…popełniłam na tym blogu pierwszy wpis, o ten właśnie.
Jak widać, dekadę temu byłam lakoniczna i najwyraźniej nie przewidywałam kompletnie co znaczy blogowanie, i jak to się wszystko kręci. Chociażby sądząc o czym będę pisać. A o czym nie.
Dziesięć lat w sieci to sporo czasu (nie chciałabym używać popularnego kolokwializmu:). Cieszę się, że wtedy zaczęłam pisać i cieszę się, że pomimo kilku momentów, gdy chciałam skończyć pisanie blogu, nie skończyłam jednak.
Przez tę dekadę przez ten blog przewinęła się wielka ilość osób. I chociaż mój blog nigdy nie był specjalnie promowany (kiedy jeszcze gazeta promowała swoje blogi na głównej stronie pojawił się dwa razy), to powoli, powolutku, udało mi się najwyraźniej zdobyć stałe grono czytelników.
Nie wiem jak naprawdę jest liczne bo nie kieruję się ilością komentarzy, których za wiele na ogół pod wpisami przecież nie ma (ale nie jest to wyznacznik tego ile osób czyta bo nie każdy kto czyta, zostawia komentarz). Kiedyś bawiłam się statystykami, to znaczy sprawdzałam skąd ludzie do mnie zaglądają i czego poszukują, potem ulubione statystyki kazały sobie słono płacić a te googlowe kompletnie mi nie podeszły, więc i to zaniechałam, a więc, podsumowując, pojęcia nie mam czy odwiedza mnie dużo osób czy też nie.
Cieszę się bardzo, że zaczynając swoją przygodę z blogowaniem nie miałam zielonego pojęcia co zdarzy się w moim życiu siedem lat później.
I bardzo cieszę się, że mogę pisać na niektóre nowe tematy, na temat których w pewnym czasie myślałam, że nie napiszę nigdy w życiu.
Dzięki blogowi poznałam sporo osób, najwięcej wirtualnie ale parę z nich i w realu. I chociaż znajomości te w większości nie przetrwały to miło je wspominam. Chociaż są kontakty, których żałuję, że nie przetrwały.
Pewnie zbyt serio podchodzę do wirtualnego świata, niestety.
Usiłuję sobie przypomnieć tamtą Chiarę76 sprzed dziesięciu lat i jakoś nie bardzo mi się to udaje. Może i dobrze, może nie ma co za bardzo sięgać w przeszłość a raczej spoglądać z nadzieją w przyszłość.
Chciałabym napisać coś z sensem w tym dniu ale niestety, upał za oknem zlasował mi mózg (buntują się też urządzenia elektroniczne).
A więc po prostu, prosto z mostu, częstuję wirtualnym jadłem i napitkiem. Umówmy się, że jest to tort malinowy, taki, jaki zamówiliśmy rok temu na pierwsze urodziny Janeczka (pani tworzy arcydzieła smakowo wyglądowe:) a napoje, to wedle uznania. Dla mnie na procenty zdecydowanie jest za gorąco a nie mam zamiaru ubzdryngolić się we własną blogową rocznicę.
Ciekawe, co napiszę jak blogowi stuknie dwadzieścia lat 🙂
