tamtej starszej wersji Cesię ale ogólnie o wiele większe poczucie humoru cechowało osobę, która popełniła tamto tłumaczenie. Szczególnie widać to w żartach upierdliwego wuja Beniamina, szczególnie zaś w ripoście, jaką główna bohaterka daje mu na jeden z głupich żartów, kiedy już wyzwala się spod pantofla rodzinki.
Skorzystałam z kolejnej promocji na ebooki i powróciłam do jednej z moich ukochanych książek w dzieciństwie (późnym) i młodości (wczesnej).
Nie pamiętam już kiedy czytałam ją ostatni raz. Musiało to być bardzo, bardzo dawno. I jak po nią sięgnęłam tak…przepadłam. Nie mogłam się oderwać!!!
Co to za wspaniała, ponadczasowa książka. Wspominałam o niej kiedyś pisząc w kontekście pierwszych feministycznych książek (o, proszę, w tym tu wpisie) ale wtedy do niej nie wróciłam.
„Błękitny Zamek” to wspaniała opowieść o wyzwoleniu się. Oto młoda kobieta, która żyje w czasach, w których kobieta niezamężna nie może posiadać żadnej wolności prywatnej, jest skazana na więzienie staropanieństwa pod czujnym okiem starzejących się członków rodziny. To czasy, w których ta kobieta jest jeszcze wciąż średnio dobrze wykształcona, gdyż nikt o to nie zadbał a jej samej z przyczyn finansowych trudno było o to zawalczyć. To czasy, gdy taka kobieta wychowywana jest na bycie żoną i matką. I nikim poza tym.
To czasy, w których taka kobieta wolna czuć się możne jedynie w sferze własnych marzeń (nikomu nie opowiadanych, oczywiście). W tym przypadku, w Błękitnym Zamku.
Główna bohaterka budzi się w dniu swoich dwudziestych dziewiątych urodzin i w tym dniu praktycznie rusza się malutki kamyczek, który uruchomi lawinę zmian w jej życiu. Ale budząc się Valancy oczywiście tego jeszcze nie wie.
Cudowna, wspaniała opowieść o wyzwoleniu się. Spod jarzma konwencji, spod jarzma tego, „co wypada, co trzeba” i spod jarzma obaw „co ludzie powiedzą”. Fakt faktem, to wyzwolenie u bohaterki spowoduje pewna wiadomość, która nią wstrząśnie ale w przypadku rewolucji chyba tak właśnie dzieje się najczęściej.
To książka zaskakująco aktualna. Co prawda teraz dwudziestodziewięciolatka bez męża nie jest wytykana palcem i w większości o wiele lepiej wykształcona niż Valancy ale wciąż wiele osób daje się zamknąć w więzieniu „konwenansów”, obowiązków, fałszywego poczucia powinności itd itp. I wciąż wielu osobom przydałby się motywujący kop od losu, który pozwoliłby ruszyć do przodu i nareszcie coś zmienić konkretnie w swoim życiu.
Czytałam tę książkę mimo, że pamiętałam co się wydarzy, niemal z wypiekami na twarzy. Kibicowałam Valancy w jej przetworzeniu się z niepewnej poczwarki w kolorowego motyla i dorośnięciu do bycia samodzielną i WOLNĄ.
Podczas lektury dwa razy spłakałam się okrutnie. Mimo, że nie jest to jak wspomniałam tak z poczuciem humoru tłumaczona książka, do której przywykłam, wiele razy też zdrowo się uśmiałam.
Cieszę się, że ktoś zrobił na nią promocję i że mogłam za pięć złotych przypomnieć sobie coś tak dobrego. Co wciąż daje do myślenia, co gdzieś tam uruchamia jakieś podskórne refleksje, emocje. Ale to dobrze, taka właśnie powinna być bardzo dobra książka.
No i co najważniejsze, a co?! 🙂 Jest happy end.
Z ogromną przyjemnością oznajmiam, że moja ocena to 6 / 6.
