…czyli nadszedł czas gdy odpalamy film, który znamy chyba na pamięć. I? Co z tego? Kto bogatemu ( chciałoby się :P) zabroni? 

Uwielbiamy ten film. Właściwie nie umiałabym powiedzieć, który wątek nie podoba mi się bo tak naprawdę każdy mnie wzrusza, bawi, martwi. Bo płaczę nad małżeństwem Karen, martwię się i denerwuję decyzją Sary (to ta od brata) . Mam wielki sentyment do wątku „lizbońskiego” i za każdym razem chichram się nieprzytomnie jak ulicami i schodami Lizbony Jamie Bennett wędruje (a wraz z nim połowa mieszkańców miasta 😉 ) w kierunku knajpki, w której pracuje Aurelia (siostra Aurelii rządzi :)).

Ale lubię też wątek menadżera oryginalnego muzyka, zaśmiewam się nad Colinem lecącym do USA na podbój 🙂 

Wzrusza mnie miłość ojczyma do małego Sama i uważam za jedną z bardziej ładnych scen tę z „performancem” kartkowym jaki organizuje nieszczęśliwie zakochany w Juliet Mark, przyjaciel mężą Juliet.
Jest jeszcze Natalie z nieco niewyparzonym językiem 🙂  no i parka, która poznała się na castingu do nieco, hmmm, oryginalnej roboty 😛

Wiem, że nie będę oryginalna bo napisano o tym filmie wiele, ale ujmuje mnie wątek pokazania miłości w różnych jej aspektach i ujęciach. Jedną z moich ulubionych scen jest ta rozpoczynająca i kończąca film (spinająca klamrą całość) czyli scena powitania na lotnisku. Nie wiem, zagrane to czy nie ale faktycznie przecież w takich miejscach , a zwłaszcza przed Świętami, widać najbardziej to, że ludzie cieszą się na bycie razem, ze sobą, i to, że miłość , przyjaźń (a to podobno odmiana miłości przecież) to uczucia, które potrafią uskrzydlić …